piątek, 11 października 2019

„Owcza wyspa” pastuszka Trzaskowskiego

Pastuszkowi Trzaskowskiemu pozostanie już tylko utylizacja trucheł, sztuczna wyspa spokojnie sobie pozarasta, a te wszystkie mewy, rybitwy i sieweczki wyniosą się gdzie pieprz rośnie – czemu się zresztą wcale nie dziwię.

I. Historia „owczej wyspy”

Ostatnio media obiegł skandal związany ze zdychającymi kozami na warszawskiej wyspie położonej między Mostem Gdańskim a Mostem Grota-Roweckiego. Jak się dowiedzieliśmy, niespełna dwa lata temu (grudzień 2017), zainicjowano tam innowacyjny projekt – sprowadzono stado kóz i owiec, które miały być „naturalnymi kosiarkami” wycinającymi porastające wyspę chaszcze i odrastające pędy, co umożliwiłoby gniazdowanie ptactwa wodnego – mew, rybitw i sieweczek, preferujących odkryte plaże. Finał, jak wiadomo, jest tragiczny – zaniedbane zwierzęta zaczęły masowo padać i obecnie z 60 sztuk została niespełna połowa. Jedni darli łacha, że Trzaskowski ze swoją ekipą nie potrafi nawet kóz wypasać, inni dawali upust oburzeniu... i to właściwie tyle, nikomu nie chciało się pogrzebać głębiej. A warto cofnąć się do początków sięgającej kilka lat wstecz historii, której ponure zakończenie właśnie obserwujemy, pokazuje ona bowiem jak w pigułce absurd i doraźną „akcyjność” ekologicznych inicjatyw.

Otóż słynna dziś warszawska „owcza wyspa” powstała w sposób sztuczny! Została ona usypana w 2015 r. w ramach projektu LIFE+ pn. „Ochrona siedlisk kluczowych gatunków ptaków Doliny Środkowej Wisły w warunkach intensywnej presji aglomeracji warszawskiej” (WislaWarszawska.pl). Z poświęconej rzeczonej inicjatywie strony http://wislawarszawska.pl dowiadujemy się, iż projekt był realizowany w latach 2011-2018 i otrzymał dofinansowanie z Komisji Europejskiej oraz ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Beneficjentem koordynującym było Miasto Stołeczne Warszawa, zaś współbeneficjentem Stowarzyszenie „Stołeczne Towarzystwo Ochrony Ptaków” (STOP). Dużo tego unijno-rządowego hajsu przytulili? Hm, całkiem sporo – ogólna wartość projektu to 3 515 726 euro, z czego Unia wyasygnowała niemal połowę – 1 720 598 euro. Jest się po co schylić...

W każdym razie, projekt objął swym zakresem 50-kilometrowy odcinek Wisły w rejonie aglomeracji warszawskiej. Prócz wspomnianej wyspy (5,4 ha) w rejonie Golędzinowa, stworzono dwie piaszczyste ławice, zbudowano 5 wysp pływających (łącznie 600 m2, m.in. w Porcie Żerańskim) na potrzeby gniazdowania i lęgu ptactwa oraz oczyszczono z roślinności 50 ha brzegów rzeki i powierzchni wiślanych wysp. Organizatorzy chwalą się również licznymi działaniami edukacyjnymi „podnoszącymi świadomość” mieszkańców stolicy, doposażeniem warszawskiej służby brzegowej, eko-szkoleniami dla Straży Miejskiej i innych służb, postawieniem tablic informacyjnych i ostrzegawczych, ścieżką edukacyjną, bojami, a także... zbudowaniem 4 parkingów oraz zakupem wyposażenia dla plażowiczów, typu „leżaki, parasole, kosze do disc-golfa”. Dodajmy jeszcze różne „eventy”, broszury, ulotki itp.

Jak widzimy, akcja została przeprowadzona z rozmachem, niemniej to właśnie golędzinowska sztuczna wyspa miała być perłą w koronie projektu. Wpierw próbowano ją kosić, jednak ponieważ zarastała zbyt intensywnie, postanowiono zaangażować zwierzęta hodowlane. I tak oto, przed Bożym Narodzeniem 2017 r., sprowadzono pierwsze stado owiec. Ekolodzy i media byli zachwyceni. Owce należące do ras wrzosówka i merynos polski miały być przyzwyczajone do warunków klimatycznych i znosić nawet tęgie mrozy (zresztą, wybudowano dla nich specjalną szopę), wkrótce na wyspę miały trafić kozy – równie ponoć odpornej szwajcarskiej rasy saaneńskiej. Całość nadzorował warszawski Zarząd Zieleni i wiele sobie obiecywał po tym pilotażowym projekcie – w przypadku powodzenia, miano go rozszerzyć również na inne, trudno dostępne rejony wybrzeża Wisły. Na początkowym etapie „zaangażowano” stado 70 owiec i kóz.


II. „Abdul naszym pasterzem”

Osobnym wątkiem jest postać właściciela stada – jest to dagestański uchodźca Rustam Khaybulaew, używający religijnego, muzułmańskiego imienia Abdul. Idolem Czerskiej stał się już w 2011 r., kiedy to poświęcono mu reportaż dostępny do dziś na stronach TOK FM. Generalnie, pochylono się w nim nad ciężką dolą uchodźcy, który wbrew przeciwnościom losu próbuje hodować nad Wisłą owce i kozy. Te przeciwności, to m.in. możliwość legalnego zarejestrowania w Polsce tylko jednej żony (choć wtedy miał już dwie) oraz szykany ze strony nietolerancyjnych sąsiadów i bezdusznych urzędników. Sąsiedzi czepiali się go np. o to, że nie wygrodził pastwiska, wskutek czego zwierzęta nieustannie wchodziły w szkodę. Kto ma świadomość, co potrafi zjeść koza, chyba nie będzie się dziwił... Ponadto, nasz dzielny Abdul do ochrony stada sprawił sobie owczarki kaukaskie, które biegały samopas i bez kagańców po okolicy – co skutkowało interwencjami Straży Miejskiej. A prócz tego jakieś wizyty powiatowego weterynarza, to znów Agencji Rolnej... Krótko mówiąc – szok kulturowy dla przybysza przyzwyczajonego do dagestańskich standardów hodowli. Nie przeszkodziło mu to jednak prowadzić uboju rytualnego na mięso „halal”, chętnie kupowane przez współziomków. Po raz drugi napisała o nim stołeczna „Wyborcza” już po introdukcji stada na wyspę w artykule pod kuriozalnym tytułem „Abdul naszym pasterzem. Muzułmański uchodźca za unijne pieniądze ratuje przyrodę nad Wisłą” (23 grudnia 2017), zaś po raz kolejny w maju 2018 r. w tekście „Pasterz Abdul z Dagestanu ma trzy żony i jedenaścioro dzieci. I w Polsce czuje się świetnie”. Gratulujemy Abdulowi kolejnej małżonki (przypominam – w 2011 r. miał tylko dwie) i licznych pociech. Wtedy, jak widać, po zawarciu kontraktu z warszawskim Zarządem Zieleni z optymizmem patrzył w przyszłość.

Teraz jednak „Wyborcza” odnośnie Abdula nabrała wody w usta i w niedawnym artykule poświęconym nadwiślańskim kozom, nagle zaczęła go anonimowo tytułować „obcokrajowcem, który ma hodowlę zwierząt pod Warszawą”. Ładnie się tak odwracać plecami od niedawnego bohatera?

Co się okazało? Dagestański „pasterz” za wynajęcie stada zainkasował od miasta łącznie 96 tys. zł. (12 tys./mies.), zaś do „opieki” zaangażował na czarno bezdomnego płacąc mu miesięcznie „50 zł. oraz jakieś parówki”. Skutek znamy – aktywiści z Animal Rescue Polska odkryli w niedzielę 29 września na wyspie 12 martwych kóz (pytanie, co się stało z owcami). Padłe zwierzęta kazano bezdomnemu zakopywać (25 sztuk) lub wrzucać do Wisły (8 sztuk), a ze stada przeżyła mniej niż połowa. Wprawdzie Abdul boży się, że to ów bezdomny „nadużył jego zaufania” (tylko kto kazał mu zakopywać te kozy?), co jednak nie uchroniło Dagestańczyka przed prokuratorskim zarzutem znęcania się nad zwierzętami z potencjalną karą 3 lat więzienia.


III. Pastuszek Trzaskowski

Teraz wszyscy, rzecz jasna, umywają ręce. Milczy strona inicjatywy WislaWarszawska.pl, podobnie Stołeczne Towarzystwo Ochrony Ptaków. Warszawski Zarząd Zieleni nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności, twierdząc iż obowiązek czuwania nad stadem miał w kontrakcie Abdul. Pytanie, jak miasto nadzorowało wywiązywanie się z umowy? Najprawdopodobniej nijak, o czym świadczy nader niechętna reakcja przedstawicieli miasta na alarm działaczy Animal Rescue. Tutaj należy dodać, że opisywany na wstępie „program ekologiczny” wart, przypomnę, ponad 3,5 mln. euro został oficjalnie „z sukcesem” zakończony z dniem 31 marca 2018 r. A skoro przestały płynąć pieniądze z Brukseli i NFOŚ, to cała eko-inicjatywa z dnia na dzień stała się zbędnym kosztem. Ciekawe, jak się sprawy mają z konserwacją pozostałych osiągnięć – tych sztucznych łach piaskowych, pływających wysp na barkach i tratwach, ścieżek edukacyjnych, o sprzęcie dla plażowiczów nie wspominając?

Jedno jest pewne - Rafał Trzaskowski nie ma ręki do ekologii: awaria spalarni odpadów z „Czajki”, rozwożonych po różnych okolicznych wyrobiskach, potem kolektorów w samej oczyszczalni, a teraz na dokładkę skandal z padłymi kozami. Pastuszkowi Trzaskowskiemu pozostanie już tylko utylizacja trucheł, sztuczna wyspa spokojnie sobie pozarasta, a te wszystkie mewy, rybitwy i sieweczki wyniosą się gdzie pieprz rośnie – czemu się zresztą wcale nie dziwię.


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 40 (04-10.10.2019)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz