poniedziałek, 16 maja 2011

Euro-koalicja przeciw polskim łupkom?


Potencjał złóż gazu łupkowego w Polsce spędza sen z powiek nie tylko Gazpromowi, lecz również naszym „euro-sojusznikom”.



I. Niewygodne łupki.


Jak donosi „Dziennik Gazeta Prawna”, a wraz nim m.in. „Rzeczpospolita” i portal „wPolityce.pl”, francuski parlament pod naciskiem lobby atomowego uchwalił ustawę zabraniającą pozyskiwania gazu łupkowego metodą szczelinowania hydraulicznego, wzorując się na analogicznych rozwiązaniach kanadyjskiej prowincji Quebec i amerykańskiego stanu Nowy Jork. Pretekstem był rzekomo negatywny wpływ tej technologii na czystość wód gruntowych. Całkowicie zignorowano przy tym fakt, że ujęcia wód gruntowych znajdują się na głębokości maks. 500 – 600 m, tymczasem szczelinowania dokonuje się 2 – 3 tys. metrów pod ziemią. Jak z pakietem klimatycznym – była „wola polityczna” by uchwalić, to uchwalono - bez zawracania sobie głowy zbędnymi faktami.


Innymi słowy, właśnie okazało się, że potencjał złóż gazu łupkowego w Polsce spędza sen z powiek nie tylko Gazpromowi – jest równie niebezpieczny dla różnych branżowych i ideologicznych grup interesu, nazwijmy to – euroazjatyckich. Uruchomienie wydobycia gazu niekonwencjonalnego w Polsce (bo w żadnym innym europejskim kraju złóż w takiej skali jak nasza nie odkryto) uderza bowiem w obecny „porządek energetyczny”: stawia pod znakiem zapytania nie tylko francuski atom (możliwa konkurencja - elektrownie gazowe), ale również rosyjską dominację surowcową w regionie i plany ekspansji na Zachód, a także współpracę gazową Rosja – Niemcy przypieczętowaną świeżo położonym Gazociągiem Północnym oraz sens wydawania miliardów eurorubelków, które mają być wpompowane w różne „ekologiczne” projekty pozyskiwania energii.


Poza tym, może się okazać, że łupki sprawią, iż „pakiet klimatyczny” i związany z nim drastyczny skok cen energii w najbliższych latach, nie wyhamuje naszej gospodarki na tyle, na ile liczyli jego twórcy. Skandal!


II. Koalicjanci.


Chciałbym tu zwrócić uwagę, że wspólnota interesów sprawia, iż rysuje się nam arcyciekawa koalicja. „Ekolodzy” (a właściwie „ekologiści”, gdyż ekologia to nauka zaś ekologizm to ideologia, powtarzam to przy każdej okazji) podsypani jurgieltem Gazpromu idą w niej pod mankiet z lobby atomowym, do tego rządy potęg „starej Europy” - Niemiec i Francji – nie są, delikatnie mówiąc, zainteresowane by wyrosła im pod bokiem dynamiczna, „nowoeuropejska” konkurencja.


Dlatego też (obawa ta jest już formułowana) można się spodziewać, że Niemcy i Francja będą za jakiś czas próbowały przeforsować na forum unijnym (arcywygodne narzędzie!) rozwiązania uniemożliwiające eksploatację złóż gazu łupkowego. Wszystko z troski o naszą przyrodę rzecz jasna – wszak poligon doświadczalny jakim była „obrona doliny Rospudy” wykazał niezbicie, iż polska przyroda jest wspólnym europejskim dobrem, które należy chronić przed polskimi barbarzyńcami. Współgra z takim podejściem polityka Gazpromu organizującego już od dłuższego czasu rozmaite kursokonferencje na których cierpliwie tłumaczy jakim strasznym zagrożeniem ekologicznym jest wydobycie shale gas.


Euro-dyrektywy, których możemy oczekiwać uzyskają oczywiście pełne wsparcie „ekologistów”, tego możemy być pewni, albowiem podobnie jak z Rospudą, odbyło się już „próbne strzelanie”, którym było przekupienie przez Nord Stream niemieckich ekologów protestujących przeciw bałtyckiej rurze. Wystarczyło sypnąć 10 milionów euro na „Fundację Ochrony Przyrody Niemieckiego Bałtyku” i voila! (szerzej w notce „Ekologiści a Nord Stream”). Wpisuje się to zresztą w sowiecką tradycję sponsorowania zachodniego lewactwa, tyle że dziś odbywa się to już w pełni jawnie, legalnie i z poparciem „czynników rządowych” po obu stronach.


III. „Będziemy postępowali wedle własnego rozeznania” .


No dobrze, zagrożenia z grubsza naszkicowane, a co na to Polska? Ano, Gazprom rozwija swą ofensywę pijarowską bombardując zachodni świat polityki i środowiska opiniotwórcze antyłupkową eko-propagandą, nasz rząd natomiast ani du-du. Nie organizujemy własnych „sympozjów i seminariów”, by choć częściowo zneutralizować przekaz Kremla i wsparcie jakie ów przekaz uzyskuje w zachodnich ośrodkach polityczno-biznesowych.


Donald Tusk wprawdzie odgraża się, że „będziemy postępowali wedle własnego rozeznania” , ale jeśli to „rozeznanie” ma wyglądać tak jak w przypadku Nord Streamu, czy naszych, pożal się Boże, „reakcji” na przyblokowanie świnoujskiego gazoportu rosyjsko-niemiecką rurą, to marnie widzę. Tak się bowiem składa, że – jak wszystkim wiadomo – Gazociąg Północny został położony gdzie chcieli i jak chcieli jego twórcy, zaś rząd Tuska-Pawlaka nabrał wody w usta i dalej płynie sobie spokojnie „z głównym nurtem” kontentując się tzw. „dobrą prasą” w Niemczech i uzależniającą nas od Rosji długoterminową umową z Gazpromem.


Niezłą lekcją niemieckiego podejścia była wypowiedź wiceszefowej niemieckiego MZS, Cornelii Pieper dla „Rzeczpospolitej”, która najpierw stwierdziła, że „w Polsce obawy są przesadzone”, by zaraz dodać:



„jeżeli Polska będzie obstawała przy rozbudowie portu dla statków o większym zanurzeniu, to Niemcy są gotowe to poprzeć. Oczywiście jeżeli polskie plany pogłębiania dna morskiego nie będą naruszały europejskich praw o ochronie przyrody. Dziwię się, że podnosi się te problemy. Tyle dobrego się w stosunkach polsko-niemieckich dzieje, powinniśmy się skoncentrować na przyszłości. (wytł. moje - GG)



O ile zakład, że „plany pogłębienia dna”, gdy przyjdzie co do czego, nie okażą się zgodne z „europejskimi prawami o ochronie przyrody”? Poza tym, nie zapominajmy, że na straży będą czuwać „ekologiści” z powołanej przez Nord Stream „Fundacji Ochrony Przyrody Niemieckiego Bałtyku”...


A poza tym, „tyle dobrego się dzieje”, więc wybierzmy przyszłość prawda? Na cholerę te wielkie statki zawijające do Polski. Wyręczymy was naszym portem w Rostocku...


IV. Postaw czerwonego sukna.


Z podobnym podejściem zapewne spotkamy się ze strony Niemiec, Francji, „ekologistów” i struktur unijnych gdy na ostrzu noża stanie kwestia wydobycia gazu łupkowego: „w zasadzie tak, ale...” - i tu padnie kilometrowa lista obostrzeń ekologicznych czyniących całą zabawę niewykonalną i/lub nieopłacalną. A Rosja będzie sobie stała skromnie z boku, zacierając ukradkiem spracowane czekistowskie ręce, do których to rąk tak dobrze pasuje twarda waluta.


Jeżeli już mam gdzieś wypatrywać jakiejś nadziei (pod obecnym rządem), to raczej w ekonomicznych interesach firm zainteresowanych eksploatacją gazu łupkowego. Tak się składa, że francuski koncern „Total” nie przejmując się stanowiskiem połączonych sił nadsekwańskich lobbies - atomowego i ekologicznego (sic!) - odkupił od amerykańskiego Exxon Mobil 49% udziałów w koncesji na poszukiwanie gazu łupkowego na Lubelszczyźnie. Firmy inwestujące w polskie łupki to poważna siła i poważne pieniądze. Mogą uruchomić własny lobbing, jeśli zaś przekupią obecny polski nie-rząd, to kto wie, może niespodziewanie i „nasi” zdecydują się stanąć okoniem „antyłupkowej” koalicji. Tyle, że po wszystkim może się okazać, iż w kwestii złóż znajdujących się na polskim terytorium Polska nie będzie miała nic do powiedzenia... rozdrapana niczym postaw czerwonego sukna.


Ale to dywagacje. Póki co, Gazprom ma u nas pozycję hegemona, jeżeli zaś prawdą jest, iż (jak podał portal „wPolityce.pl”) ponad 50% koncesji wydanych przez Ministerstwo Ochrony Środowiska na eksploatację złóż gazu łupkowego trafiło w ręce firm powiązanych z rosyjskimi służbami i rosyjską mafią (szerzej w notce „Polskie łupki dla Gazpromu”), to z pozyskania jednego z naszych największych bogactw wyjdą nici, zaś polska gospodarka przyduszona tzw. „pakietem klimatycznym” utkwi w marazmie na dziesięciolecia.


***


To naprawdę ostatni dzwonek, by odsunąć od władzy rządzącą ekipę i wziąć sprawy we własne ręce. Nikt inny tego za nas nie zrobi.


Gadający Grzyb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz