czwartek, 13 lutego 2020

Totalna „kasta” - czyli sędziowska rebelia

Nadzwyczajna kasta” uznała się za suwerena, otwarcie negując porządek konstytucyjny - mamy więc do czynienia z rebelią „ajatollahów prawa”.

I. Konsekwencje kunktatorstwa

„To nie kryzys, to rezultat” - tak można najkrócej opisać kolejną odsłonę rokoszu „nadzwyczajnej kasty”, zainicjowaną wyrokiem Izby Pracy Sądu Najwyższego, która z wyroku TSUE oraz zasad prawa europejskiego tudzież aktualnej fazy Księżyca wyinterpretowała sobie, że obecna Krajowa Rada Sądownictwa nie daje wystarczającej rękojmi niezależności od władzy ustawodawczej i wykonawczej, a Izba Dyscyplinarna tegoż Sądu Najwyższego nie jest sądem w rozumieniu prawa europejskiego i krajowego. Na powyższe nałożyło się odwołanie z Sądu Okręgowego w Olsztynie sędziego Pawła Juszczyszyna, który rozpatrując apelację w pospolitej sprawie cywilnej nagle „nabrał wątpliwości”, czy aby sędzia sądu niższej instancji (nominowany przez obecną KRS) został prawidłowo powołany i w związku z tym zażądał od Kancelarii Sejmu wydania list poparcia kandydatów do KRS. Krótko mówiąc, ewidentna polityczna prowokacja, mająca pod pozorem troski o „praworządność” ujawnić we własnych szeregach „odszczepieńców” popierających obecną KRS i poddać ich środowiskowej dintojrze. PiS odpowiedział błyskawicznie projektem ustawy dyscyplinującej „nadzwyczajną kastę” i mającej zapobiec rysującej się coraz wyraźniej anarchizacji wymiaru sprawiedliwości. No i się zaczęło – protesty, „wolne sądy”, świeczki i ogólnie - „OTUA”. Słowem, powtórka z gorącego lata 2017, kiedy to partia rządząca usiłowała przeforsować pierwszą reformę sądownictwa.

Powracam do 2017 r., bowiem wszystkie późniejsze paroksyzmy wokół wymiaru sprawiedliwości są pokłosiem ówczesnego kunktatorstwa obozu władzy – na czele z niesławnym wetem prezydenta Dudy. Przypomnijmy, że dla własnych, partykularnych, wizerunkowo-politycznych celów Andrzej Duda storpedował wówczas ustawy o KRS i Sądzie Najwyższym. Po pierwsze, usiłował udrapować się w szaty politycznego patrona władzy sądowniczej, licząc zapewne na jakąś wzajemność. Po drugie, chciał w oczach opinii publicznej zdjąć z siebie odium bezwolnego „Adriana”. Po trzecie wreszcie, uznał, że nadarza się okazja by wybić się na podmiotowość i zaznaczyć swą autonomiczną pozycję w stosunku do rządu oraz partyjnej centrali.

Wszystkie te rachuby spaliły na panewce – prawnicze elity jak nim pogardzały, tak gardzą nadal, podobnie jak „uliczna opozycja”, a i polityczne wzmocnienie Pałacu Prezydenckiego jako samodzielnego politycznego ośrodka nie mogło się udać z powodu oczywistego uzależnienia od partyjnego zaplecza dzierżonego twardą ręką przez Jarosława Kaczyńskiego. Ujawnił się ponadto brak asertywności w obliczu zewnętrznych nacisków – weto zostało ogłoszone wkrótce po 45-minutowej rozmowie telefonicznej Andrzeja Dudy z Angelą Merkel, podczas której, co przemilczała w komunikacie Kancelaria Prezydenta, a ujawnił rzecznik niemieckiego rządu, jednym z głównych tematów była kwestia praworządności. Za tę chwilę chwiejności polskie państwo płaci do dzisiaj pełzającą wojną domową ze zrewoltowanymi środowiskami prawniczymi i permanentnym użeraniem się z Brukselą i Luksemburgiem. Komentując wówczas na gorąco prezydenckie weta nawiązałem do słynnego stwierdzenia Churchilla mieli do wyboru wojnę lub hańbę, wybrali hańbę, a wojnę będą mieli i tak”, dodając, iż polityka appeasementu sprawi jedynie, że zamiast blitzkriegu czeka nas wyczerpująca wojna pozycyjna.


II. Rebelia uzurpatorów w togach

Teraz nastąpił kolejny etap owej batalii. „Nadzwyczajna kasta” porzucając ostatnie pozory apolityczności jawnie wystąpiła jako siła opozycyjna – i na dzień dzisiejszy należy ją traktować jako największą partię obozu „anty-PiS”. Działa tym gwałtowniej, że w kwietniu 2020 r. kończy się kadencja Małgorzaty Gersdorf na stanowisku I Prezesa Sądu Najwyższego. Cel jest jasny – doprowadzić wymiar sprawiedliwości do stanu totalnej anarchii. Można tu wyróżnić trzy podstawowe metody: 1) kierowanie pod byle pretekstem „pytań prejudycjalnych” do TSUE, by następnie z wyroków luksemburskiego trybunału „wyinterpretowywać” sobie korzystne rozstrzygnięcia (casus wspomnianego na wstępie orzeczenia Izby Pracy SN); 2) podważanie prawnego statusu sędziów nominowanych przez obecną KRS; 3) stosowanie tzw. „rozproszonej kontroli konstytucyjności”.

Powyższe metody mają wspólny mianownik – wprowadzenie powszechnego poczucia niepewności prawa oraz instytucjonalnego umocowania sędziów. Prosty przykład: pod rządami obecnej ustawy o KRS mianowano już ok. 300 sędziów. Podważenie prawomocności ich nominacji stawia pod znakiem zapytania wszystkie wydane przez nich dotąd i w przyszłości orzeczenia – a już teraz szacuje się ich liczbę na 70 tysięcy. Każdy niezadowolony z wyroku, będzie mógł go podważyć argumentując, iż orzekał nieuprawniony do tego sędzia. Tyczy się to wszystkich spraw – cywilnych, karnych, administracyjnych... Oznacza to ogólny chaos. Więcej – za podszeptem różnych środowiskowych autorytetów, część sędziów zaczyna na własną rękę oceniać „konstytucyjność” przepisów ustaw odnoszących się do rozpatrywanych przez nich spraw. Tym samym uzurpują sobie prerogatywy Trybunału Konstytucyjnego – do tego sprowadza się przytoczona przed chwilą doktryna „rozproszonej kontroli konstytucyjności”. Jej zwolennicy powiadają: ponieważ Trybunał Konstytucyjny jest „upolityczniony”, to sędziowie muszą wziąć sprawy we własne ręce. Czyli, parlament uchwala ustawę, prezydent podpisuje, cała procedura zostaje przeprowadzona de lege artis – a tu zbuntowany sędzia (ale za to ze starego, „słusznego” rozdania) z Pcimia Dolnego uznaniowo stwierdza, iż wg niego ustawa jest „niekonstytucyjna”, więc nie będzie jej stosował... Na dłuższą metę grozi to kompletnym paraliżem państwa. Na powyższe nakłada się aktywność sędziowskich stowarzyszeń pokroju „Iustitia” i „Themis”, otwarcie już prowadzących działalność polityczną i traktujących formułę prawną stowarzyszenia jako kamuflaż dla stricte partyjnej działalności.

Wszystko to, ma się rozumieć, obudowane jest zaklęciami o „ochronie niezawisłości sądów” i „praworządności”. Tyle, że to nieprawda. „Nadzwyczajna kasta” bowiem uznała się za suwerena, otwarcie negując porządek konstytucyjny, zgodnie z zaleceniem prof. Wojciecha Popiołka wygłoszonym na Kongresie Prawników Polskich w maju 2017 r. („w demokratycznym państwie prawnym suwerenem nie są wyborcy. Suwerenem są wartości znajdujące się w prawie, a na straży tych wartości stoją niezależne sądy i niezawiśli sędziowie”). Mamy więc do czynienia z rebelią „ajatollahów prawa” - że strawestuję słynne określenie sędziego amerykańskiego Sądu Najwyższego śp. Antonina Scalii („mułłowie w togach”). Obecnie obserwujemy ostentacyjne przekraczanie granic pomiędzy interpretacją prawa, a prawotwórstwem: sędziowie bezprawnie, „na rympał” przywłaszczają sobie nienależne im kompetencje, wchodząc w rolę dwóch pozostałych władz – ustawodawczej i wykonawczej, czując za plecami mocne wsparcie nie tylko „ulicy”, ale przede wszystkim „zagranicy”, do której odwołują się z iście targowickim zapamiętaniem. Zresztą, rzecz nie dotyczy jedynie sędziów – również samorząd adwokacki przyłączył się do „bojkotu” Izby Dyscyplinarnej SN, wnosząc do Małgorzaty Gersdorf, by ich sprawy kierować do Izby Karnej SN. Chaos się rozszerza...


III. Ustawa dyscyplinująca – teraz!

Pozostaje mieć nadzieję, że zarówno PiS, jak i przede wszystkim prezydent Duda, zdali sobie ostatecznie sprawę, że z prawniczym establishmentem nie ma pola do rozmów i jakichkolwiek negocjacji – podobnie, jak z ich brukselskimi poplecznikami. Oni nie pójdą na najmniejsze ustępstwa, a ich jedynym celem jest „żeby było tak, jak było”. Tę antypaństwową rewoltę należy bezwzględnie zdławić, dlatego „ustawa dyscyplinująca” powinna zostać uchwalona jak najszybciej. I tylko szkoda, że zmarnowano tyle lat na bezproduktywne korowody i połowiczne próby reform - bo teraz, na domiar złego, tamci mają po swojej stronie również Senat, który niewątpliwie będzie próbował obstrukcji. A mogliśmy mieć to wszystko już dawno za sobą...


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 51-52 (20.12.2019-02.01.2020)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz