Czy czeka nas powtórka z Ruchu Autonomii Śląska?
I. „Goralenvolk” - recydywa.
W mającym trwać od 01.04 do końca czerwca tego roku narodowym spisie powszechnym przewidziano nowinki polegające na poszerzeniu palety dostępnych opcji narodowościowych i etnicznych. Oprócz narodowości śląskiej, będzie można zadeklarować m.in. narodowość góralską.
W ten oto sposób rząd III RP wpuścił tylnymi drzwiami do publicznego obiegu narodowosocjalistyczną, hitlerowską koncepcję „goralenvolku”, czyli „narodu góralskiego”.
Przypomnijmy, że koncepcję „ludu”, bądź też „narodu” góralskiego, który miał rzekomo posiadać germańskie korzenie, hitlerowska administracja Generalnej Guberni usiłowała przeforsować podczas... spisu powszechnego w czerwcu 1940 roku. Mimo szykan, zaledwie ok. 27 tys. na 150 tys mieszkańców zdecydowało się przyjąć „karty góralskie”, przy czym, w wielu przypadkach decydowały prozaiczne względy – racje żywnościowe, zwolnienie bliskich z obozów jenieckich itp.
Polskie władze podziemne od początku traktowały goralenvolk jako kolaborację. Szef „Goralenverein” (kontynuacji przedwojennego Związku Górali) Wacław Krzeptowski został z wyroku Polskiego Państwa Podziemnego powieszony przez partyzantów z AK 20.01.1945 roku. Generalnie, „goralenvolk” delikatnie mówiąc, nie cieszył się sympatią miejscowych, o czym świadczy również zakończona niepowodzeniem próba stworzenia Goralishe Waffen SS Legion. (więcej - http://pl.wikipedia.org/wiki/Goralenvolk ).
Doprawdy, w powyższym kontekście cisną się pod pióro grube złośliwości na temat genetycznych, wehrmachtowskich obciążeń premiera, które zdają się co jakiś czas wyłazić na wierzch – czy to przy okazji dopieszczania Ruchu Autonomii Śląska, którego lider, Jerzy Gorzelik, jawnie demonstruje swe antypolskie nastawienie, czy to przy okazji przewijającej się w twórczości Tuska autonomii Kaszub, czy też, jak obecnie - „narodowości góralskiej”.
II. Hodowla sojusznika na wrogim terenie.
Ja jednak, starając się dociec choćby cienia racjonalnych przyczyn tego poronionego pomysłu, pozwolę sobie na małą teoryjkę spiskową. No bo, pomyślmy – jeśli ma być „narodowość góralska”, to czemu nie „kurpiowska” albo, dajmy na to - „mazurska”?
Otóż, moim skromnym zdaniem, jest to próba zantagonizowania lokalnej społeczności w regionie uchodzącym za „bastion PiS”. Zawsze jest możliwość, że jakiś odsetek zadeklaruje „góralską” przynależność etniczną (tak jak owe 27 tys. w 1940 roku), następnie „mniejszość” się zorganizuje – i będzie można w następnych wyborach samorządowych powtórzyć koalicyjny manewr dokonany niedawno w sejmiku wojewódzkim z Ruchem Autonomii Śląska. Może nie od razu na skalę województwa, ale kilku gmin, czy powiatu tatrzańskiego – czemu nie?
Patrząc pod tym kątem, mamy do czynienia z próbą wyhodowania sobie przez PO sojusznika na wrogim terenie (wedle myślenia – spójrzcie: to my, Platforma, obdarowaliśmy was, górali, narodowością, dbamy o waszą odrębność kulturową, a ci zamordyści i centraliści z PiS-u, chcieliby was zglajszachtować z „ceprami”). Słowem - dziel i rządź! Hitlerowcom wprawdzie nie wypaliło, ale „swoim” teraz, po 20 latach „poprawnościowej” tresury w duchu „państwo narodowe to przeżytek”, kto wie... Pozostaje wierzyć w góralski patriotyzm i zdrowy rozsądek. Z drugiej strony jednak nie wolno zapominać o pokusie związanej z unijnymi „dutkami”. Takie „mniejszości” są programowo dopieszczane, również finansowo.
III. Efekt domina?
Inna moja obawa, abstrahując już od politycznych sympatii i antypatii, a patrząc na sprawę bardziej „państwowo”, wiąże się z możliwością uruchomienia „efektu domina”, kiedy to uznania za „grupy etniczne” będą domagały się kolejne „mniejszości”, które nagle „odkryją” swą tożsamość. Ujmując sprawę nieco karykaturalnie, skrajnym efektem może być wręcz regres do początków naszej państwowości i powrót do jakiejś struktury quasi-plemiennej. Tego typu procesy i dążenia są hołubione przez różne finansowane z budżetu UE instytucje, wspomagające wszystko co może przyczynić się do rozpadu tradycyjnych państw. Kto zagwarantuje, że nagle nie objawią się jacyś neo „-Kujawianie”, „-Bobrzanie”, „-Goplanie” czy inni „-Wieleci”? (Zwłaszcza to ostatnie Niemcom by się podobało...). Takie „rozformowanie” narodu na luźny etniczny konglomerat, skupiający się przede wszystkim na swych, jak się to ładnie ujmuje „małych ojczyznach” byłoby wielce europejskie i postępowe...
OK – postraszyłem, doprowadzając problem do absurdu, niemniej przy okazji recydywy „goralenvolku” w nowym, euro-tolerancjonistycznym opakowaniu, mamy do czynienia z właśnie tego rodzaju eksperymentem. Zresztą, nie pierwszy to raz, kiedy dla spodziewanych korzyści politycznych obecny rząd igra sobie z polskim interesem narodowym. A byty raz powołane do życia potrafią wykazywać się dużą żywotnością i nabierają własnej dynamiki. Wystarczy spojrzeć, czym był RAŚ jeszcze kilka lat temu – bagatelizowanym marginesem. Dziś współrządzi województwem śląskim i dzięki PO forsuje swe postulaty. Wystarczy, że „naród góralski” przybierze jakieś formy organizacyjne i znajdzie swego Gorzelika, a podobny problem stanie się faktem w kolejnym regionie Polski.
Gadający Grzyb
P.S. Dzisiejsze „Warto rozmawiać” poruszy tę samą tematykę.
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz