niedziela, 19 czerwca 2011

Czy to się jeszcze da odwrócić?


Nawet pobieżny przegląd rosyjskiej aktywności na naszym rynku energetycznym pokazuje, że „rekompensata” postępuje z iście morderczą, czekistowską konsekwencją.



I. Lotos.


Jakiś czas temu w swej rubryce na portalu „wPolityce.pl” Zbigniew Kuźmiuk podał (za Kommiersantem), że „rosyjsko-brytyjski koncern TNK-BP złożył wstępną ofertę na zakup 53% akcji gdańskiej firmy Lotos S.A.”. Ministerstwo Skarbu z Aleksandrem Gradem na czele, nabrało wody w usta i jakoś się inwestorem nie chwali, mimo że nie pochodzi on Chin ani nawet z Kataru, tylko z „zaprzyjaźnionego mocarstwa”. Cóż, panu ministrowi w nie-rządzie Tuska przypadła rola licytatora ostatnich sreber rodowych, zaś jego ministrowanie ma się najwyraźniej sprowadzać do tego, by za kilka lat żadne Ministerstwo Skarbu nie było potrzebne, bo zwyczajnie nie będzie żadnego majątku do zarządzania.


Desperacja z jaką ministerstwo z jednej strony pragnie opchnąć Lotos komukolwiek, byle wyszarpać te 3 mld złotych, z drugiej zaś uporczywe trzymanie w tajemnicy tego o czym i tak piszą rosyjskie media są symptomatyczne. Z jednej strony bowiem uświadamia nam skalę zapaści finansów państwa, które trzeba ratować wyprzedając za psi grosz, spółkę mającą niemal 30% polskiego rynku paliwowego i która zakończyła właśnie warte 6 mld złotych inwestycje, z drugiej zaś pokazuje, że rząd doskonale zdaje sobie sprawę z ekonomicznej (i politycznej) horrendalności całej operacji i dlatego woli trzymać ją ile się da pod korcem. Dość powiedzieć, że ujawnienie inwestorów przewidziane jest dopiero na przełom 2011 i 2012 roku – czyli na okres powyborczy, kiedy najprawdopodobniej kluczowe procedury zostaną już przyklepane.


II. Rekompensata.


Kilkakrotnie już o tym pisałem (np. TU), ale wypada powtórzyć: negocjacje gazowe poszły nie do końca po myśli Rosjan. Ugrali i tak monstrualnie dużo, uzależniając na długie lata Polskę od swojego gazu. Spodziewali się jednak ugrać więcej – m.in. dłuższy okres umowy (do 2037 a nie do 2022 jak ostatecznie ustalono), jeszcze wyższe stawki, zakaz reeksportu i przejęcie polskiego odcinka Jamalu. Od razu dodam: żadna w tym zasługa „naszych” negocjatorów, Pawlak gotów był oddać Rosjanom wszystko. Po prostu w pewnym momencie wmieszała się Komisja Europejska - czyli Niemcy - którzy wbrew polskiemu rządowi (!) nie zgodzili się na tak przytłaczającą dominację Rosji, jaka rysowała się w trakcie rozmów. Rosja zatem najwyraźniej postanowiła zrekompensować sobie częściową porażkę na innych polach, a że po Katastrofie Smoleńskiej zniknął ostatni ośrodek władzy, który mógłby w jakikolwiek sposób mieszać jej szyki, to napiera na kolejne sektory energetyczne szeroką ławą. Lotos to tylko element większej układanki.


W grę wchodzi również gdański Naftoport, którego Lotos jest mniejszościowym udziałowcem, zablokowanie wydobycia gazu łupkowego nad czym Gazprom intensywnie pracuje, przejmowanie spółek z branży (vide – przejęcie Intergaz-System, potentata na rynku LPG w południowo-wschodniej Polsce), ostatnio zaś dowiedzieliśmy się, że od 2016 roku będziemy importować energię elektryczną z powstającej pod Kaliningradem Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej za pomocą mostu energetycznego Kaliningrad-Elbląg. Dodajmy do tego przyblokowane bałtycką rurą Świnoujście, co spowoduje problemy z ekonomiczną opłacalnością mającego powstać terminalu LNG... Coś pominąłem?


Jeśli nawet, to choćby pobieżny przegląd rosyjskiej aktywności na naszym rynku energetycznym pokazuje, że „rekompensata” postępuje - systematycznie, wielotorowo i z iście morderczą, czekistowską konsekwencją. Rosja już ma 2/3 naszego rynku gazowego, wkrótce będzie miała 1/3 rynku paliw, a za kilka lat – około 8% rynku energii elektrycznej (to tak na początek, bo gdy w 2018 roku Rosjanie uruchomią drugi blok elektrowni, to założę się, że niezbędna będzie „renegocjacja”, tak byśmy importowali – ja wiem? - może jakieś 15-20%...).


III. Czy to się jeszcze da odwrócić?


Czasami zastanawiam się, czy poczynania obecnego nie-rządu da się jeszcze w ogóle odwrócić, tym bardziej, że na horyzoncie rysuje się druga kadencja Platformy z Tuskiem na czele. I nawet jeżeli ta druga kadencja zakończy się krachem i przedterminowymi wyborami, to jakie państwo odziedziczą następcy? Wpół zdechłego bankruta z mocno zainstalowanymi strażnikami wpływu ościennych potęg, uzależnionego energetycznie - od Północnego Sąsiada, finansowo - od bezimiennych spekulantów, politycznie - od Unii Europejskiej czyli od Niemiec. Państwo ze zdezorientowanym i podatnym na manipulacje narodem, systematycznie ogłupianym od najmłodszych lat (właśnie wyczytałem, że tegoroczne testy gimnazjalne wypadły najgorzej w całej swej historii – brawo pani Hall, głupkami łatwiej rządzić). Państwo bez majątku, bez własnego przemysłu, z obywatelami siedzącymi w kieszeniach obcych banków, bez armii...


A propos armii – Rosjanie zaproponowali, że w ramach tarczy antyrakietowej obejmą „ochroną” część państw NATO, konkretnie – kraje bałtyckie i Polskę. Cóż, kiedyś pół żartem pół serio napisałem, że jeśli tak dalej pójdzie, to doczekamy się w końcu bazy antyrakietowej na naszym terytorium, tyle że będzie to baza rosyjska. Wygląda na to, że po raz kolejny może się potwierdzić stara prawda, głosząca że jeżeli dzisiaj nie chce się karmić własnej armii, to jutro będzie się karmić cudzą.


Gadający Grzyb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz