niedziela, 20 października 2019

Jest dobrze, ale nie beznadziejnie

PiS uzyskał po raz drugi mocny mandat do rządzenia – ale z szeregiem zastrzeżeń i wątpliwości. Prawica ma niewiele czasu na przegrupowanie szeregów, bo prezydencka batalia tak naprawdę jest tuż-tuż.


I. Mało brakowało

O mały włos... Naprawdę, niewiele brakowało, by Zjednoczona Prawica pożegnała się z samodzielną większością w Sejmie. Ostatecznie udało się zachować stan posiadania z 2015 r. - czyli 235 mandatów. I to jest niewątpliwie sukces – przy największej od 1989 r. frekwencji (61,74 proc.) ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego zdobyło nowych wyborców (43,59 proc. przy 37,58 proc. w 2015 r.), zyskując 6,1 pkt. proc. W liczbach bezwzględnych – w 2015 r. na PiS głosowało 5 711 687 wyborców, zaś w 2019 - 8 051 935, co oznacza przyrost głosów o 2 340 248. Można więc powiedzieć, że plan minimum został wykonany. Jednocześnie jednak nie da się ukryć, że apetyty były dużo większe i liczono na znaczący przyrost miejsc z Sejmie. Dał temu zresztą wyraz w swym wystąpieniu Jarosław Kaczyński, mówiąc „otrzymaliśmy dużo, ale zasługujemy na więcej”, w innym miejscu stwierdzając z kolei, iż jego partię czeka refleksja nad tym „co spowodowało, że poważna część społeczeństwa jednak uznała, że nie należy nas popierać”. A jest się nad czym zastanawiać – warto tu przypomnieć pogłębione badanie socjologiczne pt. „Polityczny cynizm Polaków”, które omawiam szerzej w bieżącym wydaniu „Polski Niepodległej”. Wg tego badania, twardy elektorat PiS wynosi obecnie 35 proc., zaś „elektorat rezerwuarowy” to kolejne 20 proc. - czyli łącznie 55 proc. Z tych „rezerw” PiS-owi udało się pozyskać 8,59 proc., a więc mniej niż połowę. Wystarczyło, by obronić dotychczasową pozycję – ale tylko tyle. Czyli, niby „pykło”, lecz jakoś nie do końca. Autorzy przywołanego badania zwracali uwagę, że „rezerwowy” elektorat PiS rzadziej chodzi do wyborów, niż analogiczne elektoraty ugrupowań opozycyjnych, co znajdowało potwierdzenie w późniejszych sondażach wskazujących na demobilizację wyborców Zjednoczonej Prawicy. W najbliższym czasie obóz rządzący czeka więc poważna orka nad aktywizacją potencjalnych zwolenników, zwłaszcza w kontekście przyszłorocznych wyborów prezydenckich, bo wbrew pozorom druga kadencja Andrzeja Dudy wcale nie jest przesądzona.

W Sejmie jednak PiS przynajmniej się obronił. Nie da się natomiast usprawiedliwić porażki w Senacie. W 2015 r. PiS wprowadził 61 senatorów, by w tej kadencji stracić 12 miejsc i tym samym większość w izbie wyższej parlamentu. To oczywiście nie jest jeszcze tragedia, ale może spełnić się scenariusz o którym pisałem przed tygodniem - „izba refleksji” może zostać zamieniona przez „totalną opozycję” w „izbę obstrukcji”. W kluczowych sprawach trzeba będzie się zmagać z próbami sabotowania ustaw, wszystko będzie szło o wiele wolniej. Tu trzeba zauważyć, że nawet tzw. „senatorowie niezależni” wywodzą się z obozu opozycyjnego, więc naprawdę ciężko będzie ciułać głosy dla poszczególnych projektów. Odnoszę wrażenie, że PiS rzucił wszystkie siły w kampanii na odcinek sejmowy, licząc iż przewagę w Senacie osiągnie siłą rozpędu. Tymczasem na tym froncie partie opozycyjne zwarły szyki, wystawiając w ramach „paktu senackiego” w większości okręgów jednego kandydata, by nie rozpraszać głosów – i ta taktyka się sprawdziła.

Dodatkowo, w wyborach do Sejmu obóz „anty-PiS” (PO-KO, Lewica, PSL) uzyskał w skali kraju łącznie 8 958 824 głosy – a więc o ponad 900 tys. więcej od Zjednoczonej Prawicy. Jeśli doliczyć Konfederację z 1 256 953 głosami, przewaga wynosi grubo ponad 2 miliony. PiS może dać na mszę w intencji metody d'Hondta premiującej największe ugrupowania.


II. Przełamanie duopolu

No właśnie, jaki szerszy obraz wyłania się z tych wyborów? Przede wszystkim okazuje się, że Polacy nie życzą sobie systemu dwupartyjnego. Polityczny duopol i wieczna nawalanka na linii PiS-PO dla wielu stała się zwyczajnie nużąca, co zaowocowało „kontrolnym” oddaniem głosu na którąś z alternatywnych opcji. Świadczy o tym nie tylko dwucyfrowy wynik lewicy startującej pod szyldem SLD (12,56 proc.), ale nadspodziewany sukces PSL z Kukizem (8,55 proc.), a nade wszystko Konfederacji (6,81 proc.). Ta ostatnia dwójka to chyba największe zaskoczenie. Okazało się, że wbrew moim nadziejom Kukiz nie pogrzebał ludowców i ten fenomen godzien jest osobnych analiz.

No i wreszcie Konfederacja – wydawało się, że wysoka frekwencja pogrzebie antysystemowców, którzy dotąd nie byli w stanie przebić szklanego sufitu kilkuset tysięcy głosów. Swój triumf (bo tak należy na to patrzeć) konfederaci zawdzięczają przede wszystkim mobilizacji najmłodszego elektoratu (18-29 lat) – z tej grupy wiekowej zagłosowało na nich ponad 20 proc., co jest trzecim wynikiem po PiS i KO. I tu nie tyle kamyczek, co wręcz głaz należy wrzucić do propagandowego aparatu PiS. Stawiam tezę, że do sukcesu Konfederacji walnie przyczyniła się przaśna, toporna propaganda TVP Jacka Kurskiego. Bojkotowanie, jak by nie było, ogólnopolskiego komitetu wyborczego balansującego w sondażach na granicy progu wyborczego było tak bezczelne i groteskowe, że zwyczajnie musiało przynieść efekt odwrotny od zamierzonego. Nie zapraszanie polityków Konfederacji przy jednoczesnym pompowaniu lewicy, przypieczętowane aferą z pominięciem przy podawaniu sondażowych wyników, za co TVP przegrała (zasłużenie) proces w trybie wyborczym – ta ostentacyjna stronniczość aż gryzła w oczy. Nic więc dziwnego, że na ostatniej prostej konfederatów „zagospodarował” TVN, prezentując polityków tej formacji już nie jako „faszystów”, lecz wyważonych, zdroworozsądkowych wolnorynkowców. Kurski najwyraźniej zapomniał, że TVP nie jest jedyną telewizją w Polsce i sam „sprezentował” Konfederację konkurencji – a ta nie omieszkała skwapliwie skorzystać z podarunku. Jeżeli ktoś powinien beknąć za wynik PiS poniżej oczekiwań, to w pierwszym rzędzie powinien być to „Kura”. Tu znów odwołam się do wspomnianego wyżej badania – otóż wynika z niego, że wyborcy prawicowi mają często bardzo krytyczny stosunek do przekazu mediów publicznych – a na dodatek na ogół oglądają również programy informacyjne pozostałych stacji oraz, co równie ciekawe, często nie życzą sobie zbyt miażdżącej przewagi politycznej PiS, instynktownie szukając jakiejś przeciwwagi.

Generalnie jednak, układ w Sejmie wskutek wejścia Konfederacji jest wręcz idealny. Wbrew rachubom TVN-u, konfederaci nie pozbawili PiS samodzielnej większości i partia Jarosława Kaczyńskiego utrzymała władzę – ale nie „bezkarną”. Wielokrotnie formułowałem tu pogląd, że Prawo i Sprawiedliwość potrzebuje nad sobą „bata” - i to z prawej strony, by nie zastygło w pysze i samozadowoleniu. Dzięki Konfederacji, partia rządząca odebrała niezbędną lekcję pokory, a do stawu z pisowskimi karpiami wdarł się przebojem antysystemowy szczupak, który zadba o to, by nie obrosły tłuszczem. Taki „dyscyplinator” może się okazać zbawienny w pewnych sprawach typu polityka wschodnia, brak asertywności w relacjach z USA czy żydowskie roszczenia majątkowe. Jeśli tylko nie zaczną zanadto „kucować”, to 11 posłów Konfederacji może okazać się wartościowym uzupełnieniem obecnego składu parlamentu. A dla PiS rada na przyszłość – pogódźcie się z tym, że istnieje bardziej radykalna grupa wyborców (zwłaszcza młodych), których nie da się „zakopać” i którzy zwyczajnie mają prawo do swej parlamentarnej reprezentacji.


III. Przed bitwą prezydencką

Niewątpliwie te wybory pokazały, że w narodzie zaczyna coś podskórnie buzować. Zdiagnozowanie tego fermentu to zadanie dla PiS w najbliższych miesiącach. Warto zauważyć wynik Małgorzaty Kidawy-Błońskiej – wprawdzie startowała z najbardziej przyjaznego KO okręgu warszawskiego, ale ponad 416 tys. głosów i tak robi wrażenie. Wygrała tu „matczynym” wizerunkiem - w czym przypominała jako żywo... Beatę Szydło z 2015 r. Może za wcześnie wyciągać daleko idące wnioski, ale jeśli PO zdecyduje się ją wystawić w wyborach prezydenckich, to może być problem. Podsumowując, PiS uzyskał po raz drugi mocny mandat do rządzenia – ale z szeregiem zastrzeżeń i wątpliwości. Prawica ma niewiele czasu na przegrupowanie szeregów, bo prezydencka batalia tak naprawdę jest tuż-tuż.


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

O co toczy się gra

Polityczny cynizm, czy zdrowy rozsądek?


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 42 (18-24.10.2019)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz