czwartek, 20 września 2018

Trójmorze czy Mitteleuropa?

Może się okazać, że pewnego dnia ockniemy się z Trójmorzem sprowadzonym do roli instytucjonalnej emanacji niemieckiej Mitteleuropy.

I. Niemcy wkraczają do Trójmorza

Ledwo co zdążyłem napisać o kolejnej odsłonie mocarstwowych planów Niemiec („Niemiecka Europa”) - a tu, jak diabeł z pudełka wyskoczyła informacja, że Niemcy złożyły wniosek o dopuszczenie ich do obrad szczytu Inicjatywy Trójmorza w Bukareszcie (17-18 września) w charakterze „państwa partnerskiego”. Co więcej, jak się dowiadujemy, Polska (a konkretnie Kancelaria Prezydenta, czyli oficjalnego przedstawiciela naszego kraju na szczycie) ów wniosek poparła. Swoją zgodę muszą wyrazić jeszcze pozostałe kraje (prócz Polski - Austria, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Rumunia, Słowacja, Słowenia i Węgry) lecz można się spodziewać, że po polskiej akceptacji jest to jedynie formalnością. Tymczasem warto przypomnieć, że dopiero co wyszło na jaw, iż kanclerz Merkel zabiega o fotel szefa Komisji Europejskiej dla polityka z Niemiec, zaś tamtejszy minister spraw zagranicznych Heiko Maas opublikował artykuł w którym zarysował wizję Unii Europejskiej jako superpaństwa pod niemiecką hegemonią, zdolnego w sojuszu z Rosją do konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi obsadzonymi w roli głównego przeciwnika. Dodajmy, iż chodzi o te same Stany Zjednoczone, które mają być geopolitycznym patronem Trójmorza.

Widać zatem wyraźnie, że Niemcy wsadzają stopę w drzwi – a my, zamiast te drzwi przytrzasnąć, chociażby zbywając wniosek Berlina potrzebą konsultacji z pozostałymi partnerami, entuzjastycznie otwieramy je na oścież. Najwyraźniej prezydentowi Dudzie i jego otoczeniu udzieliła się przypadłość, którą towarzysz Stalin określił jako „zawrót głowy od sukcesów”. 18 września ma dojść do spotkania w Białym Domu z prezydentem Trumpem, zatem uznano zapewne, że dobrze byłoby je obudować wizerunkowo równoległym szczytem Trójmorza z udziałem głównego europejskiego gracza – który na dodatek właśnie do nas zwrócił się po prośbie i za naszą zgodą został dopuszczony do stolika. Owe splendory mają zaświadczyć, iż Trójmorze nie jest prowincjonalnym, mało ważnym projektem, lecz staje się poważną inicjatywą budzącą głębokie zainteresowanie kontynentalnych potęg. Sugerowałaby to wypowiedź Krzysztofa Szczerskiego o „rosnącym znaczeniu [Trójmorza] w polityce europejskiej i euroatlantyckiej” oraz o tym, że „Prezydent Andrzej Duda od początku zawiązania Inicjatywy Trójmorza konsekwentnie głosił przekonanie, że powinna ona stać się ważnym mechanizmem współpracy państw na rzecz harmonijnego rozwoju i bezpieczeństwa całej Europy. Jeśli kolejny, ważny kraj, podpisuje się pod ta ideą to znaczy, że jest ona słuszna i ma szanse utrwalić swoją rolę w polityce międzynarodowej”.

I nawet można by się zgodzić z diagnozą, że w Inicjatywie tkwi potencjał, nie okazała się ona bynajmniej efemerydą lecz przeciwnie – stopniowo konkretyzuje wewnętrzną współpracę. Tegorocznemu szczytowi towarzyszyć będzie Forum Biznesu (przy współpracy z amerykańskim Atlantic Council), powstać ma wspólny fundusz energetyczny oraz lista strategicznych projektów międzysystemowych z zakresu transportu, energii czy technologii cyfrowej, a uczestnicy liczą na nawiązanie współpracy z firmami z USA. Nic więc dziwnego, że również Berlin będzie chciał się temu interesowi przyglądać z bliska, potwierdzając tym samym, iż traktuje trójmorską integrację nader poważnie.


II. Wspólnota Narodów Trójmorza

Tyle, że zamiar Niemiec jest oczywisty – chodzi o zachowanie kontroli nad obszarem Mitteleuropy. Trójmorze pod amerykańskim parasolem stanowi bowiem zagrożenie dla ich żywotnych interesów politycznych i gospodarczych, a zneutralizowanie wpływów Waszyngtonu w regionie staje się w warunkach wojny handlowej jednym z kluczowych warunków zbudowania „Niemieckiej Europy”. I temu właśnie ma służyć obecność niemieckiej delegacji – a nie wyrażaniu uznania i cmokaniu z zachwytem nad środkowoeuropejską dynamiką. Co gorsza, jeśli udział Niemiec w obradach nie okaże się jednorazowy, lecz zadomowią się w Trójmorzu na dłużej, to mogą swój cel osiągnąć, skutecznie pacyfikując „buntowniczy” projekt.

Warto tu nadmienić, że Trójmorze w pierwszym rzędzie – czego nawet nikt specjalnie nie ukrywał – stanowić miało narzędzie służące wytworzeniu swoistej „wielobiegunowości” w ramach Unii Europejskiej. Tworzące je kraje czuły, że są tłamszone niemiecką przewagą i poddawane kolonialnej eksploatacji. Dlatego właśnie uznały, że należy zacieśnić współpracę i połączyć swe potencjały, by uzyskać efekt synergii. Inicjatywa miała równoważyć dominację Berlina na różnych polach, umacniać podmiotowość zarówno Europy Środkowej jako całości, jak i poszczególnych państw. Miała, krótko mówiąc, wywindować nasz region „ściśnięty” między Niemcami a Rosją do roli samodzielnego gracza – przynajmniej w ramach Unii. Wszystko to odbywa się na zasadach równoprawnych, partnerskich, bez piętrowego „ważenia głosów” w zależności np. od demograficznego potencjału, z czym mamy do czynienia w UE. Uszanowana jest odrębność oraz interesy poszczególnych państw, co nabiera dodatkowego znaczenia i atrakcyjności dla uczestników Inicjatywy w konfrontacji z rosnącym zamordyzmem Brukseli. Kraje regionu ustaliły współpracę wg prostej zasady – współdziałamy możliwie ściśle tam, gdzie nasze cele są zbieżne i staramy się wynieść z tego maksimum korzyści. Dobrze obrazuje to ukute w Instytucie Myśli Schumana hasło „Wspólnota Narodów Trójmorza” będące nawiązaniem do idei „Europy narodów”. Z Niemcami wewnątrz Trójmorza ta formuła jest nie do utrzymania, albowiem, jako się rzekło, interesy Berlina są w oczywisty sposób przeciwstawne i sprowadzają się do utrzymania środkowoeuropejskich kolonii pod butem.


III. Lis w kurniku

W tych warunkach zapraszanie Niemiec na szczyt w Bukareszcie przypomina wpuszczanie lisa do kurnika. Już sama obecność niemieckiej delegacji może na niektórych uczestników podziałać paraliżująco. A należy liczyć się i z tym, że Niemcy będą intrygować, przekupywać obietnicami (np. jeśli chodzi o korzystne dla poszczególnych krajów zapisy w przyszłym euro-budżecie), nastawiać członków szczytu przeciw sobie... Innymi słowy – możemy mieć powtórkę - tyle, że w skali makro - ze sprawy unijnej dyrektywy w kwestii pracowników delegowanych, kiedy to Macronowi skutecznie udało się rozbić środkowoeuropejską solidarność. Dodatkowo, dzięki bezpośredniemu uczestnictwu w obradach, Berlin uzyska dostęp do newralgicznych informacji, których z pewnością nie omieszka wykorzystać.

Niemcy tymczasem bezpardonowo prą do przodu – niedawno „przyklepały” budowę lądowej odnogi Nord Stream 2 (gazociąg EUGAL) mającej biec od bałtyckiego wybrzeża do granicy z Czechami. Pierwsza nitka ma zostać położona do końca 2019 r., a druga do końca 2020. Imponujące tempo, można się więc domyślać, że w Bukareszcie niemiecka delegacja będzie szczególnie zainteresowana planami energetycznymi Trójmorza. Biorąc pod uwagę „strategiczne partnerstwo” niemiecko-rosyjskie, równie dobrze można by na szczyt zaprosić Putina, tak by nic nie stanęło obu „partnerom” na przeszkodzie w ustaleniu wspólnej kurateli nad niepokornym regionem. Warto też rozważyć, jak zaproszenie Niemiec do rozmów zostało odebrane w Waszyngtonie i co w związku z tym usłyszy 18 września prezydent Duda od słynącego z impulsywności Donalda Trumpa.

Należy sobie zatem powiedzieć jasno – Trójmorze z Niemcami na pokładzie nie ma sensu, gdyż prędzej czy później zostanie przez nie zdominowane, a wpływy amerykańskie „wypchnięte” - choćby dlatego, że Niemcy leżą tuż pod bokiem, rozdają karty w UE i dzielą kasę. Tym samym, może się okazać, że Berlin w krótkim czasie skolonizuje politycznie i gospodarczo tę inicjatywę, zamieniając ją w kolejny instrument swojej hegemonii – czyli coś, co miało stanowić płaszczyznę emancypacji spod wpływów „Wielkiego Brata”, stanie się narzędziem uzależnienia. A to z kolei będzie oznaczało, że pewnego dnia ockniemy się z Trójmorzem sprowadzonym do roli instytucjonalnej emanacji niemieckiej Mitteleuropy. Obym był złym prorokiem.

Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 36 (07-13.09.2018)

2 komentarze:

  1. Mam takie samo zdanie. Swoją drogą, przyzwolenie dudy nie wynika z głupoty, tylko z tego na czyjej smyczy chodzi.

    OdpowiedzUsuń