niedziela, 3 czerwca 2018

Włochy w uścisku Brukseli

Zadłużanie kraju ponad miarę i rezygnacja z narodowej waluty oznacza w praktyce utratę suwerenności i wydanie się na żer różnych finansowo-politycznych gangsterów.

I. Premier na żądanie finansistów

Możecie głosować na kogokolwiek, a i tak rządzić będzie ten, kogo wskażemy” – tak można streścić przesłanie Brukseli i światowej oligarchii finansowej w kontekście wyborów we Włoszech i prób skonstruowania rządu. Wydarzenia z ostatnich dni i miesięcy jasno wykazały bowiem, że Włochy nie są już państwem suwerennym i przed wyłonieniem swych władz muszą każdorazowo wystąpić o zgodę do organów unijnych, Niemiec i międzynarodowych instytucji finansowych. Przypomnijmy, że 4 marca odbyły się we Włoszech wybory parlamentarne, które wygrały Liga Północna pod przywództwem Matteo Salviniego (w bloku z Forza Italia Silvio Berlusconiego) oraz Ruch Pięciu Gwiazd Luigi di Maio. Wynik wyborczy wywołał szok w liberalnym establishmencie Europy, zaś „populistyczne” ugrupowania zostały w mediach okrzyknięte „barbarzyńcami”. Obie partie podczas kampanii podnosiły m.in. konieczność prowadzenia bardziej restrykcyjnej polityki imigracyjnej, a także możliwość opuszczenia przez Włochy strefy euro. Rozmowy koalicyjne trwały długo, lecz w końcu spisano umowę, zaś zwycięskie ugrupowania desygnowały na premiera prof. Giuseppe Conte. Tu jednak zaczęły się prawdziwe schody, bowiem utworzenie rządu jawnie sabotował lewicowy prezydent Sergio Mattarella. Pretekstem była kandydatura ekonomisty, prof. Paolo Savony na ministra finansów – Savona nie kryje bowiem swego daleko posuniętego krytycyzmu wobec waluty euro. Mattarella oświadczył, że ze względu na gospodarcze otoczenie Włoch jest niedopuszczalne, by ministrem finansów został „zwolennik wyjścia ze strefy euro”, w efekcie czego prof. Conte zrezygnował z misji tworzenia rządu. Tymczasowym „premierem technicznym” zostanie najprawdopodobniej wskazany przez prezydenta Matarellę Carlo Cottarelli – były dyrektor wykonawczy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a więc zaufany człowiek światowej finansjery, który w 2013 r. w rządzie premiera Enrico Letty odpowiadał za wdrażanie cięć budżetowych na ponad 32 mld. euro. Dzięki swej działalności utrzymanej w duchu tzw. „konsensusu waszyngtońskiego” (cięcie wydatków, prywatyzacja, liberalizacja rynków, deregulacja) Cottarelli otrzymał w Italii przydomek „pan nożyczki” i jest przez większość Włochów szczerze znienawidzony. Cieszy się za to poparciem Brukseli oraz tzw. „rynków finansowych” - i to przesądziło o jego nominacji.

Oczywiście Ruch Pięciu Gwiazd i Liga Północna kandydatury Cottarelliego nie poprą, toteż za kilka miesięcy nastąpią najprawdopodobniej nowe wybory. Liderzy obu ugrupowań otwarcie mówią o zewnętrznym dyktacie (Salvini stwierdził wprost, iż Mattarella „uległ naciskom Berlina, agencji ratingowych oraz finansowemu lobby”) - a di Maio wezwał do zastosowania wobec prezydenta procedury impeachmentu na podstawie art. 90 konstytucji mówiącego o zdradzie stanu (wystarczy zwykła większość głosów). Wszystko to odbywało się w atmosferze nieustannej presji ze strony władz Unii Europejskiej i Berlina. Komisja Europejska ostrzegła już przed „kryzysem strefy euro” w przypadku urzeczywistnienia programu „populistów”, zaś niemiecka prasa, tradycyjnie formułująca to, czego nie wypada oficjalnie powiedzieć tamtejszym politykom, pisała w paternalistycznym tonie, iż na Włoszech jako jednym z założycieli UE ciąży „odpowiedzialność wobec partnerów” i w związku z tym najważniejsi politycy z Niemiec, Francji i Brukseli winni im uświadomić, że „trzeba skończyć z awanturnictwem i mrzonkami”. Najwyraźniej – uświadomili.


II. Projekt waluty równoległej

Wydaje się, że ostatecznym czynnikiem, który zadecydował o utrąceniu rządu Giuseppe Conte, był arcyciekawy projekt wprowadzenia „równoległej waluty”, który w pewnej perspektywie czasowej pozwoliłby Włochom stopniowo „wymiksować się” ze strefy euro, określanej przez Paolo Savonę mianem „niemieckiej klatki”. Euroland okazał się bowiem dla europejskich krajów Południa prawdziwym nieszczęściem, dławiąc konkurencyjność ich gospodarek. Na obecnym modelu korzystają natomiast przede wszystkim Niemcy, dla których euro jest instrumentem stymulującym eksport i utrwalającym ekonomiczo-polityczną dominację na kontynencie. Niemal całą resztę państw wspólna waluta skazuje na rolę wiecznych dłużników i odbiorców niemieckiej produkcji. Warto w tym miejscu przypomnieć, że podobną koncepcję podczas greckiego kryzysu (nota bene, trwającego do dzisiaj) wysunął ówczesny grecki minister finansów Janis Warufakis – został jednak spacyfikowany przez „trojkę”, ze szczególnym uwzględnieniem szefa Europejskiego Banku Centralnego, Mario Draghiego, który w krytycznym momencie zwyczajnie wstrzymał wypłacanie transzy pomocowych doprowadzając do czasowego zamknięcia greckich banków i społecznej paniki.

Nauczeni tym doświadczeniem Włosi chcieli zatem postawić na wariant ewolucyjny. Niedoszła koalicja Ruchu Pięciu Gwiazd i Ligi Północnej postanowiła mianowicie wprowadzić rodzaj „bonu rządowego” w formie skryptu dłużnego, którym rząd regulowałby swoje zobowiązania. Co więcej, ten nowy środek płatniczy krążyłby dalej w gospodarce, zaś obywatele i firmy mogłyby np. płacić nim za usługi publiczne czy uiszczać podatki. Ta dodatkowa kreacja pieniądza miałaby osiągnąć rozmiary nawet rzędu 100 mld. euro rocznie. Z punktu widzenia zadłużonych po uszy Włoch (ponad 2,25 bln. euro, co daje 135 proc. PKB) nowa quasi-waluta miała tę zaletę, że jej emisja nie liczyłaby się do oficjalnego długu publicznego, natomiast wpuszczona do obiegu pomogłaby rozruszać kulejącą gospodarkę. W ten sposób władze zjadłyby ciastko i miały ciastko – mogłyby realizować swoje plany, w tym programy socjalne, unikając emisji obligacji skarbowych i omijając restrykcje strefy euro. W praktyce przełożyłoby się to na lekko tylko zakamuflowany powrót do lira - nie ma bowiem wątpliwości, że „tani” pieniądz rządowy wyparłby w krótkim czasie z obrotu „kosztowne” euro. A jeśli za przykładem Włoch poszłyby inne kraje tracące dziś na przynależności do euro-zony, to obecne ekonomiczne więzienie pod nadzorem Niemiec zwyczajnie przestałoby istnieć.

Na podobne rozwiązanie oczywiście nie mogła się zgodzić Bruksela z „dyktatorem” Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghim – ale też i pragnące utrzymać swą polityczno-gospodarczą hegemonię Niemcy, tudzież „rynki” finansowe (czytaj – globalni spekulanci). Wprowadzenie na masową skalę „alternatywnego lira” emitowanego jako zobowiązanie rządu wobec obywateli, a nie wobec światowej finansjery, równałoby się kresowi zarabiania na włoskim długu publicznym. Należy tu przypomnieć wypowiedź George Sorosa, który otwartym tekstem oznajmił, iż dług państwowy jest podstawą funkcjonowania rynków finansowych. Toteż spekulanci z miejsca wymierzyli Włochom karnego klapsa, windując rentowność obligacji o 0,7 pkt. proc. - a stąd był już tylko krok do obniżenia ratingów, owego bożyszcza światowej gospodarki. Efekt znamy – rządu nie będzie, z ambitnego projektu nici.


III. Obca interwencja

Trzeba dodać, że nie była to pierwsza operacja „społeczności międzynarodowej” przeprowadzona na Włoszech. Pod koniec 2011 r. tzw. „Grupa Frankfurcka” (samozwańcze gremium złożone z Angeli Merkel, Nicolasa Sarkozy'ego i najważniejszych unijnych dygnitarzy, w tym szefa EBC) wymusiła dymisje na Silvio Berlusconim, doprowadzając do nagłego wzrostu kosztów obsługi długu i wstrzymując wykup przez EBC włoskich obligacji. Stało się tak, mimo iż Berlusconi wciąż miał parlamentarną większość. Na jego miejsce desygnowano narzuconego z zewnątrz Mario Montiego. Włosi dobrze zapamiętali sobie tę brutalną ingerencję – a że dziś historia się powtarza, to niewykluczone, że Ruch Pięciu Gwiazd i Liga Północna wygrają kolejne wybory, o ile na przeszkodzie nie staną jakieś sztuczki z ordynacją.

Dla nas z tej historii płynie zaś następujący morał – zadłużanie kraju ponad miarę i rezygnacja z narodowej waluty oznacza w praktyce utratę suwerenności i wydanie się na żer różnych finansowo-politycznych gangsterów. Warto o tym pamiętać.

Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 22 (01-07.06.2018)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz