piątek, 11 października 2019

Polityczny cynizm, czy zdrowy rozsądek?

Wyborcy pokazują w tym badaniu, że twardo stąpają po ziemi, wiedzą czym jest polityka, a swych wybrańców traktują często użytkowo – mają im załatwiać określone sprawy. I uważam, że jest to całkiem zdrowa, podmiotowa relacja.

I. Socjologia kontra „najgłupsza opozycja świata”

Niedawno otrzymaliśmy do rąk kolejny ciekawy raport socjologiczny przedstawiający postawy elektoratów partii politycznych – to Polityczny cynizm Polaków autorstwa Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego, zrealizowany jako koprodukcja trzech lewicowych podmiotów: Fundacji „Pole Dialogu”, Instytutu Studiów Zaawansowanych oraz „Krytyki Politycznej”. Jeżeli kogoś odrzuca lewacka proweniencja organizatorów badania, to od razu powiem – niesłusznie. Jest to bowiem pogłębiona analiza dalece wykraczająca poza medialne schematy, jakimi zwykło się opisywać wyborców poszczególnych „plemion politycznych” i co więcej – wnioski płynące z lektury opracowania niejednokrotnie zaprzeczają utartym stereotypom, jakimi zwykło się opisywać poszczególne grupy wyborców. Autorzy nie wahają się iść pod prąd narracji medialnego mainstreamu i chwała im za to. Szlak niewątpliwie przetarło tu pionierskie badanie zespołu dr. Macieja Gduli o tzw. „Miastku” z 2017 r., o którym również miałem przyjemność pisać na tych łamach w artykule „Miastko, czyli prawica pod lupą”. Przypomnijmy, że Gdula wraz ze współpracownikami wybrał się w polski interior do miejscowości (najprawdopodobniej Sochaczewa) w której PiS w wyborach parlamentarnych osiągnął niemal 50-proc. poparcie. Efektem była analiza „ludu pisowskiego” obalająca całą mitologię narosłą wokół ciemnej „dziczy” głosującej na prawicę. Badanie wywołało sporo zamieszania – na szczęście jednak ani „najgłupsza opozycja świata”, ani sprzyjające jej ośrodki medialne nie raczyły wyciągnąć z badań, które miały przed oczami żadnych praktycznych wniosków i po chwilowej konsternacji utrzymanej w stylu „to na prowincji też żyją biali ludzie?” gładko powróciły do tradycyjnej, propagandowej nawalanki i języka pogardy dehumanizującego obce, polityczne „plemię”. O czytelnikach udzielających się na forum „Gazety Wyborczej” czy artystyczno-celebryckim półświatku w ogóle szkoda gadać – ci bowiem zwyczajnie odmówili przyjęcia raportu z „Miastka” do wiadomości, wskutek czego liberalne media idąc za głosem swej publiki również prędziutko o wszystkim zapomniały. Trzeba powiedzieć, że z tak impregnowaną na rzeczywistość, zamkniętą w sobie i swoich fobiach, tudzież ogólnie niekumatą opozycją, PiS ma niebywałe wręcz szczęście.

Jestem niemal pewien, że podobnie będzie z raportem Sadury i Sierakowskiego, którzy śladem zespołu Gduli wyruszyli w lipcu i sierpniu tego roku w Polskę, by przeprowadzić szerzej zakrojone badania (w Puławach, Skierniewicach, Toruniu i Warszawie) obejmujące elektoraty PiS, PO-KO, Lewicy i PSL. Po badaniu „Miastka” (oraz wcześniejszych analizach również lewackiego Centrum Badań nad Uprzedzeniami dotyczących postaw osób deklarujących prawicowe poglądy) wyrażałem obawę, że „tamci” mają nas rozpracowanych, co może poskutkować jakimiś działaniami osłabiającymi wyborczą bazę „dobrej zmiany” i szerzej – obozu patriotyczno-niepodległościowego. Teraz już takich obaw nie mam – skamieliny III RP są po prostu do takich ruchów niezdolne, natomiast materiał badawczy może całkiem nieźle posłużyć „naszym”, inspirując ich do kolejnych kroków ofensywnych i sięgania po nowe grupy wyborców. Szkoda tylko, że tego wszystkiego dowiadujemy się od lewaków – prawicowe think-tanki wydają się nie być zainteresowane taką działalnością badawczą. No chyba, że robią to na wewnętrzny użytek PiS, a wyniki są skrzętnie skrywane pod korcem...


II. Potencjały mobilizacyjne PiS-u i opozycji

Tyle tytułem wstępu – teraz, do rzeczy. Autorzy, by oszacować maksymalny zasięg danego ugrupowania podzielili poszczególne elektoraty na dwa segmenty: elektorat rdzeniowy (czyli, w przybliżeniu „twardy” - wyborcy deklarujący zdecydowane poparcie dla danej partii i mający zamiar głosować na nią w jesiennych wyborach parlamentarnych) oraz elektorat rezerwuarowy - osoby unikające jednoznacznej deklaracji wyborczej, lecz w pewnych warunkach skłonne zagłosować na daną partię, bo już głosowały na nią w przeszłości (licząc od wyborów w 2015 r.), traktują określone ugrupowanie jako partię drugiego wyboru lub deklarują przynajmniej częściowe zaufanie do jakiegoś obozu politycznego.

Biorąc pod uwagę obie grupy, na dzień dzisiejszy największym potencjałem mobilizacyjnym dysponuje (i tu nie ma zaskoczenia) PiS. Elektorat rdzeniowy tego ugrupowania to 35 proc., a elektorat rezerwuarowy – dalsze 20 proc. Oznacza to, że maksymalny zasięg wyborczy PiS w warunkach pełnej mobilizacji twardych i potencjalnych wyborców wynosi 55 proc. Dla Koalicji Obywatelskiej (PO plus przystawki) to odpowiednio 25 i 22 proc. - czyli łącznie 47 proc., natomiast dla Lewicy – 8 i 12 proc., co daje pułap potencjalnego poparcia w wysokości 20 proc. Ponadto twardy elektorat PiS jest o wiele bardziej lojalny i związany ze swoją partią – wyborcy tej partii najczęściej deklarują, że „mają na kogo głosować” (76 proc.) i PiS jest dla nich partią jedyną, nie czują potrzeby zaistnienia „partii drugiego wyboru” (71 proc.). Na tym tle, twardy elektorat PO-KO jest o wiele bardziej chwiejny i częściej deklaruje, że „nie ma na kogo głosować” (40 proc.), przy czym mniej niż połowa jej wyborców deklaruje zaufanie do własnej partii (zaufanie dla PiS wyraża ponad 2/3 wyborców). Żeby było jeszcze ciekawiej – elektoraty PO i Lewicy są do siebie dość podobne i w znacznej mierze przenikają się między sobą, co powoduje, że obie siły polityczne „kanibalizują” sobie nawzajem ten sam zasób wyborców. Inne, istotne spostrzeżenie – wyborcy PO nie określają poprzez fakt popierania tej partii własnej tożsamości, w przeciwieństwie do twardych wyborców PiS, którzy swój wybór traktują często właśnie w kategoriach tożsamościowych. Procentuje tu wyrazistość partii Jarosława Kaczyńskiego, a Platformie odbijają się czkawką jej wieczne wolty programowo-światopoglądowe i ogólne wizerunkowe rozmamłanie.

Gorsza wiadomość dotyczy elektoratów rezerwuarowych obu głównych obozów politycznych. Otóż „rezerwowi” wyborcy PO częściej biorą udział w wyborach od „rezerwowych” wyborców PiS i w przeszłości częściej oddawali głos na któreś z ugrupowań obecnej koalicji PO-KO, niż „rezerwowi” wyborcy PiS na partię Jarosława Kaczyńskiego. Tutaj, na finiszu kampanii czeka PiS ostra orka nad mobilizacją potencjalnych wyborców, zaś w dalszej perspektywie – wytężona praca u podstaw nad generalną aktywizacją elektoratu.


III. PiS i anty-PiS

No dobrze, ale co napędza, co motywuje wyborców? Dlaczego np. wyborcy PO chcą tę partię popierać, mimo że słabo się z nią identyfikują i cieszy się ich mizernym zaufaniem? I tu robi się jeszcze bardziej interesująco. Główną emocją w wyniku której obóz PO dokonuje swych wyborów jest „anty-PiS”. Innymi słowy, zagłosują na każdego, kto będzie w stanie odsunąć PiS od władzy. W tym sensie, można powiedzieć, że wyborcy PO bardziej nienawidzą PiS-u, niż kochają Platformę. Odwrotnie niż w przypadku wyborców PiS – ci z kolei bardziej identyfikują się ze swoją partią, niż nienawidzą Platformy. Otwarcie deklarują się jako „PiS-owcy”. Jak zauważają autorzy - „PiS-owiec” to identyfikacja, „platformers” to przezwisko. Powyższe stanowi zresztą potwierdzenie wcześniejszych ustaleń Centrum Badań Nad Uprzedzeniami pt. „Polaryzacja polityczna w Polsce. Jak bardzo jesteśmy podzieleni?”. Z tamtych badań wynikało, że postawy zwolenników partii opozycyjnych wobec zwolenników PiS są bardziej negatywne, niż postawy zwolenników PiS wobec zwolenników opozycji”, ponadto zwolennicy „anty-PiS” częściej dehumanizują i mają mniejsze zaufanie do „PiS-owców”, niż na odwrót. Ta prawidłowość sprawdza się również w określaniu swojego otoczenia – zwolennicy PiS częściej mają kontakt ze zwolennikami opozycji, niż zwolennicy opozycji ze zwolennikami PiS. Wyłania się z tego obraz całkowicie odmienny od utrwalonych medialnych klisz – to „PiS-owcy” są bardziej otwarci, zaś obóz „anty-PiS” częściej zamyka się we własnej „bańce” towarzyskiej, światopoglądowej i medialnej. A zatem, narracja o dwóch politycznych „plemionach” bardziej pasuje do zwolenników PO-KO, niż PiS-u.

No właśnie, skoro już wspomnieliśmy o mediach. Badanie Sadury i Sierakowskiego zadaje kłam innemu, rozpowszechnionemu mitowi – jakoby zwolennicy PiS-u byli oczadziałą tłuszczą, zmanipulowaną przez propagandę TVP Kurskiego. Nic z tych rzeczy – przekaz TVP działa im na nerwy swą toporną, jednostronną propagandą niemal równie silnie, jak dzieje się to w przypadku wyborców PO. W wywiadzie ze strony jednego z respondentów pada np. taka wypowiedź: „Boże, jak oni, za przeproszeniem, wchodzą PiS-owi w dupę”. Inne głosy domagają się chociażby „samokrytycyzmu trochę też, bo to nie jest tak idealnie, że sam miód płynie”. Polecam to rozwadze pana Jacka Kurskiego i jego mocodawców. To jednak nie koniec – wyborcy PiS częściej deklarują, że starają się „zdywersyfikować” źródła informacji. Prócz „Wiadomości” TVP włączają również „Fakty” TVN czy „Wydarzenia” Polsatu. Wyborcy PO o wiele częściej poprzestają na TVN, co znów potwierdza większą otwartość elektoratu PiS.

Jaka jest natomiast samoidentyfikacja elektoratu PO – skoro nie jest nią partia na którą głosują? O „anty-PiS” już mówiliśmy lecz jest to czynnik niejako wtórny wobec innej, bardziej pierwotnej emocji. Tożsamość twardego rdzenia „platformersów” zasadza się „na satysfakcji z posiadania wyższego statusu społecznego, wielkomiejskości i europejskości”, zaś do wyborców Prawa i Sprawiedliwości na ogół mają stosunek pogardliwy. To wiele mówi – zwycięstwo pogardzanych „pisiorów” musieli uznać za osobistą zniewagę i symboliczne zakwestionowanie ich wspomnianego wyżej „wyższego statusu”. Jedyne, co imponuje im w PiS-ie, to skuteczność i pragnęliby, aby ich partia była równie sprawcza. Jak zauważają autorzy, brak wyrazistości PO i związanej z nią wiarygodności oraz poczucia, że będzie w stanie realnie spełnić oczekiwania wyborców może zadziałać na elektorat Platformy demobilizująco.


IV. Cynizm czy pragmatyzm?

Teraz przejdźmy do tytułowego „politycznego cynizmu”, który jakoby wyłania się z badań. Od razu powiem, że ja nazwałbym to raczej „zdrowym rozsądkiem” lub „pragmatyzmem”. Przede wszystkim, wyborcy – i to z obu stron podziału – zachowują wyjątkową trzeźwość w podejściu do swych partii. Przykładowo, wyborcy PiS przeważnie wcale nie pragną dla swej partii władzy absolutnej – i to jest pewne zaskoczenie. Nie są entuzjastami chociażby większości konstytucyjnej dla PiS. Ogólnie rzecz biorąc, uważają, że byłoby to „za dużo”, co obala kolejny mit – o „pisiorach” jako zwolennikach „zamordyzmu”. Więcej – formułują potrzebę zaistnienia silnej opozycji, która dyscyplinowałaby rządzących i patrzyła im na ręce. Jednocześnie wyborcy – tak z „prawa”, jak i z „lewa” - prezentują dość daleko posunięte polityczne wyrachowanie. Wyborców PiS i PO kompletnie „nie ruszają” jakieś podejrzane zagrywki, bo doskonale zdają sobie sprawę, że polityka to nie bukiecik fiołków. Dla wyborcy PiS np. zrozumiałe jest, że polityk czasem musi zagrać nieczysto – pod jednym warunkiem: musi to być w interesie partii, a nie z egoistycznych, osobistych pobudek. To tłumaczyłoby, dlaczego odpalenie przez „Wyborczą” afery ze „Srebrną” i „wieżami Kaczyńskiego” było kulą w płot i nie poderwało poparcia dla partii rządzącej. Elektorat PiS doskonale wie, że Kaczyński nie chciał budować wieżowców po to, żeby się wzbogacić, tylko by ugruntować finansowe zaplecze własnej partii. Dla ankietowanych wyborców aferą pozostaje „Amber Gold”, a nie jakieś tam sądy czy „dwie wieże”.

Z kolei wyborcy PO i Lewicy w pełni akceptują składanie fałszywych obietnic wyborczych – o ile będzie to służyło wygranej z PiS. W wypowiedziach respondentów pojawia się np. wątek, że PO powinna podtrzymać postulaty socjalne PiS, a nawet dodać coś od siebie aby przekonać „roszczeniowy” elektorat – a po wyborach ów „socjal” ograniczyć, a nawet wręcz skasować. Co ciekawe, taka postawa „antyrozdawnicza” jest silniejsza wśród wyborców... Lewicy, którzy bardziej koncentrują się na liberalnej „obyczajówce”. Ale, tu znów uwaga – ta „obyczajówka” kończy się w momencie, gdy pada kwestia obcych kulturowo imigrantów, oraz adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Krótko mówiąc: legalizacja homo-związków – tak, adopcja dzieci – stanowcze NIE. Aborcja? Większość elektoratu lewicowo-liberalnego jest za utrzymaniem obecnego „kompromisu aborcyjnego”. Żeby pogłębić ten galimatias – lewicowe kobiety uważają, że na czele ich partii powinien stać... mężczyzna, nawet jeśli deklarują, że głosując, zawsze wybierają na listach kobiety. Co więcej, nawet wśród wyborców PO i Lewicy (zwłaszcza w „miękkiej” części elektoratu pochodzącej z mniejszych ośrodków) polityka socjalna państwa odgrywa mimo wszystko ważną rolę (jedynie 1/3 odrzuca zdecydowanie 500+, zaś dla 40 proc. podtrzymanie 500+ jest istotne z punktu widzenia decyzji wyborczej). Inni z kolei chcą jedynie ograniczenia 500+ (np. by trafiało do określonych grup społecznych, np. rodzin w których pracuje minimum jedna osoba i z pominięciem najbogatszych – ten pogląd podziela zresztą spora część wyborców PiS) lub by pomoc państwa przeznaczyć raczej na inwestycje prorozwojowe i podniesienie standardu usług publicznych. Platforma będzie miała z tymi sprzecznościami nielichy problem – tym bardziej, że jej „miękki” elektorat deklarował, że w przeszłości głosował a to na Kukiza, to PSL, to Samoobronę, a nawet na narodowców.

Tu jeszcze uwaga o elektoracie PiS. Dzieli się on dość wyraźnie na dwie grupy - „starą”, czyli ludzi którzy głosowali na PiS od zawsze i „nową”, która przyszła po 2015 r. O ile „starzy” głosują głównie z pobudek ideowych, o tyle „nowi” są bardziej „interesowni” - przekonuje ich głównie polityka socjalna i konkretne pieniądze w kieszeni, a Platformy nie tyle nienawidzą, co się jej boją – bo może im odebrać „zdobycze socjalne”. To ostatnie dotyczy również „miękkich” elektoratów innych partii. Otwartym tekstem wyrażane jest oczekiwanie, że politycy by zyskać ich głos, musieliby ich „kupić”. Interesujący jest też stosunek do Kościoła – bynajmniej nie bezkrytyczny. Wyborcy PiS doskonale odróżniają Kościół od PiS-u. Rozumieją, że politycy ich partii muszą być z Kościołem blisko „bo tak trzeba” lecz zarazem potrafią ostro wypowiadać się w temacie skandalu pedofilskiego (pada nawet żądanie podania się Episkopatu do dymisji). To rozróżnienie pokazuje, dlaczego film Sekielskich, który poprzez Kościół miał uderzyć w partię rządzącą, nie spełnił pokładanych oczekiwań.


V. Polski zdrowy rozsądek

Wnioski? Dla PiS – orać w elektoracie socjalnym (tu są dwa pola ekspansji – PSL i... wyborcy PO z mniejszych miejscowości), nie zaniedbując jednak „starych”, tożsamościowych zwolenników, stanowiących 35-procentowy trzon wyborczego zaplecza. Należy jedynie zachować spójność i wiarygodność, a droga do trwałej zmiany Polski stanie otworem. W trudniejszej sytuacji jest PO – próbuje łączyć ogień z wodą, co nie zadowala w pełni ani elektoratu wielkomiejskiego (bardziej liberalnego), ani małomiasteczkowego (bardziej socjalnego). To może się skończyć tym, że ten pierwszy w końcu przepłynie do Lewicy, a drugi – do PiS. Z kolei jedynym atutem pominiętego tu, bo stopniowo marginalizowanego PSL-u, jest zakorzenienie w terenie działaczy oraz... proeuropejskość bardzo ceniona przez elektorat ludowców (zapewne za sprawą transferów eurofunduszy na wieś i do małych miast) – ich od PiS-u odrzuca głównie zbyt konfrontacyjny ton w relacjach z Brukselą (wedle ludowej mądrości – nie kąsa się ręki, która karmi).

A wniosek generalny? Nie traktować ludzi jak bezwolnej masy, bo oni doskonale zdają sobie sprawę, z kim mają do czynienia. Czy to cynizm, jak chcą autorzy raportu? Nie, pragmatyzm jak cholera, w jak najlepszym rozumieniu tego pojęcia. Wyborcy pokazują w tym badaniu, że twardo stąpają po ziemi, wiedzą czym jest polityka, a swych wybrańców traktują często użytkowo – mają im załatwiać określone sprawy. I uważam, że jest to całkiem zdrowa, podmiotowa relacja.


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Miastko, czyli prawica pod lupą

Polska bastionem... zdrowego rozsądku


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w miesięczniku „Polska Niepodległa” nr 11 (Październik 2019)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz