niedziela, 30 stycznia 2011

Wypisy z anty-podmiotowości


Postkolonializm mentalno-strukturalny. Garść przykładów.



I. Podmiotowość po gruzińsku.


Niby drobiażdżek, ale pokazujący jak w soczewce różnice między polityką państwa suwerennego z mężem stanu u władzy, a polityką państwa suwerennego formalnie, w praktyce zaś skrępowanego postkolonialną mentalnością rządzących elit.


Spójrzmy - oto osaczona, zagrożona przez Rosję i rozczłonkowana Gruzja, kraj pozostający w skrajnie niekorzystnej sytuacji geopolitycznej, przed którym wymownie zatrzaśnięto drzwi do struktur euroatlantyckich... Otóż ta Gruzja właśnie, której niepodległy byt jest nieustannie zagrożony, uruchomiła niedawno rosyjskojęzyczną telewizję, mającą nadawać na obszarze Kaukazu i stanowić odtrutkę na propagandę zwasalizowanych przez Kreml reżimowych mediodajni. Łatwo sobie wyobrazić, jaką wściekłość w Moskwie musi budzić ta inicjatywa, tym bardziej, że TV Kaukaz jest osobistym „dzieckiem” gruzińskiego prezydenta, Micheila Saakaszwilego, znienawidzonego przez putinowski, ludobójczy reżim chyba w równej mierze, co ś.p. prezydent Lech Kaczyński.


II. Podmiotowość po „polskiemu”.


A teraz popatrzmy na zachowanie elit Priwislańskiego Kraju, które z niewolniczą uniżonością rzucają się odgadywać niewypowiedziane zachcianki nawet nie tyle potężnego Kremla, co sowchozowego satrapy, ponurego pajaca okupującego Białoruś.


Otóż polskie władze – władze, przypomnę, kraju formalnie suwerennego i obwarowanego rozlicznymi sojuszami, ponoć bezpiecznego do tego stopnia, że w zasadzie niepotrzebna mu armia (poza małymi, mobilnymi jednostkami, które można wysyłać na różne misje), demonstracyjnie rezygnują ze wspierania niezależnego Związku Polaków na Białorusi (bo Łukaszenka się pogniewa), marginalizują nadawanie Polskiego Radia Dla Zagranicy w obszarze wschodnim (bo Łukaszenka nastroszy wąsy – Polskie Radio Dla Zagranicy finansowane jest w większej części przez MSZ) i doprowadzają na skraj likwidacji nadającą po białorusku telewizję Biełsat (bo Łukaszenka rzuci kijem hokejowym w telewizor). A telewizja Biełsat, tak się składa, ma w założeniu pełnić podobną funkcję co wspomniana na wstępie TV Kaukaz.


Podkreślmy to raz jeszcze. Osaczeni przez Rosję Gruzini, którzy nie tak dawno padli ofiarą agresji, uruchamiają jawnie antykremlowską inicjatywę, my swoje zwijamy. Oni mają głęboko w tyle różne picowne „ocieplenia”, my natomiast ochoczo wypinamy się do wschodniej odmiany salonowca, gdzie walona po tyłku jest tylko jedna strona. Oni się nie boją, my trzęsiemy portkami i na wszelki wypadek sami z siebie wycofujemy się rakiem ze wszystkiego, co choćby potencjalnie mogłoby w odczuciu naszych „partnerów” bruździć w ich strefie wpływów.


Co więcej, zdajemy się tym szczycić, albowiem podobne zachowania mają nas rzekomo sytuować w „głównym nurcie” europejskiej polityki i gwarantować dobrosąsiedzkie, „ociepleniowe” relacje w ramach propagandowej hecy „partnerstwa wschodniego” i „pojednania”.


III. Na posyłki rosyjskiego ambasadora.


Kolejny przykład: Pamiętają państwo zapewne, jak na ledwo zakamuflowane życzenie rosyjskiego ambasadora Aleksandra Aleksiejewa nasze władze haniebnie zatrzymały czeczeńskiego emigracyjnego przywódcę, Ahmeda Zakajewa, uczestnika Światowego Kongresu Narodu Czeczeńskiego, pod pretekstem wyssanych z palca rosyjskich zarzutów o terroryzm. Zarzuty te już dawno zostały oddalone przez sądy w Danii i Wlk. Brytanii, ale to nie przeszkodziło naszym dzielnym organom w doprowadzeniu Zakajewa na randez vous z prokuratorem, przed którym „terrorysta” Zakajew i tak zamierzał się stawić.


Teraz dopisano groteskowe zakończenie do tej tragifarsy. Oto polski sąd apelacyjny zaledwie umorzył sprawę ekstradycji Zakajewa do Rosji. Obrona, która wniosła apelację chciała definitywnego uznania prawnej niedopuszczalności ekstradycji. Sąd jednak orzekł to co orzekł, gdyż w jego opinii niezbędny był osobisty udział Zakajewa w rozprawie, ten zaś nie stawił się, gdyż... polski konsulat w Londynie odmówił mu wizy! Trudno o jaśniejsze i bardziej upokarzające danie do zrozumienia, że przedstawiciel eksterminowanego narodu jest na terytorium Polski persona non grata. Przekaz jest jasny jak smagnięcie nahajką: zabieraj się pan ze swoimi Czeczeńcami, bo my teraz przyjaźnimy się z tymi, którzy was mordują. Zresztą, my o żadnym ludobójstwie nic nie wiemy i nie chcemy wiedzieć, a jeśli się pan tu pojawisz, to umorzone postępowanko ekstradycyjne zawsze można wznowić, a skuteczek owego wznowienia może być nieprzyjemny...


***


Kończę te ponure wypisy z „suwerennych” poczynań naszych „rozgrzanych” instytucji. Skoncentrowałem się zaś na przypadkach pozornie drugorzędnych, żeby uwypuklić jedno: jeżeli nasze państwo zachowuje się tak a nie inaczej w sprawach mniejszej wagi, to czego możemy oczekiwać w kwestiach tak fundamentalnych jak energetyka, surowce i wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej?


No właśnie.


Gadający Grzyb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz