Blogerska działalność Marka Jurka to modelowy przykład wykorzystania nowoczesnego narzędzia w anachroniczny sposób.
Od niedawna do grona Niepoprawnych blogerów dołączył Prezes Prawicy Rzeczypospolitej, pan Marek Jurek, który przekleja u nas notki ze swego macierzystego bloga: http://blog.marekjurek.pl/ . Prawdę mówiąc, efekty (póki co) nie są zachwycające. Warto bowiem zadać sobie pytanie: czemu służyć ma blog prowadzony przez polityka? Ano, ma służyć komunikacji z wyborcami. I ten podstawowy warunek nie jest spełniony, albowiem pan marszałek poprzestaje na „wrzucaniu” kolejnych notek na różne tematy i to zarówno na blogu „Prawa Wolna”, gdzie komentują jego zwolennicy, jak i na „Niepoprawnych”, gdzie spotkał się, delikatnie mówiąc, ze sceptycznym przyjęciem użytkowników.
I. Interaktywne medium... bez interakcji.
Powiela tym samym klasyczny grzech prawicy, mianowicie pryncypializmu poglądów nie łączy z próbą bezpośredniego przekonywania do swych racji, pozyskania elektoratu. Najwyraźniej sądzi, że wystarczy nieugięcie głosić swoje, a naród w końcu przejrzy na oczy i zagłosuje „jak należy”. W tenże sposób traktuje swą działalność blogerską: jako mównicę, czy też ambonę z której wygłasza kazania, następnie zaś schodzi w poczuciu głębokiej słuszności, licząc najwyraźniej, że blask jego słów porazi niedowiarków, którzy przejrzą na oczy. A że orator średni... Ale o to mniejsza.
Problem polega na tym, że blogerska działalność pana Jurka to modelowy przykład wykorzystania nowoczesnego narzędzia, jakim jest internet i blogosfera, w wyjątkowo anachroniczny sposób. Ta forma komunikacji zakłada bowiem interakcję, choćby na minimalnym poziomie. Nie wymagam oczywiście, by pan marszałek ślęczał godzinami nad blogiem i wdawał się w piętrowe polemiki – zdaję sobie sprawę z tego, że jest człowiekiem zajętym, ale krótkie ustosunkowanie się do najczęstszych zarzutów i wątpliwości powinno się znaleźć – choćby po to, by blogerzy (czytani wszak przez prawicowy elektorat) nie mieli poczucia, że są przez Pana Polityka lekceważeni. Elementarny pijar, o innych względach już nie wspominając. Dla porównania, taki Korwin-Mikke (też opozycja pozaparlamentarna o zbliżonym poparciu) na swoim blogu się udziela.
Tymczasem, pan Marek Jurek wrzuca swe notki i nie raczy choćby zdawkowo odpowiedzieć na wątpliwości blogerów. Rozumiem, że nie udziela się na „Prawej Wolnej”, gdzie pisze do przekonanych, ale akurat o sympatię Niepoprawnych powinien raczej zawalczyć. Trybunę do głoszenia poglądów ma, ale nie kwapi się do bezpośredniego kontaktu z potencjalnym elektoratem i przekonywania do swych racji. Co to o nim mówi, jako o polityku działającym w warunkach demokracji, który musi zdobywać głosy?
II. Bez konkretów.
Zresztą, pal już licho interakcję. Jest jeszcze inny zgryz – otóż gdyby pan prezes używał swego bloga do popularyzacji postulatów programowych, ideowych, promowania konkretnych rozwiązań dla Polski i metod ich wcielania w życie, które następnie byłyby dyskutowane przez komentatorów, to rozumiałbym nawet absencję w debacie. Wystarczyłoby bowiem prześledzić dyskusję na temat poszczególnych kwestii (a komentatorzy uwielbiają takie „mięsko”), by choćby pobieżnie zorientować się, jaki jest ich społeczny oddźwięk wśród „targetu” wyborczego. Domyślam się, że opozycja pozaparlamentarna nie dysponuje górami pieniędzy na pogłębione badania, a mimo to nie wykorzystuje tego co ma praktycznie za darmo.
Natomiast z blogu pana Jurka o problemach wymienionych w powyższym akapicie nie dowiadujemy się praktycznie niczego. Na przykład, jak Prawica RP ma zamiar wejść do parlamentu i czy planuje jakąś szerszą koalicję z innymi partiami, organizacjami, środowiskami? Nic, zero. Poza ogólnie znanym stanowiskiem w kwestiach światopoglądowych nie wiemy też nic o programie Prawicy RP w sprawach gospodarczych (podatki, deficyt, dług publiczny, wydatki państwa), społecznych (emerytury, służba zdrowia), bezpieczeństwa (armia, policja, wymiar sprawiedliwości), polityce zagranicznej (jakie sojusze, jakie zagrożenia, metody przeciwdziałania)... O tym nam pisz, panie Jurek! Pamiętając, że oczekujemy konkretów i nie dajemy się zbyć ogólnikami.
III. Przepychanki i blogerski misz-masz.
No dobrze, ale przecież nasz Szanowny Współbloger o czymś pisze. O czym? Ano, poza pierwszą notką wyrażającą zaniepokojenie losem egipskich chrześcijan (ważna sprawa, bez ironii) mamy dwa wpisy poświęcone partyjnym przepychankom z PiS, rozpamiętywaniu doznanych krzywd i nielojalności we własnych szeregach... no ekscytujące. I tu wyłazi kolejny grzech prawicy ciągnący się jak smród za wojskiem od lat 90-tych. Liderzy poszczególnych formacji zdają się sądzić, że te utarczki „kręcą” wyborców w tym samym stopniu co ich samych i dziennikarzy. Że, nieco przerysowując, każda nieczysta zagrywka lub ambicjonalny spór to konflikt o dziejowym, fundamentalnym dla Polski wymiarze. Że ustąpienie z poglądami choćby o krok, to zdrada Sprawy i przeniewierstwo. Kilka tych „że” mógłbym jeszcze wymienić, gdyż polityczny światek tasujący się we własnym hermetycznym kręgu bierze swoje urazy i garść sloganów za realne, bądź choćby emocjonalne problemy społeczeństwa. To wyobcowanie wyziera niestety również z tekstów Marka Jurka.
Zresztą, na „Prawej Wolnej” nie jest lepiej. Notki z ostatnich dwóch miesięcy to typowy blogerski misz-masz, przeplatany pretensjami do PiS-u i jałowym wołaniem o dymisję rządu. Na dodatek dość drętwo napisany.
W ten sposób wyborców się nie pozyska. Nie tędy droga. Nie wystarczy „mieć rację". Polityk z takim doświadczeniem jak Pan powinien wiedzieć o tym najlepiej.
Gadający Grzyb
pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz