niedziela, 30 września 2018

Jonny Daniels – sztukmistrz z Izraela

Kreując Danielsa na naszego przedstawiciela na arenie międzynarodowej sprawiliśmy, że cała nasza polityka wizerunkowa, wisi na jednym włosku – dobrej woli pana sierżanta.

I. Spadochroniarz z Tel-Avivu

Postacią Jonathana Danielsa zainteresowałem się po raz pierwszy w związku z wyjazdową sesją Knesetu, do której miało dojść w Auschwitz 27.01.2014 w 69. rocznicę wyzwolenia obozu. Ostatecznie skończyło się na kilkudziesięcioosobowej delegacji izraelskich deputowanych i ministrów, do oficjalnego spotkania międzyparlamentarnego doszło zaś nieco później tego samego dnia na Wawelu. Jednakże, przyglądając się sprawie nieco bliżej, ze zdumieniem odkryłem, że za tą bezprecedensową wizytą nie stoją rządy obu państw, lecz... bliżej nieznany osobnik nazwiskiem Jonny Daniels zawiadujący fundacją „From The Depths”. Wtedy można było jeszcze na oficjalnej stronie fundacji przeczytać skrócony biogram samego Danielsa (byłego spadochroniarza w stopniu sierżanta sztabowego, a później współpracownika wielu prominentnych osób publicznych w Izraelu, obracającego się na styku polityki, biznesu i wojska), jak i czołowych postaci firmujących „From the Depths”, takich jak Szewach Weiss, Dalia Itzik (była izraelska minister wielu resortów i przewodnicząca Knesetu) czy prominentni dyplomaci i prawnicy. Dziś na stronie organizacji Danielsa próżno tego typu informacji szukać.

Jonny Daniels już w tamtym okresie dał się poznać jako postać dość śliska i racząca publiczność najróżniejszymi wersjami co do okoliczności swego nagłego zaangażowania w Polsce. Raz twierdził, że wpadł na pomysł wizyty Knesetu pół roku wcześniej, podczas krakowskiego Festiwalu Kultury Żydowskiej, by innym razem przekonywać, że organizacja wizyty zajęła mu... 10 lat (szczególne, bowiem Daniels miał wtedy 27 lat, więc wychodziłoby, że przygotowaniami zajmował się już jako 17-latek). Charakterystyczne było również zaprzeczanie post factum, jakoby w Auschwitz planował „sesję wyjazdową” Knesetu (podczas gdy jeszcze w październiku 2013 sam mówił w wywiadzie dla PAP: „Będzie to wydarzenie bez precedensu - największe zagraniczne posiedzenie izraelskiego parlamentu), jak i zbywanie pytań o źródła finansowania imprezy (Daniels twierdził, że wszystko jest efektem oddolnego crowdfundingu, podczas gdy izraelski portal ynetnews.com podał, iż sponsorem był „anonimowy milioner ocalały z Holocaustu”). Przypominam te sprzeczności, bo pokazują one modus operandi sierżanta Danielsa, na który składają się manipulacje, sprzeczne wypowiedzi, przemilczenia i robienie wokół siebie dużo szumu połączone z unikaniem jakichkolwiek konkretów na swój temat.


II. Dyzma na salonach władzy

Biorąc powyższe pod uwagę, tym większym zaskoczeniem jest oszałamiająca kariera Jonny Danielsa w obecnej Polsce. Jak widać, zdolny sierżant potrafił sobie wydreptać dojścia nie tylko w rządzie PO, lecz również w PiS. Coraz więcej osób zadaje sobie pytanie, jakim cudem ten człowiek znikąd, z nader niejasną przeszłością (a mówiąc wprost – od którego na kilometr czuć Mossadem) stał się nagle wszechobecną postacią polskiego życia publicznego. Ma fotografie ze wszystkimi liczącymi się politykami obozu rządzącego, otwierają się przed nim drzwi politycznych gabinetów i medialnych salonów, organizuje szabasowe kolacyjki z udziałem wicepremierów rządu, zapala chanukowe świeczki z marszałkiem Senatu i prezydentem, organizuje premierowi spotkanie z przedstawicielami banku JP Morgan w Nowym Jorku, świadczy poprzez swoją firmę „Jonny Daniels PR” usługi piarowskie na rzecz państwowego przewoźnika LOT i leci u boku min. Glińskiego do Singapuru otwierać nowe połączenie lotnicze... Ba, nawiązuje nawet współpracę z o. Tadeuszem Rydzykiem i jako współorganizator konferencji „Pamięć i Nadzieja” „autoryzuje” ze strony żydowskiej kaplicę poświęconą Polakom ratującym Żydów. W tym ostatnim przypadku deal jest zrozumiały – o. Rydzyk pozbywa się odium „antysemity”, zaś Daniels zyskuje jeszcze szerszy dostęp do środowisk prawicowych i partii rządzącej.

Jednocześnie ten sam Daniels bardzo szybko wchodzi w buty surowego recenzenta polskiego życia publicznego. Z jednej strony dopieszcza nas miłymi wypowiedziami o Polsce, tudzież nadzwyczajnych relacjach łączących nas z Izraelem i środowiskami żydowskimi, z drugiej zaś potrafi bezpardonowo uderzyć – składa zawiadomienie do prokuratury po Marszu Niepodległości 2017 (krytykując przy okazji polski rząd za opieszałą reakcję na rzekome rasistowskie ekscesy), bierze na celownik środowiska narodowców żądając delegalizacji ONR, bezceremonialnie „polemizuje” m.in. z Grzegorzem Braunem czy Rafałem Ziemkiewiczem. Do historii przeszła jego wypowiedź o inicjatywie dr Ewy Kurek dot. wznowienia ekshumacji w Jedwabnem: „Nawet jeśli pod tą inicjatywą podpisze się 40 milionów osób, ekshumacja w Jedwabnem nie odbędzie się” (sam natomiast stał za ekshumacją odnalezionych w Dobrzyniu grobów przedwojennych Żydów). Jest również zdecydowanym krytykiem nowelizacji ustawy o IPN penalizującej kłamliwe obarczanie Polski odpowiedzialnością za zbrodnie III Rzeszy. Co więcej, otwarcie głosi swoistą asymetrię w podejściu do pamięci historycznej. W wywiadzie dla tygodnika „Sieci” stwierdza wprost, że Żydzi mają prawo mówić o polskiej granatowej policji, natomiast Polacy na temat policji żydowskiej w gettach powinni milczeć z uwagi na „żydowską wrażliwość”.


III. Wizerunek Polski w rękach pana sierżanta

Jonny Daniels uchodzi za człowieka wykonującego dla Polski dobrą robotę, poprawiającego nasz międzynarodowy wizerunek i relacje polsko-żydowskie. Cóż, ostatnia awantura wokół ustawy o IPN tego nie potwierdza, chyba, żeby przyjąć, iż ową „poprawą” była polska kapitulacja osłodzona wspólnym oświadczeniem Morawieckiego i Netanjahu – a wszystko w atmosferze tajnych narad w wiedeńskim ośrodku Mossadu. Na dodatek sam zainteresowany ani myśli ujawnić przed opinią publiczną źródeł finansowania swej fundacji, zasad na jakich prowadzi w Polsce interesy (choćby tego, ile zarabia na współpracy z LOT), nie mówiąc już o wyjaśnieniu różnych niejasnych aspektów ze swej przeszłości. Innymi słowy, człowiek, który urasta niemalże do roli „szarej eminencji” współkształtującej naszą politykę zagraniczną na tak wrażliwych odcinkach jak relacje z USA i Izraelem jest chodzącym zaprzeczeniem transparentności. Daniels znany jest również z tego, że blokuje na swych profilach na portalach społecznościowych każdego, kto ośmiela się zadawać mu niewygodne pytania. Również „Warszawska Gazeta” zwróciła się do niego z pytaniami dotyczącymi jego przeszłości i działalności w Polsce, na które, rzecz jasna, nie odpowiedział. Zarazem ma wokół siebie grono oddanych obrońców skupionych w wiodących mediach prawicowego mainstreamu, którzy wszelkie wątpliwości i głosy krytyki uciszają zgodnym jazgotem o „ruskiej agenturze”. Ostatnio, po ukazaniu się w internecie raportu Łukasza Bugajskiego „Kim jest Daniels?” (i skandalu z przebiciem opon w samochodzie Danielsa) z pomocną dłonią pośpieszył tygodnik „Sieci”, kreując swojego bohatera na ofiarę brudnych, politycznych rozgrywek.

Oczywiście, taka kariera sierżanta Danielsa nie byłaby możliwa bez osobistego przyzwolenia Jarosława Kaczyńskiego – i można się domyślać stojących za tym motywacji. Mając przeciw sobie świetnie zorganizowaną krajową i międzynarodową żydowską diasporę, Kaczyński zapewne uznał za konieczne stworzenie jakiejś przeciwwagi. Nie bez znaczenia jest również dający się odczuć po prawej stronie pewien kompleks przejawiający się pragnieniem, by przyjechał do Polski jakiś „dobry Żyd z ludzką twarzą” który powie, że nie jesteśmy antysemitami, współsprawcami Holocaustu - i generalnie, odda nam sprawiedliwość. I właśnie tę emocjonalną potrzebę obsługuje Jonny Daniels – na zmianę z dyscyplinowaniem nas, gdy zaczynamy zanadto podskakiwać. Efekt jest taki, że kreując Danielsa na naszego przedstawiciela na arenie międzynarodowej de facto uzależniliśmy się od niego i teraz cała nasza, pożal się Boże, polityka wizerunkowa, wisi na jednym włosku – dobrej woli pana sierżanta. A ten będzie ją wykazywał, dopóki będzie mu się to opłacało.


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Knesset From the Depths

...i po Knesecie


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 39 (28.09-04.10.2018)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz