wtorek, 4 sierpnia 2009

Warszawska anarchia, czyli zajazd na KDT.


„Każdy sobie pan w naszej Rzeczypospolitej, kto jeno ma szablę w garści i lada jaką partię zebrać potrafi”.

Wprawdzie od walk o „blaszak” KDT minął tydzień z małą górką, co w mediorzeczywistości jest całą epoką, pozwolę sobie jednak odgrzać ten temat, ponieważ frapuje mnie pewien aspekt owej „bitwy o handel”, na który, jak się zdaje, nikt nie zwrócił uwagi.

Otóż, byliśmy wszyscy świadkami ni mniej, ni więcej, tylko zajazdu, jakby żywcem przeniesionego z czasów Rzeczypospolitej Szlacheckiej – i to raczej z okresu saskiego upadku, niż świetności Stefana Batorego, czy pierwszych Wazów.

Krótkie przypomnienie.

Dla porządku przypomnę, iż zajazd był szczególną formą egzekucji wyroku sądowego dotyczącego danej nieruchomości, powstałą na skutek chronicznego niedomagania władzy wykonawczej – taka zinstytucjonalizowana forma przemocy, polegająca na tym, iż lokalna społeczność obywatelska wykonywała prawomocny wyrok. Dodajmy, że o ile początkowo zajazd stanowił ostateczność (po wyczerpaniu całej procedury – wwiązanie, następne wwiązanie, rumacja) i był odgórnie zwoływany przez starostę, o tyle z czasem stał się formą samopomocy, by w końcu wyrodzić się w anarchię – kto silniejszy, kto zbierze większą kupę zbrojnych, po tego stronie prawo.

Nadmienię jeszcze, iż wbrew temu, co sugerują mediodajnie, instytucja zajazdu nie figuruje ani w naszym obecnym prawodawstwie, ani w doktrynie. Innymi słowy, prawomocny wyrok którym wymachuje Bufetowa, nie może być egzekwowany w drodze bezprawia – czyli wynajmowania przez miasto agencji Zubrzyckiego, która pod pozorem „ochrony” odbiła z rąk kupców sporny obiekt. href="https://przetargi.um.warszawa.pl/szczegoly.asp?id=35605">

Ostateczne rozwiązanie kwestii kupieckiej?

Jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że obecność komornika i nagła predylekcja władz Warszawy do prawnego rygoryzmu była ze strony miasta jedynie pretekstem do „ostatecznego rozwiązania kwestii kupieckiej”. Co innego mieć do czynienia z rozdrobnionymi przedsiębiorcami, a co innego z prężnie działającą kupiecką organizacją psującą biznes galeriom handlowym… Zwłaszcza, jeżeli ma się w stosunku do tychże galerii jakiś dług wdzięczności… ale tu zmilczę. Nie mam dowodów, a jedynie wredne insynuacje oparte na zasadzie cui prodest (czyja korzyść). Ale, to tak na marginesie.

Staropolskie analogie.

Wracając do meritum, zajazd uskuteczniony przez jedną ze stron postępowania cywilnego (w omawianym przypadku – miasto) jest smutnym świadectwem upadku Państwa w jednym z jego podstawowych wymiarów, jakim jest sprawna egzekutywa. Władze reprezentowane przez komornika i policję, okazały się boleśnie bezsilne, przyglądając się z boku zamieszkom. (Tak szczerze – zadziwiającą bierność policji odczytuję jako dobrze skalkulowany serwitut na rzecz dominującej obecnie siły politycznej).

Oczywiście, jak każda analogia, tak i ta z zajazdem nie jest pełna. Bitwa o Kupieckie Domy Towarowe zawiera w sobie jeszcze jeden staropolski pierwiastek, albowiem Hanna Gronkiewicz - Waltz zachowała się zarazem jak szlachciura dokonujący zajazdu i jak magnat wynajmujący prywatną armię, miasto potraktowała zaś jako składnik swych włości, w których warcholą jacyś tam „łyczkowie” – handlarze, których należy uciszyć.

Tę dwoistość opisu uzasadnia kontekst wynajęcia agencji Zubrzyckiego. Z jednej strony bowiem, Zubrzycki jest dowódcą zaciężnego wojska, z drugiej natomiast pozostaje „klientem domu” Platformy, której zawdzięcza wyjście z aresztu i „zapomnienie” o ciążących na nim korupcyjnych zarzutach (wątek sprawy COŚ-u). Klientelizm zaś obliguje do odpowiednich wyrazów lojalności – zwłaszcza, gdy patron potrafi sowicie się odwdzięczyć (konkretnie, sumą 166 896 peelenów).

Pełzająca anarchizacja.

Generalnie, mamy do czynienia z pełzającą anarchizacją. Niby jest władza wykonawcza, niezależne sądownictwo itp. Niby policja chwyta rzezimieszków a sądy ich skazują. Niby każdy ma zagwarantowane konstytucją prawa. Niby, niby, niby…

Aż tu nagle, w newralgicznych momentach, Państwo, jego organy, instytucje, wycofują się milczkiem w kąt i zerkają trwożliwie, czyje będzie na wierzchu. Innymi słowy, mówiąc Kmicicem, „każdy sobie pan w naszej Rzeczypospolitej, kto jeno ma szablę w garści i lada jaką partię zebrać potrafi”.

Na zakończenie, mała uwaga pół żartem, pół serio:

Kupcy popełnili jeden błąd – zamiast bronić się swoimi siłami, powinni wynająć własną agencję ochrony, sami zaś stanąć z boku z popcornem w ręku i przyglądać się starciu dwóch zaciężnych armii. To dopiero byłaby jazda – dwie firmy ochroniarskie piorące się między sobą. Ciekawe, co w takiej sytuacji zrobiłaby policja…

Gadający Grzyb

pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

P.S. A teraz trochę linków:

href="https://przetargi.um.warszawa.pl/szczegoly.asp?id=35605">
href="http://bit69.salon24.pl/116413,kdt-medialne-i-polityczne-oszustwa-po-i-tvn">
href="http://www.niepoprawni.pl/blog/3/o-czym-nie-szumia-rzepy">
href="http://www.rp.pl/artykul/9133,340498_Janke__Konserwatysta_marzy_o_anarchii_.html">
href="http://www.rp.pl/artykul/338723.html">
href="http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz/news/kdt-bezprawie-w-majestacie-prawa,1342155">
href="http://www.niepoprawni.pl/blog/376/jak-pan-koss-wykolegowal-legalistow-spod-kdt">
href="http://www.se.pl/archiwum/zubrzycki-juz-nie-pod-ochrona_35804.html">
href="http://www.niezalezna.pl/article/show/id/23009">
href="http://www.niepoprawni.pl/blog/74/o-interesie-spolecznym">

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz