środa, 11 sierpnia 2010

Egzamin.


Mija właśnie czwarty miesiąc od chwili, kiedy to „Państwo Polskie zdało egzamin”. Odtąd zdaje egzamin nieustannie, bijąc kolejne rekordy zdawalności.



I. Egzamin młodzieży.

W nocy z dziewiątego na dziesiątego sierpnia A.D. 2010 egzamin zdali kolejni młodzi, wykształceni przedstawiciele wielkomiejskiej inteligencji, (inteligencję takową można rozpoznać bezbłędnie po pisowni haseł na transparentach: „Mochery na stos” i „Rzydokomuna pozdrawia”). Wyrafinowane metody polemiczne szlifowano zresztą już co najmniej od 3 sierpnia przy życzliwej postawie Policji Państwowej, co prześledzić można w licznych relacjach pisanych i nagrywanych. Policja zresztą również zdała egzamin, a był to egzamin ważny - z miłości: nie czepiała się drobiazgowo sympatycznych młodych ludzi, którzy po wzmocnieniu wątłych umysłów odpowiednią dawką „wody rozmownej” szli polemizować z modlącymi się kołtunami za pomocą oddawania moczu, sklejania krucyfiksu z puszek po piwie marki, która już nigdy nie skala moich ust, roztrącania zniczy, wesołych przyśpiewek, wyzwisk, argumentów ręczno – fizycznej proweniencji i reszty zestawu z niepisanego podręcznika nowoczesnego, zionącego tolerancją polemisty.

II. Egzamin służb miejskich.


1.Konserwatorzy.

Kolejne egzaminy zdają śpiewająco służby samorządowe począwszy od stołecznego konserwatora zabytków, pani Ewy Nekandy – Trepki i zastępcy, pana Artura Zbiegieniego, którzy z rewolucyjną czujnością zapobiegli dewastacji przestrzeni architektonicznej Krakowskiego Przedmieścia i ocalili „symetrię i układ funkcjonalny” dziedzińca Pałacu Prezydenckiego przed zakusami katolickich wandali, pragnących zburzyć harmonię miejsca, niczym Talibowie wysadzający posągi Buddy w Afganistanie. Wprawdzie podobnych obiekcji w/w para konserwatorów nie wykazała przy okazji rozbiórki zabytkowej parowozowni obok Dworca Wileńskiego, czy fabryki Kemlera przy ulicy Dzielnej, ale świadczy to tylko i wyłącznie o jakże pożądanym „wyczuciu etapu” - kiedy należy interweniować, a kiedy nie należy psuć zblatowanym inwestorom humoru i nie leźć w oczy ze zbędnym rygoryzmem.

2. Straż Miejska.


Nie od rzeczy byłoby wspomnieć o Straży Miejskiej, której w dniach kwietniowej żałoby próżno było szukać pod Pałacem. Strażnicy do tego stopnia taktownie nie narzucali się żałobnikom, że 11 kwietnia, gdy sprowadzano trumnę z ciałami ś.p. Lecha i Marii Kaczyńskich, kordon zapewniający jako taką drożność musiały sformować harcerki. Miasto, które nie było w stanie zmobilizować Straży do zabezpieczenia porządku na Krakowskim Przedmieściu kiedy krzyż stawiano, wykazało się niezwykłą gorliwością mobilizacyjną 3 sierpnia, kiedy przyszło do nieudanej próby jego usuwania... Ot, widać priorytety...

3. Priorytety HG-W.


Za powyższe, należy się władzom miasta z katoliczką Hanną Gronkiewicz – Waltz na czele, piątka z tłustym plusem, albowiem prawidłowa gradacja priorytetów jest podstawą skutecznego działania. A cóż może być ważniejszego od pacyfikacji wyalienowanych ze zdrowej tkanki narodu nienawistnych awanturników, którzy pragnęli zakłócić przebieg podniosłej ceremonii wysiudania ze sfery publicznej, ehm... przepraszam, chciałem powiedzieć – przeniesienia w „godniejsze miejsce" symbolu, na którym mogły by się pożywić demony polskiego patriotyzmu?

Jest oczywistą sprawą, że stan mobilizacji nie może trwać wiecznie, zatem Straż Miejska jak się pojawiła, tak też i znikła, zostawiając przestrzeń dla nieustającego egzaminu zdawanego nocną porą przez opisanych w punkcie pierwszym młodych, zdolnych (do wszystkiego) ludzi.

III. Egzamin „Niemca” i WSI.


1. Trudna przeszłość obywatela „Niemca”.

Warto też docenić zew obywatelskiego obowiązku, który przywiódł w okolice smoleńskiego krzyża nawróconego gangstera Zbigniewa S., pseudonim „Niemiec”, o czym donosi portal Niezalezna.pl . Obywatel ów zasłynął napadami na warszawskie agencje towarzyskie a podczas jednego z nich wziął udział w zbiorowym gwałcie na ciężarnej właścicielce, która wskutek tego poroniła. W 1997 roku świadomy obywatel „Niemiec” został za swe swawole skazany na 9 lat więzienia, jednak od 2008 roku współuczestniczył w znanym szantażowaniu senatora Krzysztofa Piesiewicza. Obecnie toczy się przeciw Zbigniewowi S. postępowanie.

2. Obywatelskie nawrócenie.

Ale cóż – nigdy nie wiadomo, kiedy obywatelska powinność weźmie w człeku górę, wtykając mu do ręki transparent z hasłem: „Wykorzystanie krzyża do walki politycznej TO JEST DZIEŁO SZATANA!!! Jarosławie Kaczyński, opamiętaj się!” i każe noc w noc wystawać w pobliżu krzyża do piątej nad ranem. Szczególnie, jeśli owa powinność ma oblicze oficera prowadzącego d. WSI, o których to związkach obywatela „Niemca” ćwierkają niektórzy dziennikarze. W takiej sytuacji, panu Zbigniewowi pozostaje tylko wyprężyć się służbiście, wsiąść do czarnego Mercedesa S500 i w pocie czoła animować spontaniczny sprzeciw wobec krzyża, pracując tym samym na nadzwyczajne złagodzenie, lub zgoła – uniknięcie kary w procesie o szantaż.

3. WSI zawsze wierne.

A że tak się składa iż, jak na katolika przystało, prezydent Komorowski czuje słuszną odrazę do mamroczących modlitwy katoli, to semper fidelis WSI zawsze gotowe jest się odwdzięczyć swemu heroicznemu obrońcy i podesłać w okolice krzyża obywatela „Niemca” wraz z wesołą kompaniją, by realizowali swój patriotyczny obowiązek. Policyjni zwierzchnicy zaś szepną czule na ucho podwładnym, by nie interesowali się przesadnie grupką „happenerów” tego sympatycznego pana w różowej bluzie z którym tak lubią fotografować się modne aktorki. Zresztą, jak nie Zbigniew S., to zawsze można znaleźć innego zatroskanego o laickość państwa obywatela gotowego nieść ciemnym moherom kaganek oświaty.

***

Krótko – dla obywatela Zbigniewa S. i pozujących z nim do zdjęć aktorek - Anny Muchy, Katarzyny Glinki, Małgorzaty Sochy i Katarzyny Zielińskiej, a także dla funkcjonariuszy Policji - po piątce. Egzamin zdany. Dla WSI natomiast spokojnie szóstkę, za skuteczność służbowych działań mimo rozwiązania...

IV. Katole oblały.

Aby jednak nie popaść w samozachwyt, należy ze smutkiem zauważyć, że egzaminu nie zdała grupka sfanatyzowanych awanturników, którzy zamiast pokornie wymrzeć, albo przynajmniej zaszyć się w czterech ścianach, by za pomocą wiodących mediodajni chłonąć atmosferę nowoczesności i laickiej tolerancji, wzniecali burdy za pomocą ostentacyjnych modlitw, prowokacyjnych katofaszystowskich pieśni, jątrzącego trwania na klęczkach przed dzielącym ludzi krzyżem i nienawistnego rozniecania zniczy (wiadomo – dzisiaj znicze, jutro stosy...). Absolutnie nieczuli na merytoryczną polemikę ze strony Polski „jasnej”, której przedstawiciele wraz z zatroskanym obywatelem Zbigniewem S. tak tłumnie przyszli do nich z dobrym słowem i propozycją wspólnej zabawy, tkwią obskurancko, adorując samowolę budowlaną, oddając się średniowiecznym zabobonom i przynosząc nam wstyd przed całym światem. Wprawdzie, choćby pobieżny przegląd zagranicznych stron internetowych pokazuje, że świat ma aktualnie na głowie zupełnie inne sprawy, ale prawdziwie światłego Europejczyka rodzimego chowu nie powinno to w najmniejszym stopniu powstrzymywać przed przemożnym poczuciem wstydu, niższości i cywilizacyjnego zapóźnienia z powodu klerykalizacji przestrzeni publicznej i fundamentalistycznej rewolty jaką szykuje nam wszystkim garść moherowych katoli.

***

Siły jasności jednak nie poddają się w zbożnym, tfu, chciałem rzec - laickim dziele krzewienia tolerancji. A wszak, żeby skutecznie krzewić, wiadomo - wpierw należy wykrzewić to, co krzewieniu przeszkadza. Przygotować grunt pod zasiew, że się tak wyrażę. Wykorzeni się wpierw Krzyż wraz ze związaną z nim zbiorową pamięcią i garstką fanatyków, zaś grupy postępowej młodzieży brylującej co noc pod wodzą obywatela „Niemca” w okołokrzyżowych „dyskusjach”, stanowić będą forpocztę na drodze wiodącej z moherowego Krakowskiego Przedmieścia do Nowego (Wspaniałego) Świata.

Gadający Grzyb


pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz