Wkrótce rusza ogólnoświatowy program odzyskiwania żydowskiego majątku – kolejna odsłona „przedsiębiorstwa holokaust”?
Nieco ponad półtora roku temu opisywałem w mocno emocjonalnym tonie zagrożenia dla polskiego Skarbu Państwa i budżetu związane z konferencją „Mienie ery Holokaustu”, która odbyła się w Pradze i Terezinie w czerwcu 2009 roku (notki TU, TU i TU). Okazuje się, że muszę niestety wrócić do tej pachnącej międzynarodową gangsterką sprawy, wokół której w głównonurtowych mediodajniach jak panowała tak panuje zmowa milczenia. Ale po kolei.
I. „Mienie ery Holokaustu”.
Otóż wspomniana konferencja, która miała stanowić „ukoronowanie czeskiej europrezydencji” zakończyła się przyjęciem Deklaracji z Terezina powołującej Europejski Instytut Spuścizny Zagłady (European Shoah Legacy Institute). Sygnatariuszami było 49 państw i 30 organizacji pozarządowych. Podczas obrad główne ostrze „rewindykacyjnych” żądań skierowane było w postkomunistyczne kraje Europy Środkowo – Wschodniej (prócz Rosji, bo za mocna) przy gromkim wsparciu amerykańskiej delegacji z kongresmanem Robertem Wexlerem na czele, ówczesnym członkiem Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów delegowanym na konferencję przez Departament Stanu. Pan ten był łaskaw wraz z 25 kongresmenami „zaapelować” o zwrot pożydowskiego mienia, uznając najwyraźniej, że ma do tego prawo jako przedstawiciel globalnego Wuja Sama.
Prócz tego obecni na konferencji eksperci sformułowali „zalecenia”, rzekomo „niewiążące”, wedle których ofiarom Zagłady, bądź ich spadkobiercom należy zwrócić mienie znacjonalizowane za czasów komunistycznych w naturze, zaś „Jeśli skonfiskowana własność nie może być zwrócona, kraje powinny zapewnić alternatywną własność tej samej wartości albo zapewnić godziwe odszkodowanie". Dalej padają postulaty powołania specjalnych trybunałów lub agencji do spraw roszczeń, które – tu uwaga – miałyby honorować bliżej niesprecyzowane „alternatywne dowody własności”.
II. Finansowe HEART Izraela.
A teraz powód dla którego wracam do sprawy z 2009 roku. Tak się bowiem składa, że „Deklaracja...” wraz z owymi „niewiążącymi zaleceniami” wkrótce ma szansę przeistoczyć się w jak najbardziej „wiążącą”, natomiast „alternatywne dowody własności” mogą stać się przyczyną niebagatelnych kosztów, które wszyscy poniesiemy i to w obliczu zapaści finansów publicznych naszego państwa.
Jakiś tydzień temu bowiem „Rzeczpospolita” doniosła (za „Haaretz”), iż rząd Izraela wraz z wpływową („potężną” - określenie „Rzepy”) Agencją Żydowską powołał specjalny program do odzyskiwania żydowskiego majątku, skradzionego lub utraconego w inny sposób. Program ma być „ogólnoświatowy”, jednakże „ze szczególnym uwzględnieniem krajów Europy Środkowo – Wschodniej”. Instytucjonalnie wyraża się on w specjalnej komórce o wdzięcznej nazwie HEART (Holocaust Era Asset Restitution Taskforce) z budżetem 9 mln szekli czyli ok. 9 mln złotych. Złoty interes, zważywszy na spodziewane zyski. Prezesem projektu został były izraelski minister d/s osób starszych Rafi Eitan, dyrektorem zarządzającym Bobby Brown z Agencji Żydowskiej, natomiast - jak to określono - „nad praktyczną stroną przedsięwzięcia” czuwać będzie Ania Werchowskaja z prawniczej firmy A.B. Data, która „praktycznie” współuczestniczyła w „porozumieniu” na mocy którego szwajcarskie banki wypłaciły 1,25 miliarda dolarów, mających w założeniu trafić do spadkobierców ofiar, a które to pieniądze jak powiadają źli ludzie, w większej części rozpłynęły się w machinie „przedsiębiorstwa holokaust”.
No i teraz najlepsze. Oddaję głos „Rzeczpospolitej”:
„Nadzieje na rekompensaty opierają się na rezolucji przyjętej w 2009 roku na praskiej konferencji poświęconej mieniu utraconemu w czasie holokaustu (wytł. moje-GG). 46 państw wyraziło wtedy zgodę na rekompensaty dla ofiar i ich spadkobierców za majątek, który zawłaszczono na ich terytoriach.”
Wygląda na to, że podczas konferencji z 2009 roku sami założyliśmy sobie finansową pętlę na szyję. Mosze Sanbar, izraelski ekonomista i bankowiec, z wieloletnim doświadczeniem w odzyskiwaniu żydowskich majątków stwierdza ponadto: „- Na praskiej konferencji stworzyliśmy nowe podstawy do nowych roszczeń - nie są one prawnie wiążące, ale były i są wiążące moralnie”. Wtóruje mu wypowiedź Bobby’ego Browna: „- To ostatnia bitwa holokaustu i jest naszym obowiązkiem uzyskać choć minimum sprawiedliwości”.
Idę o zakład, że wcale nie „ostatnia”. Program reprezentowany przez HEART rusza z początkiem marca równocześnie w Jerozolimie i Waszyngtonie i ma na celu kompleksowe zewidencjonowanie majątku pożydowskiego. Służyć temu celowi ma m.in. potężna kampania promocyjna oraz infolinia w 13 językach, a także strona internetowa za pośrednictwem których będzie można dokonywać zgłoszeń. Pierwszym etapem ma być przygotowanie roszczeń wobec rządów krajów Europy Środkowo – Wschodniej. Sądzę, że nie od rzeczy będzie przywołanie w tym kontekście byłego ambasadora Izraela w Polsce, Dawida Pelega, który dwa lata temu na zasadzie „pi razy oko” oszacował ewentualne roszczenia na „miliardy dolarów”, co daje niejakie pojęcie o skali opisywanego tu przedsięwzięcia.
Jeszcze jeden cytat, tym razem szefa Agencji Żydowskiej, Natana Szaranskiego: „- Po raz pierwszy od czasu zagłady powstał całościowy program umożliwiający gromadzenie informacji o skradzionym lub przymusowo sprzedanym majątku, z intencją uzyskania za to rekompensaty.”
III. Robienie gruntu?
W związku z powyższym nasuwają się dwie koincydencje. Pierwsza, to wydanie akurat teraz „Złotych Żniw” J. T. Grossa, gdzie Polacy przedstawieni są jako rabusie i hieny cmentarne, dla których II wojna światowa stała się okazją do wzbogacenia kosztem Żydów. Wygląda to, jakby książka miała stworzyć moralny „klimat” potępienia, obezwładniający ewentualne protesty przeciw mającej nastąpić akcji „przedsiębiorstwa holokaust”. Nie wiem, czy funkcjonariusze HEART-u będą się bawili w szukanie złotych zębów poukrywanych ponoć gdzieś w chłopskich obejściach, ale „klimacik” jest.
Druga rzecz, znacznie poważniejsza, to niedawna wizyta polskiego rządu w Izraelu (23.02 – 24.02.2011). Prócz Donalda Tuska i ministrów obrony narodowej, edukacji, zdrowia, spraw zagranicznych oraz wiceministrów z innych resortów, wziął w niej udział dyżurny specjalista od kontaktów polsko – żydowskich, Władysław Bartoszewski, który stał również na czele polskiej delegacji biorącej udział w opisanej na początku konferencji „Mienie ery Holokaustu” i negocjował w naszym imieniu Deklarację z Terezina oraz towarzyszące jej „eksperckie” ustalenia. No i teraz podstawowa zagwozdka: czy prócz tego, co oficjalnie przedstawiono jako efekt wizyty, zapadły również jakieś inne decyzje, zobowiązania? Czy poruszano kwestię zwrotu mienia i odszkodowań? Byłoby dziwne, gdyby rząd Izraela, który tak mocno, instytucjonalnie, zaangażował się w kwestie rewindykacyjne, nie poruszył tego tematu goszcząc przedstawicieli państwa, które potencjalnie może stać się w najbliższej przyszłości główną dojną krową nowej biznesowej inicjatywy współczesnych sępów holokaustu. Obawiam się jednak, że o wszystkim dowiemy się, gdy będzie już „po ptakach”.
IV. Płać i płacz.
Na zakończenie muszę dodać jedno – wszelkie żydożerstwo jest mi z gruntu obce, uważam też, że zagrabione majątki powinny wrócić do właścicieli, bądź ich legalnych spadkobierców – czy to w naturze, czy to w formie zastępczej. Stanowczo jednak sprzeciwiam się jakiemukolwiek ekskluzywnemu traktowaniu kogokolwiek, również Żydów – w sprawach własności prawo powinno być ślepe na przynależność etniczną. Jeśli zwracamy własność Żydom (ale konkretnym osobom, nie szemranym, samozwańczym gangom „reprezentantów”), to zwróćmy również Polakom!
Tymczasem organizacje żydowskie stosują permanentną gangsterkę, wymuszenia rozbójnicze na międzynarodową skalę. Pod groźbą upokorzenia na arenie międzynarodowej szantażują moralnie kolejne państwa, powołując się na jakieś nieznane cywilizowanym stosunkom prawo plemiennej współwłasności (to znaczy, oficjalnie, odszkodowania mają trafiać do spadkobierców, tyle że pokażcie mi tych wzbogaconych wypłaconymi już miliardami „spadkobierców”). Samozwańczy „reprezentanci” nie mający poza przynależnością etniczną literalnie nic wspólnego z ofiarami Zagłady, rekrutujący się najczęściej z amerykańskiej diaspory, która w trakcie wojny nie chciała nic wiedzieć o obozach koncentracyjnych i która nie ruszyła palcem by pomóc swym współplemieńcom, teraz zlatują się jak sępy do ścierwa, skrzecząc o „sprawiedliwości”, „zadośćuczynieniu” i napychając swe sępie gardła złotem, złotem, złotem... To są prawdziwe „Złote Żniwa”, panie Gross.
Nie znaczy to jednak, że nie mamy jako państwo niczego za uszami. Owszem, mamy na sumieniu podstawowy grzech – zaniedbanie. Trzeba było przeprowadzić kompleksową reprywatyzację i to już dawno temu. Nie przeprowadziliśmy, dając zawodowym szachrajom fenomenalny pretekst do finansowych żądań. Więc teraz będzie „płać i płacz”.
Gadający Grzyb
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz