wtorek, 4 sierpnia 2009

Wypisy z Antycywilizacji Postępu (A.P.) - odc. 1.


Z góry uprzedzam, że w tym tekście pojadę ostro i emocjonalnie. Lektura na własną odpowiedzialność.

W swoim cyklu „Antycywilizacja Postępu” (linki poniżej) naszkicowałem podstawowe zagrożenia z jakimi boryka się cywilizacja łacińska. Postanowiłem uzupełniać go sukcesywnie nowym cyklem – „Wypisy z Antycywilizacji Postępu” w którym, od czasu do czasu, będę odnotowywał kurioza obrazujące obłęd naszych czasów.

Spotkanie z Obcym.

Na początek, zreferuję notkę pióra Magdaleny Żakowskiej p.t. „Jeśli mój syn będzie gejem…”, która ukazała się na drugiej stronie piątkowej „Gazety Wyborczej” (31.07.2009).

Dlaczego biorę na tapetę akurat ten artykuł? Ano, dlatego, że idealnie ilustruje to, co napisałem o głębokim zinternalizowaniu A.P. na skutek wszechstronnej indoktrynacji (medialnej, szkolnej, ustawodawczej), w efekcie której, cytuję:

„…rozmawiasz z człowiekiem który włada tym samym narzeczem (powiedzmy, eboniksem polszczyzny), który urodził się i wychował w tym samym kraju i teoretycznie, powinien nasiąknąć podobnymi wartościami, a tak naprawdę, po chwili rozmowy wychodzi na to, że gadasz z przedstawicielem innej cywilizacji.”


Oczywiście, pani Magdalena Żakowska nie włada „eboniksem” – polszczyznę ma opanowaną, niemniej jednak, czytając jej tekst odniosłem wrażenie spotkania z Obcym – przedstawicielem innej cywilizacji.

Jednocześnie muszę ze skruchą uderzyć się w klatę – wymieniając w poprzednich tekstach indoktrynacyjne wpływy, takie jak media, szkoła czy ustawodawstwo, prześlepiłem wpływ bodaj najważniejszy – płynący z wnętrza rodziny, gdy umysły rodziców już zaczadzonych A.P. przekazują wzmiankowane zaczadzenie następnemu pokoleniu.

Tak właśnie postępuje Magdalena Żakowska – wzorcowy przykład owładniętego maniacką postępowością toksycznego rodzica.

Jeszcze raz ostrzegam, że będę się pastwił – bo też i jest nad czym.

Etapy antycywilizacyjnej indoktrynacji.


Zazwyczaj tego nie robię, ale ten artykuł potrząsnął mną na tyle, że omówię go dość szczegółowo, uzupełniając własną, „kuchenną” psychoanalizą. Na końcu podaję link, zatem każdy będzie mógł wyrobić sobie zdanie, czy dopuściłem się nadużycia. A teraz, do rzeczy.

Generalnie, tekst Magdaleny Żakowskiej jest wstrząsającym zapisem systematycznego prania mózgu; tresury w duchu Antycywilizacji Postępu, jakiej bohaterka poddaje od kołyski swojego synka.

Etap 1 – rasizm.

Na wstępie, mamuśka wstydzi się, że syn (półtoraroczny) widząc na basenie Murzynka, mówi „a fe”, kojarząc czarny kolor z brudem. Mamcia reaguje i by zagłuszyć jątrzące poczucie prowincjonalizmu, kupuje latorośli klocki Duplo, gdzie prócz wozu strażackiego są trzej strażacy, w tym dwaj czarni. Następnie zabiera synka na wycieczkę reedukacyjną do Afryki, po której dziecko przestało reagować na czarny kolor skóry (jak się domyślam, nie nocowali w slumsach Pretorii, czy Johannesburga, w których to miastach po zniesieniu apartheidu wskaźniki przestępczości podskoczyły do sufitu).

Etap 2 – walka z patriarchatem.

W dalszej kolejności, rzeczona mamuśka – aktywistka A.P. zabiera się za wykorzenianie patriarchalnych uprzedzeń wyrodnego synalka, który śmie właśnie jej przynosić brudny kubek do pozmywania, tudzież wrzeszczy „MAMA bałagan”, gdy rozgniecie na podłodze maliny.

Cóż robi w tej sytuacji uświadomiona, postępowa matka? Tłumaczy synkowi, że to nieładnie brudzić, a jeśli już się nabrudziło, to trzeba pomóc mamie posprzątać? O, nie – mama sięga po „Boba Budowniczego”, którego żona, Marta,

„jest bardziej od Boba rozgarnięta i potrafi szybciej niż on wyremontować mieszkanie”.

A masz, a masz, ty wredny, mały szowinisto… Już ja cię nauczę…

Założę się, że pani Żakowska nigdy nie dała dziecku klapsa. Takiego uczciwego klapa w dupę z solennym wyjaśnieniem co dziecko, mimo napomnień rodziców zrobiło źle i dlaczego zostało tak a nie inaczej potraktowane. Zamiast tego, łoi dziecko po mózgu permanentną indoktrynacją. Stosuje terror psychointelektualny.

Etap 3 – seksizm i ageizm.

No nic. Jedźmy dalej. Oto „odkrywają” (pani Magdalena i dziecko, znaczy się) Gryzikruszkę z „Dwóch niegrzecznych myszy” pióra Beatrix Potter. Bohaterka

„jest dużo bardziej niegrzeczna od swojego męża Wścibska, łobuzowanie sprawia jej większą przyjemność i w ogóle ma lepsze pomysły.”


Ale, do czasu, bowiem nawet w tej postępowej bajeczce, mamuśko – ciotka antycywilizacyjnopostępowej rewolucji wykryła zatrute ziarno… albowiem, o zgrozo, Gryzikruszka okazuje się być… kurą domową, bowiem:

„…każdego ranka, bardzo wcześnie - zanim ktokolwiek się obudzi - Gryzikruszka zjawia się ze śmietniczką i miotłą, by pozamiatać w domu lalek!"


Tej ostatniej, seksistowskiej strony, bohaterka niniejszej analizy antycywilizacyjnego zidiocenia, synkowi, rzecz jasna, nie czyta. Co więcej, żałuje, że kartki nie da się wyrwać – „takie wydanie”, ubolewa.

No cóż – predylekcja do wyrywania kartek, palenia książek… Zakładam, że dostojna, matrona spopieli wkrótce rzeczoną książeczkę w kominku, by syn, gdy dorośnie, przypadkiem nie doczytał ostatniej strony… z haniebną, szowinistyczną puentą.

Jak rany, przecież ta potłuczona kobieta, nawet by nauczyć latorośl szacunku dla osób starszych, poruszających się o lasce, musiała posiłkować się „Żółwiem Franklinem”!

„Jeden z jego najlepszych kumpli, borsuk, ma usztywnioną nogę i nie rozstaje się z kulami.”



Etap 4 – synku, bądź pedałem…

I teraz coś, co mnie powaliło:

„A potem w ciążę zaszła moja przyjaciółka. Kiedy zadałam jej idiotyczne, ale odruchowe pytanie - czy chciałaby chłopca, czy dziewczynkę? Odpowiedziała: "Marzę o chłopcu i żeby był gejem, bo do końca życia będzie miał ze mną silną emocjonalną więź, jak w filmach Almodóvara".

Jeeezuuu!!! Pedalską, filmową propagandę zboczeńca Almodóvara odczytywać jako poradnik rodzica… Tylko wyć i rwać kłaki z brody…

Ale to nic. Jaka jest refleksja autorki odnośnie zacytowanych niewczesnych wynurzeń?

„Była to odpowiedź szczera, ale nie takiej się spodziewałam. Poprawna brzmi przecież: "Wszystko jedno, ważne, żeby dziecko było zdrowe". Okolicznością łagodzącą może być to, że przyjaciółka jest pół-Francuzką, a więc wychowała się w kraju, w którym słowo "homofobia" wyszło już w zasadzie z użycia.”

Nie to co u nas, chciałoby się powiedzieć – w tym zatęchłym, obskurnym, katolickim ciemnogrodzie… Ach, jak pani Magdalena usycha z zazdrości… Wyobrażam sobie to dojmujące, prowincjonalne poczucie niższości… Jak to musi wiercić od środka, jak ssać duszę… I jak skutkuje wzmożonym, parweniuszowskim zapałem, by być równie „oświeconą” antycywilizacyjną „mamuśką rewolucji”, jak francuska przyjaciółka…

Etap 5 – upostępowić świat dla przyszłego gejosynka.

W każdym razie, zadawszy sobie pytanie: „a jeżeli mój syn będzie gejem”, omawiana tu mateczka rewolucji stwierdza, że „wszystko jedno. Ważne, by był szczęśliwy.” I wychodząc z tego założenia, dochodzi do wniosku, iż aby uszczęśliwić synka i usłać mu drogę życiową różami, winna zrobić wszystko, by przemodelować przestrzeń publiczną wokół niego.

„ Szczęśliwy gej nie musi ukrywać ani wstydzić się tego, że jest gejem. Gdy się zakocha, może związać się z partnerem, także w obliczu prawa. Jeśli będzie chciał mieć dziecko - czemu nie mógłby go adoptować? Przecież staram się wychować syna na dobrego ojca.”

Cóż, starania staraniami, a życie życiem. Nie wiem, czy będzie dobrym ojcem, czy nie. Pani Magdalena również tego nie wie. Ale poraża mnie beztroska stwierdzenia: „Jeśli będzie chciał mieć dziecko - czemu nie mógłby go adoptować?” Prawda, jakie to łatwe? A czy hipotetyczny związek gejosynka z innym facetem będzie obwarowany identycznymi zobowiązaniami, jak wstecznickie, tfu, heteroseksualne małżeństwo? Z identycznymi prawami dotyczącymi rozwodu? Wychowania dzieci? Z obowiązkiem alimentacyjnym?

Etap 6 – antyhomofobiczna profilaktyka.

Koniec końców, pańcia – postępówka deklaruje, iż:

„Teraz, gdy wchodzimy do sklepu z zabawkami, nie narzucam synowi, w którą ma iść stronę - z reguły wybiera dział z samochodami, ale ostatnio poprosił o wózek (tak - różowy!) z działu dla dziewczynek i wozi w nim ulubionego pluszowego królika. Na razie nie mam pewności, jakiej jest orientacji.”

No, na litość Boską… Infantylna mamuśka z silnym zafiksowaniem na indoktrynację potomstwa, to chyba najgorsze, co może się trafić. Już współczuję temu młodzianowi, skrępowanemu od powicia gorsetem Antycywilizacji Postępu w rodzinnym gronie, bowiem, pańcia deklaruje twardo „Jedno wiem na pewno - homofobem nie będzie.” W tym celu zamierza zakupić bajkę o gejach – pingwinach, wychowujących małego pingwinka. I postponuje wroga we własnych szeregach – Grzegorza Napieralskiego, który śmiał stwierdzić, iż „jego dzieci wolą klasyczne bajki".

„Dzieci, panie pośle” - poucza pani Żakowska – „wolą takie bajki, jakimi rodzice potrafią ich zaciekawić. Klasyczne bajki - konserwatywne poglądy - pomylił pan partie.”

Ot, i zagnała pseudolewicowego kryptofaszystę w kozi róg. Tradycyjne bajki, taaak? Jakiś Kopciuszek? A może „Królewny Śnieżki” się wam zachciewa? Kuchty u siedmiu szowinistycznych krasnoludków, cooo? Drobnomieszczaństwo wyłazi z towarzysza Napieralskiego – socjaldemokraty. Już Lenin i Stalin uczyli, że socjaldemokraci to socjalfaszyści. Na reedukację tu mi zaraz k…a twoja mać i ten teges… Biegiem marsz!

Żona modna.

Najwyraźniej, pani Magdalena odczuwa nie do końca wyrażone, niedopowiedziane, skryte pragnienie: - „Ach, gdyby mój synuś okazał się gejusiem! Ach, jakież to by było modne! Jakie trendy, cool i ogólnie, postępowo zajefajne! Mogłabym się pochwalić przed całym modnym światem swoim gejusiem i jego partnerem, tudzież ich przychówkiem z adopcji, przy których ja, mamusia - gejusia jawiłabym się jako ostoja tolerancjonizmu. Tatuś jest ważniak, tatuś bryluje na salonach, więc ty, synku, przynajmniej zostań pedałem… Bo dzięki temu i ja zaistnieję… przy tobie…"

Niesprawiedliwe z mojej strony? Krzywdzące? Być może. Ale tabloidalny styl wynurzeń pani Magdaleny, pod cieniutkim płaszczykiem walki o tolerancjonizm aż bije po oczach. Toteż, dałem się sprowokować. I jeszcze dorzucę:

Otóż, pani Magdaleno – gdyby syn okazał się pedrylem, to wolałaby Pani, by był czynnym, czy biernym? Aktywnym, czy pasywnym? Tym, który wali kogoś w cztery litery, czy też tym, który w cztery litery jest walony? A może miałby być gejem uniwersalnym, na zasadzie - raz on kogoś, innym razem ktoś jego? A może… nie, dość obrzydliwości. Przejdźmy do refleksji końcowych.

Zakończenie.

Niegdyś, do tego by nie wyśmiewać się z Murzynów, niepełnosprawnych i.t.p. wystarczyła odpowiednia kindersztuba, zapewniana przez właściwe wychowanie w rodzinnym domu. W A.P. jak się okazuje, kindersztuba nie wystarczy – ba, jest zdecydowanie passe i należy zastąpić ją politpoprawnym „ideolo” wpajanym dziecku od kołyski.

Swoją drogą, jestem ciekaw, czy gdy potomek pani Żakowskiej zrobi pełną obrzydzenia minkę na widok zakonnicy/księdza, to mamcia pospieszy do księgarni po odpowiednie tolerancjonistyczne bajeczki, lub tematyczne klocki? Z góry uprzedzam, że ich nie dostanie. Zresztą, być może, uśmiechnie się szczęśliwa, iż ukształtowała swego potomka w należytej odrazie do „katoli”.

A tak w ogóle, żałosny to widok: rodzic, który cenzuruje dzieciaka na każdym kroku, by ten przypadkiem nie odstąpił na włos od aktualnie obowiązujących „tryndów”. Głęboko zinternalizowany salonowy snobizm, połączony z silnym parciem na nowoczesność. Zastępowanie procesu wychowawczego ideologiczną tresurą, za którą potomek może zapłacić w najbliższych latach wyobcowaniem, tudzież szeregiem zawichrowań.

Jeszcze jedno – nie mogę oprzeć się wrażeniu, że postępowa mamuśka pragnie wystrugać swojego synka na szczególny rodzaj prymusika – poprawnego ze wszech miar antycywilizacyjnego hunwejbina.

Słowem, Antycywilizacja Postępu ma być i już! – tak w domu, jak i w kojcu, tudzież zagrodzie.

Gadający Grzyb

P.S.1 Pingwin – gej Harry z Zoo w San Francisco, który wraz z kolegą Pepperem wychowywał pingwiniątko Tango i z tego tytułu będący ogólnoświatowym idolem pedałów, jakiś czas temu zmienił orientację i związał się z pingwinicą Lindą. Zatem, inspirowana tym związkiem gejo - bajeczka straciła już nieco na aktualności. Gejowscy aktywiści dostali piany.

P.S.2 Magdalena Żakowska nie jest jedyna. Ostatnio przyjaciółka zaszokowała mnie opowieścią zasłyszaną od jej córki. Otóż, koleżanka owej córki (13 lat), przyszła z ufarbowanymi na czerwono włosami, stwierdzając z tyleż nieszczęśliwą co zrezygnowaną miną, iż „mama ją dorwała”, robiąc na siłę swojemu dziecku czerwony kolor na łepetynie. Dodała jeszcze, iż w porę udało się jej uciec spod opiekuńczych skrzydeł mamuśki, gdyż ta planowała jeszcze… fioletowe pasemka.

Córka przyjaciółki (również 13 lat) skwitowała to następująco: „No tak, jej mama jest nowoczesna. Moja mama nigdy nie pozwoliłaby mi się ufarbować”.

Fakt, nie pozwoliłaby. Tato również. Są jeszcze jakieś oazy normalności.


pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Linki:

Artykuł Magdaleny Żakowskiej:

http://wyborcza.pl/1,76842,6878110,A_jesli_moj_syn_bedzie_gejem___.html">

Polecam ciekawą dyskusję na forum wielodzietnych:
http://wielodzietni.org/comments.php?DiscussionID=4569">

Moje teksty kręcące się wokół podobnej tematyki:

http://www.niepoprawni.pl/blog/287/antycywilizacja-postepu">
http://www.niepoprawni.pl/blog/287/antycywilizacja-postepu-cz-2">
http://www.niepoprawni.pl/blog/287/antycywilizacja-postepu-cz-3">
http://www.niepoprawni.pl/blog/287/mala-analiza-ideologii-tolerancjonizmu">
http://www.niepoprawni.pl/blog/287/geje-kontra-homoseksualisci">

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz