czwartek, 27 stycznia 2011

Samiec alfa, android czy psychopata?


Portret psychologiczny premiera rządu Federacji Rosyjskiej Władimira Władimirowicza Putina.



I. Wyszkolony psychopata.


Swojego czasu, podczas burzy wywołanej przez Wiki Leaks, światowe mediodajnie podały, że amerykańscy dyplomaci ochrzcili Putina mianem „samca alfa”. Według mnie, popełnili błąd, uważam bowiem Putina nie tyle za samca alfa, beta czy jaką tam tam literkę greckiego alfabetu mu przypiszemy, ile za sprytnego psychopatę, zręcznie maskującego swe skłonności.


Psychopatę, jak wiadomo, cechuje zanik uczuć wyższych: brak empatii, wyrzutów sumienia i skłonność do traktowania innych jako obiektów manipulacji. Putin jednakże jest psychopatą, który przeszedł specjalistyczne szkolenie, tak by w zależności od kontekstu, symulować odpowiednie ludzkie odruchy.


II. Drapieżna ryba.


Przypomnijmy sobie sytuację, kiedy to na spotkaniu Putina z Angelą Merkel „spontanicznie” wbiegł ogromny pies. Władimir Władimirowicz doskonale wiedział o kynofobii pani Merkel. To nie było normalne, nawet jeśli chodziło tylko o „zmiękczenie” partnera w negocjacjach. Putin wyraźnie miał frajdę. Sycił się strachem niemieckiej kanclerz. Podobne sadystyczne figle lubił płatać tow. Dżugaszwili „Koba” - „Stalin”.


Ale straszenie (łagodnym z natury) labradorem to pikuś, niewinna „szutka” w porównaniu z innymi wyczynami kremlowskiego gospodina. Wysadzenia bloków mieszkalnych po to, by rozpętać wojnę mającą wynieść towarzysza czekistę do władzy; ćwierć miliona ofiar permanentnego ludobójstwa w Czeczenii; szkolenie w ośrodkach FSB wahabitów, by wojna na Kaukazie nie wygasła i by mieć na zawołanie zamachowców mordujących Rosjan – oto rozmach godny przywódcy turańskiego mocarstwa. Owi wyhodowani pod Moskwą terroryści dziwnym trafem uaktywniają się wówczas, gdy samodzierżawie potrzebuje „wzmocnienia”, gdy zbliżają się kolejne wybory – i generalnie - gdy w cieniu społecznego strachu przed terroryzmem kaukaskich „czarnożopców” trzeba załatwić coś niecoś „nadzwyczajnymi” środkami. Wystarczy wyszkolić kadry (wszak „kadry decydują o wszystkim”), a te na miejscu zwerbują już odpowiednie „mięsko” z doprowadzonych do ostateczności Czeczenów. Potem już toczy się gładko: Dubrowka, Biesłan i tak dalej.


Z opisanych tu psychopatycznych skłonności Wodza doskonale zdają sobie sprawę podwładni z odpowiednich służb, którzy na urodziny (7 października 2006) podarowali mu trupa Anny Politkowskiej. Dla porównania, w Polsce na urodziny prezydenta Kwaśniewskiego robiono zrzutkę na obraz Kossaka. Putin nie musiał mordować Politkowskiej i innych dziennikarzy, podobnie jak nie musiał karmić polonem Litwinienki. Ich siła oddziaływania była znikoma, zarówno w Rosji jak i na świecie, gdyż tak Rosjanie jak i zachodnie elity polityczno-medialno-opiniotwórcze doskonale wiedzą czego nie chcą wiedzieć o Rosji i zbrodniach rządzącego nią reżimu. Wiedzieć, czego nie wiedzieć – oto sztuka, którą wytresowany świat w odniesieniu do Rosji opanował bezbłędnie.


Mimo to, Putin Politkowską zamordował. Podobnie jak wielu innych, nieszkodliwych dla reżimu krzykaczy, których gardłowanie „na puszczy” w żaden sposób nie mogło mu realnie zaszkodzić. Uczynił to niczym drapieżna ryba, zimnokrwisty zabójca. Bo mógł.


III. Putin a skala Voigta-Kampffa.


Philip K. Dick w powieści „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?” sfilmowanej jako „Blade runner” („Łowca androidów”) opisał proces badania, czy delikwent jest człowiekiem czy androidem. Z tego co pamiętam, procedura oparta na tzw. „skali Voigta-Kampffa” analizowała m.in. mimowolne skurcze mięśni ocznych, rozszerzenia naczyń włosowatych twarzy (rumieniec) w reakcji na przykłady okrucieństwa wobec żywych istot, przeważnie zwierząt – czyli podświadomą empatię. Test był skuteczny, dopóki na rynek nie trafiła odpowiednio zaawansowana linia replikantów – Nexus-6 - potrafiących naśladować ludzkie odruchy, a z czasem wykształcić u siebie również coś na kształt współodczuwania.


Gdyby przeprowadzić taki test na Putinie... nie byłbym pewien wyniku końcowego. Prawdopodobnie byłby niejednoznaczny, albowiem Władimir Władimirowicz, jak wspomniałem na wstępie, przeszedł specjalistyczne, KGBowskie szkolenie, czyniące z ordynarnego psychopaty, psychopatę wysublimowanego – Nexusa-6 w ludzkiej skórze, który gdy trzeba, nawet przytuli roztrzęsionego premiera priwislańskiego rządu, po to by już nigdy go z tego uścisku nie wypuścić.


IV. Rosyjska psychopatia – polska bezradność.


Putin jest tak psychopatyczny, jak psychopatyczny był system, który go nie tyle ukształtował, ile wykorzystał i rozwinął jego naturalne predyspozycje. Tak, jak psychopatyczna jest współczesna Rosja, która wprawdzie nigdy (co najmniej od czasów Iwana Groźnego) nie była od tego, ale Putin niewątpliwie odcisnął na jej rysie mentalnym swoje własne, indywidualne piętno. Trudno oczywiście orzec, czy Putin dorównuje Iwanowi Groźnemu bądź Stalinowi i tylko ma mniejsze możliwości działania, niezaprzeczalne jednak jest, że czekistowska mentalność w stanie czystym, wyrwawszy się spod „czapy” strupieszałej kompartii, wniosła aportem kolejne elementy (po Bizancjum, Mongołach i komunistach) do kultury politycznej Rosji.


***


Postać Władimira Putina i jego wpływ na współczesną Rosję aż się prosi o profesjonalną analizę (psychologiczną, charakterologiczną). Ale to wyzwanie jakoś nie kręci gwiazd nadwiślańskiej psychologii – medialnych pajaców z profesorskimi tytułami, mówiąc hasłowo – profesorów Czapińskich tego świata. „Profesorowie Czapińscy” wolą bezpiecznie wyżywać się na opozycyjnym polityku, łamiąc przy okazji zapisy „Kodeksu Etycznego Zawodu Psychologa” .


Co gorsza, najwyraźniej portretu psychologicznego przywódcy naszego Północnego Sąsiada nie dokonały na użytek wewnętrzny polskie służby. Albowiem zrobiliśmy się na tyle „europejscy” a nawet „światowi”, iż również wiemy, czego nie należy wiedzieć o putinowskiej Rosji. Efekty widać. Idę o zakład, że władze rosyjskie dysponują odpowiednimi charakterystykami naszych polityków, które lądują na właściwych biurkach. Na przykład: „Donald Tusk – słaby, histeryczny, zakompleksiony, z silną potrzebą uznania w oczach innych i głodem przywództwa – podsumowując: kieszonkowy führer, łatwy do rozegrania”.


Gadający Grzyb



pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz