czwartek, 13 lutego 2020

Mit polskiego euroentuzjazmu

Osławiony euroentuzjazm Polaków, oscylujący wokół legendarnego 80-procentowego poparcia dla członkostwa w UE nie jest bezwarunkowy.

I. Poza Unią też jest życie?

Tuż przed świętami pewne zamieszanie wywołał sondaż Eurobarometru z wiosny 2019 r. z którego wynika, iż większość Polaków uważa, że nasz kraj w przyszłości lepiej poradzi sobie poza Unią Europejską. Wiadomość tę podał w alarmistycznym tonie redaktor naczelny lewicowo-liberalnego pisma „Liberte!” Leszek Jażdżewski, pisząc na Twitterze: „47% Polaków uważa, że Polskę czeka lepsza przyszłość poza Unią Europejską. 45% uważa przeciwnie. 8% nie wie. To jest najbardziej przerażający sondaż jaki zdarzyło mi się widzieć w ostatnim czasie”. Badania nastrojów społecznych dotyczących różnych aspektów funkcjonowania UE Eurobarometr przeprowadza dwa razy do roku – wiosną i jesienią, zaś wyniki publikowane są po kilku miesiącach (sondaż o którym tu mowa zamieszczono na stronach Komisji Europejskiej w sierpniu 2019 i była to jego 91. edycja). Zazwyczaj przechodzą one bez echa, bowiem z reguły ich wyniki potwierdzają status quo – większość Europejczyków nieodmiennie wręcz tryska euroentuzjazmem, zarówno unijne instytucje, jak i Unia jako taka są oceniane pozytywnie – słowem, „słuszną linię ma brukselska władza”. Nie inaczej było i tym razem – również w przypadku respondentów z Polski, których odpowiedzi na większość pytań tradycyjnie lokują nas w czołówce „euroentuzjastów”. Z dwoma wyjątkami. Otóż w gąszczu kilkudziesięciu punktów amerykański portal „GZERO” wyłapał pytanie („QA18.a5”) w którym należało ustosunkować się do stwierdzenia: „nasz kraj lepiej mógłby sprostać przyszłości będąc poza UE”. Do wyboru było pięć odpowiedzi: od „zdecydowanie się zgadzam” po „zdecydowanie się nie zgadzam” i „nie wiem”. Portal „GZERO” opracował rezultaty w formie odpowiedniej grafiki, która odbiła się sporym echem w internecie, stając się przy okazji przyczyną bólu głowy red. Jażdżewskiego (oraz m.in. Waldemara Kuczyńskiego, który dał upust swym antypisowskim obsesjom: „To są efekty nieustannego szczucia na Unię przez Kaczyńskiego, PiS i ich propagandowych pachołków. To robota przeciw niepodległości Polski. W tym miejscu droga od Unii wiedzie prędzej czy później, tylko do Moskwy. Ci szczuje, to zbrodniarze stanu”).

W każdym razie, łącznie aż 47 proc. Polaków wybrało odpowiedzi „zdecydowanie się zgadzam” i „raczej się zgadzam”, 45 proc. odpowiedziało „raczej się nie zgadzam” bądź „zdecydowanie się nie zgadzam”, zaś 8 proc. nie miało zdania. Sytuuje nas to wśród potencjalnie najbardziej „eurosceptycznych” narodów UE. Wyższy wskaźnik miała jedynie Słowenia – ale w jej przypadku odsetek zgadzających się i nie zgadzających z tezą, iż ich kraj w przyszłości lepiej poradzi sobie poza Unią był identyczny – po 48 proc. Za nami natomiast uplasowały się Włochy i nawet finalizująca „brexit” Wielka Brytania – w tych krajach jednak procent przeciwników wyjścia z UE był nieznacznie wyższy od zwolenników „exitu”. Oznacza to, że jesteśmy na dzień dzisiejszy jedynym krajem w którym większość respondentów dopuszcza możliwość wyjścia w przyszłości z Unii Europejskiej. Co więcej – w porównaniu z poprzednim badaniem z jesieni 2018 r., odsetek zwolenników potencjalnego „Polexitu” wrósł aż o 11 punktów procentowych, a liczba przeciwników spadła o 10 pkt. proc. To absolutnie bezprecedensowa zmiana na tle pozostałych państw – i to na przestrzeni raptem kilku miesięcy. Żeby było ciekawiej, pytanie to zostało pominięte w skrótowym raporcie z badań i można się do niego dogrzebać dopiero w pełnej wersji – być może właśnie dlatego przez tyle czasu nikt nie wychwycił tej, co by nie mówić, małej sensacji.

Druga kwestia, w której Polacy wolą się dystansować od „głównego nurtu” unijnej polityki, to waluta euro („QA16.1”) – tutaj przeciwnikami jej przyjęcia jest aż 55 proc. pytanych przy 35 proc. zwolenników eurowaluty i 10 proc. nie mających zdania. Z tym, że to akurat żadna nowość – sprzeciw wobec euro deklaruje od lat zdecydowana większość Polaków.


II. Chwiejny „euroentuzjazm”

Powyższe potwierdzałoby tezę, którą od dość dawna z uporem głoszę – osławiony euroentuzjazm Polaków, oscylujący wokół legendarnego 80-procentowego poparcia dla członkostwa w UE nie jest bezwarunkowy. Stosunek większości naszych rodaków do Unii można by raczej określić jako „utylitarno-interesowny”, dający się opisać krótkim „jest dobrze, jak jest dobrze”. Póki co, korzystamy z najbardziej hojnego budżetu Unii Europejskiej, absorbując środki na rolnictwo, infrastrukturę i szereg innych przedsięwzięć, korzystamy z możliwości podróżowania w ramach strefy Schengen, podejmujemy pracę i studiujemy za granicą - nic więc dziwnego, że w typowych badaniach opinii publicznej na pytanie w rodzaju „czy jesteś za obecnością w UE” odpowiadamy gremialnie „tak”. To jednak tylko pierwsza warstwa naszego stosunku do Brukseli. Gdy poskrobiemy nieco głębiej, okazuje się, że rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana. Cytowałem już na tych łamach chociażby badanie z okresu szczytu kryzysu migracyjnego, kiedy to byliśmy poddawani największej presji na zaakceptowanie „mechanizmu relokacji” nachodźców. Nagle okazało się, że nasz rzekomo bezkrytyczny „euroentuzjazm” wyparował bez śladu – 70 proc. zadeklarowało wtedy stanowczy sprzeciw, w dużej mierze nawet wówczas, gdyby groziło to obcięciem eurofunduszy (56 proc.), a wręcz „Polexitem” (51 proc.). Podobne wątki przewijały się także w innych sondażach, w których deklarujemy przywiązanie do polskiej suwerenności i przeciwstawiamy się zbyt daleko idącej ingerencji brukselskiej biurokracji w nasze wewnętrzne sprawy, co ze smutkiem odnotowywał, również przywoływany tutaj kiedyś, raport Fundacji Batorego „Polacy wobec UE: koniec konsensusu”. Ba, w badaniach think-tanku European Council on Foreign Relations z kwietnia 2019 r. połowa Polaków opowiedziała się za wprowadzeniem rozwiązań zabraniających opuszczania kraju na długi okres czasu (!), co może odzwierciedlać rosnącą społeczną świadomość co do negatywnych skutków masowej emigracji zarobkowej.

Niezależnie od tego, czy trend „polexitowy” utrzyma się w kolejnym badaniu Eurobarometru (osobiście sądzę, że raczej sytuacja się wyrówna), trzeba zauważyć, iż podobne wahania same w sobie są znaczące i nasze podejście do obecności w UE może się zmieniać pod wpływem różnych czynników – np. rozmaitych „uroszczeń władczych” brukselskich struktur uzurpujących sobie nienależne prerogatywy, jak chociażby nie mająca odzwierciedlenia w traktatach procedura „kontroli praworządności” wszczęta prawem kaduka przez Komisję Europejską. Z pewnością natomiast minął okres cielęcego zachwytu nad mitologizowanym „zachodem”, gdzie wszystko jest lepsze, ładniejsze i na większym „wypasie”. A gdy jeszcze tenże „zachód” usiłuje nam narzucić muzułmańskich migrantów, bądź zmusić do zaakceptowania obyczajowych szaleństw, traktując je jako probierz „europejskości” (a warto pamiętać, że przytoczony sondaż Eurobarometru zbiegł się z kolejną odsłoną wojny kulturowej spod znaku wspieranych z Brukseli gej-parad, co mogło mieć wpływ na odpowiedzi) – wtedy zdroworozsądkowo mówimy takiej integracji „nie”.


III. Moment prawdy

W tym momencie trzeba przypomnieć, że wielkimi krokami zbliża się moment prawdy, jakim będzie nowy budżet unijny na lata 2021-2027 – o wiele chudszy od obecnego, w efekcie czego możemy stać się płatnikiem netto. Coś mi mówi, że w tej nowej sytuacji poparcie Polaków dla członkostwa w UE zacznie systematycznie topnieć. Zresztą, już dziś, patrząc na przepływy finansowe, jesteśmy na gigantycznym minusie – unijne fundusze netto w latach 2010-2016 wynosiły średnio 2,7 proc. naszego PKB, podczas gdy wyprowadzane z Polski do krajów „starej Unii” rozmaite zyski sięgnęły 4,7 proc. PKB. Jeżeli do tego dołożymy dopłacanie do unijnej kasy, to może się okazać, że wkrótce grono zwolenników „Polexitu” przebije psychologiczną barierę 50 proc. I tu stawiam sakramentalne pytanie - czy nasi rządzący mają „mapę drogową” na taką okoliczność, czy też tradycyjnie wolą chować głowy w piasek?


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

„Nowa” i „stara” UE – kto kogo sponsoruje?

15 lat w Unii – czas na ewakuację?

Polska w UE – kiedy bilans?

Między brexitem a polexitem

Polexit – czas na debatę

Niemiecka strefa euro

EFTA – alternatywa dla Polski?

Kiedy nastąpi „polski exit”?

Opuścić Eurokołchoz!

Exodus z domu niewoli

Żegnaj Brukselo!

Exit Wyszehradu?

Porozmawiajmy o Polexicie

Chcecie sankcji? Dobrze!

Polexit coraz bliżej?

Niemiecka Europa

Śmierć eurokomunie!

Brexit – lekcja na 2019 rok

Coudenhove-Kalergi – europejski federalista

Euro-jurgielt

Drenaż kolonialny


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 01 (03-09.01.2020)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz