wtorek, 4 sierpnia 2009

Refleksje rusofoba…


…czyli, o bandyckim mocarstwie, zmongolizowanym bizantynizmie i współczesnych „rabach” słów kilka.

W komentarzach do mojej ostatniej notki "http://niepoprawni.pl/blog/287/druga-wojna-gruzinska" ,znalazła się , między innymi, taka oto wypowiedź Pana Krzysztofa J. Wojtasa:

„Jak widzę jest Pan zaślepiony nienawiścią do Rosji i poprzez to gotów szafować bezpieczeństwem Polski. Oby tacy jak Pan nie decydowali o polityce - niestety, ci którzy decydują mają wsparcie takich jak Pan.
To prosta droga do utraty resztek niepodległości.
Bo zagrożenie jest dużo większe i nie pochodzi z tego regionu.
Smutne dla mnie, że ten rodzaj myślenia ma tak duże poparcie - jak widać lemingowatość ma różną postać.”


href="http://niepoprawni.pl/blog/287/druga-wojna-gruzinska#comment-30053"
Cóż, nie będę się wdawał w rozważania, na ile mój nader niechętny (łagodnie rzecz ujmując) stosunek do Rosji jest świadectwem mego „zaślepienia nienawiścią”, tudzież „lemingowatości”. Po prostu, postaram się pokrótce wyjaśnić, dlaczego mój stosunek do Rosji jest, jaki jest.

Na początek, anegdotka:

Miejsce akcji – kolej transsyberyjska. Bohaterowie – reporterzy „National Geographic” i bufetowa z rosyjskiego odpowiednika „Warsu”. Bufetowa - skacowana, w poplamionej bluzce, wita obcokrajowców niechętnym burknięciem. Ci, zagajają rozmowę, mówiąc że już wcześniej robili fotoreportaż o Rosji. Bufetowa łagodnieje, jest ciekawa, zatem reporterzy wręczają jej numer „National…”. Pani, w miarę przerzucania kolejnych stron czerwienieje, wreszcie wybucha. Wykrzykuje oderwane zdania, że to nieprawda, że Rosja wcale tak nie wygląda, że może, owszem, teraz jest trudno, ale jeszcze będziemy mocarstwem i jeszcze pokażemy, wszystkim pokażemy, Zachód jeszcze zobaczy…

Jak można się domyślać, zdjęcia nie utrwalały kapiących złotem wnętrz Kremla, czy kulturalnych bogactw Ermitażu, lecz zdewastowaną rosyjską prowincję. Zresztą, wnosząc po fotografiach zawartych w reportażu z którego zaczerpnąłem tę anegdotę, nie były jakieś tendencyjne, czy złośliwe. U nas też dało by się uchwycić podobne obrazki. Mimo to, w pani bufetowej zawyła urażona, imperialna duma.

Rosja – mocarstwo bandyckie.

A teraz, do rzeczy. Otóż, najprościej rzecz ujmując, uważam, iż Rosja jest mocarstwem bandyckim i to bandyckim od swego zarania (patrząc od czasów Iwana Groźnego), aż po dzień dzisiejszy. Jest to gigantyczne „więzienie narodów”, utrzymywanych w posłuchu za pomocą konsekwentnego, ludobójczego terroru. Ludobójczego, dodajmy, nie tylko podczas podbojowych rzezi, lecz również na skutek utrzymywania w permanentnej, wyniszczającej nędzy większości swych niewolników (rabów). I marną pociechą dla podbitych jest fakt, iż w podobnym stanie niewolniczego pół – zbydlęcenia władze imperium utrzymują samych Rosjan.

Ów bandytyzm, wpisany immanentnie w charakter państwowy Rosji został zmultiplikowany komunistycznym kataklizmem, który zerwał ostatnie tabu, wszelką zachodnią pozłotę, wyniszczył tych, którzy, ewentualnie, mogli by doprowadzić Rosję do kultury. Wybito wszystkich - od Cara do samodzielnego chłopa. Zaś niegdysiejsze „raby rabów” (Leninowscy „biedniacy” – „popierać biedniaka, przyciągać średniaka, niszczyć kułaka”) zawładnęły bandyckim imperium, staczając je mentalnie o kilka poziomów niżej.

Zmongolizowany bizantynizm.

To moje prywatne określenie tyczy się zarówno stosunków na linii władza – obywatel (czy też raczej relacji pan – rab, niewolnik) jak i Rosja – reszta świata. Oznacza ono postawę korzenia się i uległości wobec silniejszego i pogardliwą arogancję wobec słabszych, uzupełnianą wybuchami niekontrolowanej wściekłości, gdy ów słabszy ośmiela się podnosić głowę. Tę samą relację możemy obserwować w polityce zagranicznej – z Rosją można albo z pozycji siły, albo podporządkowania. Normalnie się nie da.

Rosję ukształtowały dwie zatrute historyczne pamiątki – bizantyjski chrzest, połączony z absorpcją kultury w którą wpisany jest tyrański, wschodni model władzy i barbaryzacja tegoż na skutek mongolskich podbojów. Tak powstał wzmiankowany zmongolizowany bizantynizm. Piorunująca mieszanka, którą przesiąknął nie tylko model władzy, lecz i ludzkie dusze.

Późniejszy, nader powierzchowny, „zachodni” blichtr byli w stanie przeniknąć już w XIX stuleciu co bystrzejsi obserwatorzy, typu markiza de Custine’a.

Trudno nie czuć podszytej zgrozą pogardy, po uświadomieniu sobie, do jakiego stopnia władze Rosji traktują swych poddanych niczym rzeźne bydło. Kto zajrzał do „Wysadzić Rosję” Felsztyńskiego i Litwinienki, czy śledził tragedię „Kurska”, ten wie o czym mówię.

Armia? Polecam „Żołnierzy Wolności” Suworowa. Jeżeli od tamtej pory coś się zmieniło, to tylko na gorsze.

Współczesne „raby”.

Najpotworniejsze, że sami Rosjanie akceptują w gruncie rzeczy ten stan. Muszę tu przytoczyć Krystynę Kurczab – Redlich, którą, doprawdy, trudno posądzić o antyrosyjskość. Opisuje ona, jak pokazywała znajomym Rosjanom fotografie z Czeczenii dokumentujące rosyjskie zbrodnie wojenne, m.in. zbiorowe homoseksualne gwałty na schwytanych Czeczenach, zaadaptowane z więziennej subkultury. Reakcją Rosjan (nie żadnych kołchoźników przecież, jeno najszczerszej inteligencji, potrafiącej ponoć godzinami cytować z pamięci Puszkina i Lermontowa) było stwierdzenie: „- No widzisz, co oni robią naszym?” Gdy zszokowana, zaczynała wyjaśniać, że to nie tak, że to Rosjanie dopuszczają się tych bestialstw, odpowiedzią były pełne niedowierzania zaprzeczenia, krzyki… Totalne wyparcie.

Polecam takie książki jak „Pandrioszka”, czy „Bijąc głową o mur Kremla”. Pozbawiają złudzeń, typu „naród rosyjski poczciwy, tylko władza zła”. Naród rosyjski przeżarty jest imperializmem i w sumie trudno się dziwić – mało jest w rosyjskiej historii chwalebnych faktów. Krwawe podboje i równie krwawe deptanie zarówno podbitych jak i swoich. Tu pan, tam niewolnik. Tertium non datur. Pozostaje poczucie dumy z mocarstwowości. Jeżeli Rosjaninowi odbierze się imperium, pozostanie mu tylko samogon.

To już nie jest ta epoka w której Józef Mackiewicz był zaprzysięgłym wrogiem komunizmu, lecz, zarazem, przyjacielem podbitych przez bolszewię Rosjan. Tych Rosjan już nie ma. Pozostały niedobitki – jakiś Bukowski, jakiś Rezun – Suworow, resztę się dobija, strzałem w łeb, jak Annę Politkowską.

To jest epoka, którą opisywał Sergiusz Piasecki, dokumentując, czasem chropawo, lecz przez to wiarygodnie, mentalność sowieciarzy z którymi miał do czynienia.

Bandycka duma.

Cóż pozostaje sowieckim rabom, gdy wokół nędza i głód? Bandycka duma z mocarstwowości. Z tego, że ich poddaństwo skutkuje bojaźnią wśród innych narodów. Ze jak Car pokaże psa Merkelowej, to cała Europa się trzęsie. Że jak zatupiemy kamaszami, to odbijemy sobie wieki upodlenia i pokażemy, kto tu Pan. Im więcej nas polegnie, tym większe dostaniemy medale. A jak przegramy, tym więcej będzie kamuflujących klęskę awansów.

Taak, Moskwa ma być „trzecim Rzymem” i basta. W imię tego „Rzymu”, Rosjanie godzą się na wegetację ze spodziewaną długością życia na poziomie 66 lat (dla porównania – Polska ok. 75 lat; dane href="https://www.cia.gov/library/publications/the-world-factbook/index.html"> ). Godzą się na status pół – niewolników we własnym kraju. Godzą się na wszystko, pod jednym wszakże warunkiem – nasz gang ma być najsilniejszy w międzynarodowej dzielnicy.

Zakończenie.

Jeżeli powyższe refleksje mają świadczyć o moim „zaślepieniu nienawiścią do Rosji”, tudzież „lemingowatości” – niech tak będzie. Moje opinie nie są problemem.

Problemem jest dogorywająca cywilizacja Zachodu, patrząca na Rosję z perspektywy wolterowskiego fotela, którego lokator, otulony w futra przysłane przez niemiecką szczeciniankę na carskim tronie, wypisywał nieprzytomne dytyramby na cześć „Gwiazdy Północy” i „Rosyjskiej Semiramidy”.

W tym temacie nic się nie zmienia od ponad dwóch stuleci. I kto tu jest zaślepionym lemingiem?

Gadający Grzyb
pierwotna publikacja: href="http://niepoprawni.pl">

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz