niedziela, 25 czerwca 2017

Exit Wyszehradu?

Zmierzamy do euro-dyktatu realizującego wobec opornych taktykę sankcji, szykan i represji, podporządkowaną politycznym interesem Berlina.


I. „Czexit”?

Były prezydent Czech (2003-2013), Vaclav Klaus, stanowczo skomentował wszczęcie przez Komisję Europejską procedury dyscyplinującej wobec państw sprzeciwiających się programowi relokacji migrantów. Oddajmy mu głos, bo na tle euro-poprawnej „mowy-trawy”, czeski polityk jawi się jako prawdziwy mąż stanu, potrafiący jasno i wyraziście sformułować diagnozę rzeczywistości i – co ważniejsze – wyciągnąć adekwatne wnioski. „Podejmując ten krok, Komisja Europejska dokładnie pokazała, jaka jest pozycja Czech w Unii Europejskiej. Odrzućmy to ciągłe poniżenie. Nie możemy pozwolić na przekształcenie naszego kraju w wielokulturowe społeczeństwo, jak to ma miejsce teraz we Francji czy Wielkiej Brytanii”. I dalej: „Nadszedł czas, by przygotować wyjście naszego kraju z Unii Europejskiej. To jedyna dobra ścieżka dla Czech, nasz głos jest ignorowany”. Trzeba tu dodać, że Vaclav Klaus również jako czynny polityk stanowczo sprzeciwiał się różnym lewackim szaleństwom, takim jak „walka z klimatem”, był również mocno niechętny przyjęciu przez jego kraj Traktatu Lizbońskiego – jak się dziś okazuje, słusznie. Mało kto pamięta, ale z tego tytułu uchodził w europejskim lewicowo-liberalnym mainstreamie za czarną owcę – niczym nie przymierzając dzisiaj Victor Orban, czy Jarosław Kaczyński. Można powiedzieć, że był prekursorem późniejszych ruchów eurosceptycznych i suwerennościowych, zawsze trzeźwo i racjonalnie argumentując, dlaczego Unia Europejska w obecnym kształcie brnie w ślepy zaułek i jakie zagrożenia wynikają z obecnego kursu Brukseli.

Oczywiście, jego postawa była powodem nieustannej furii euro-lewactwa, o czym Klaus, jeszcze jako prezydent, przekonał się przy okazji kuriozalnej wizyty jaką 5 grudnia 2008 r. (na trzy tygodnie przed objęciem przez Czechy prezydencji w UE) złożyli na Hradczanach przedstawiciele europarlamentu, próbując wymusić w obcesowy sposób na czeskim przywódcy zgodę na Traktat Lizboński. W skład delegacji wchodził taki „kwiat” europejskich „demokratów” jak anarchista i pedofil Daniel Cohn-Bendit, Hans-Gert Poettering, czy niedouczony alkoholik Martin Schulz. Wzburzona przebiegiem spotkania prezydencka kancelaria opublikowała zapis spotkania, które warto przypomnieć, bo stanowi ono swoisty archetyp stylu w jakim Bruksela zwykła porozumiewać się z „nieposłusznymi” krajami członkowskimi. Połajanki różnych „guyów” i Timmermansów nie stanowią bowiem żadnego novum i są elementem utartej od lat praktyki.

Oto próbka „rozmowy”. Cohn-Bendit: „pana poglądy mnie nie interesują, chcę wiedzieć, co pan zrobi, aby zatwierdziły go [Traktat Lizboński] czeski sejm i senat. Czy będzie pan respektował demokratyczną wolę przedstawicieli narodu? Będzie pan musiał to podpisać”. Dalej Cohn-Bendit kontynuuje: „Następnie chcę, aby pan mi wyjaśnił, jaki jest poziom pana przyjaźni z panem Declanem Ganleyem [założycielem eurosceptycznego ruchu „Liberats”]. Sprawując swoją funkcję, nie może się pan z nim spotykać”. Vaclav Klaus: „Dziękuję za to nowe doświadczenie, które zyskałem, spotykając się tu z państwem. Nie przypuszczałem, że coś takiego jest możliwe, i w ciągu ostatnich 19 lat nic podobnego nie przeżyłem. Myślałem, że to należy już do przeszłości, że żyjemy w demokracji, ale w UE naprawdę działa postdemokracja” - i tak dalej w tym stylu aż do końca. Podziwiać należy opanowanie prezydenta Czech, że nie kazał po pięciu minutach wyrzucić „delegacji” za drzwi.


II. Europejski dyktat

Jeżeli od tamtego czasu cokolwiek się zmieniło, to tylko na gorsze – eurokratom, zwłaszcza na fali zwycięstwa Macrona we Francji i proklamowania „Europy wielu prędkości” wyrosły zęby i przeszli od słów do czynów, uzurpując sobie uprawnienia do kontrolowania praworządności, czy narzucania arbitralnych rozwiązań w kwestii przyjmowania „uchodźców”. Tendencja jest wyraźna – zmierzamy do euro-dyktatu realizującego wobec opornych taktykę sankcji, szykan i represji, zazwyczaj podporządkowaną politycznym interesem Berlina. Stąd konstatacja Klausa o potrzebie „czexitu” jawi się jako logiczna konsekwencja obecnej sytuacji, jeżeli chce się ocalić swoją suwerenność. W tym kontekście warto przypomnieć jego tekst z 2013 r. napisany w odpowiedzi na apel europejskiej lewicy (sygnowany m.in. przez Cohn-Bendita) wzywający do utworzenia europejskiego superpaństwa. Klaus pisze: „Apelujemy do wszystkich sił demokratycznych w Europie, do wszystkich, którzy wciąż wierzą, że Europa nie powinna stać się laboratorium kolejnego eksperymentu inżynierii społecznej przeprowadzanego przez wiecznych rewolucjonistów, aby sprzeciwili się tym próbom w równie zacięty, głośny i bezkompromisowy sposób. Demokraci państw europejskich, obudźcie się!”. Jak widać, jego słowa okazały się prorocze.

Jest to również wskazówka dla nas. Nie od rzeczy byłoby wysondować – i to jeszcze przed zbliżającym się szczytem państw Trójmorza – czy apel Klausa znalazł oddźwięk wśród czeskich polityków. Podobną diagnozę sformułowałem niemal półtora roku temu w artykule „Exodus z domu niewoli” na łamach siostrzanej „Polski Niepodległej”, postulując konieczność opracowania planu awaryjnego, na wypadek gdyby dalsze pozostawanie w UE okazało się niemożliwe i nieopłacalne. Jak się zdaje, mamy obecnie do czynienia właśnie z takim rozwojem wypadków – dalsza wegetacja pod brukselsko-berlińską „czapą” zagraża naszym najbardziej żywotnym interesom, z niepodległym bytem państwowym na czele. A wszak to jeszcze nie koniec, bo w najbliższym czasie czekają nas wzmożone naciski na przyjęcie waluty euro, co poskutkuje nie tylko dalszym okrojeniem naszej suwerenności, lecz również katastrofą gospodarczą na wzór krajów południa Europy. W tym momencie z reguły podnoszony jest problem unijnych środków, rzekomo niezbędnych do naszego rozwoju. Cóż, po pierwsze - zważywszy na widmo sankcji finansowych, owe fundusze stają się cokolwiek problematyczne do pozyskania; po drugie – po 2020 r. nowa perspektywa budżetowa będzie dla nas bardzo chuda i zapewne staniemy się płatnikiem netto; po trzecie wreszcie – prognozy pokazują, że z samego uszczelniania podatków polski budżet będzie wkrótce pozyskiwał rocznie tyle samo pieniędzy, co z Brukseli.


III. Exit Wyszehradu?

Najkorzystniejszym dla nas rozwiązaniem byłoby opuszczenie UE w szerszym gronie. Stąd wspomniana konieczność wysondowania nastrojów w czeskiej klasie politycznej, oraz potrzeba intensyfikacji rozmów z pozostałymi regionalnymi partnerami. Jest jeszcze jeden aspekt, na który zwracałem uwagę półtora roku temu – należy zabiegać o roztoczenie nad „exitem” Wyszehradu (bądź jego części) amerykańskiego geopolitycznego parasola ochronnego, inaczej będziemy bezradni w konfrontacji z siłą oddziaływania Niemiec. Akurat nadarza się znakomita okazja jaką jest wizyta na szczycie państw Trójmorza prezydenta USA. Stosunek Trumpa do Unii Europejskiej i przekonanie o jej rychłym rozpadzie jest ogólnie znany. Na naszą korzyść gra też przeorientowanie polityki Waszyngtonu skutkujące chyba najgorszymi stosunkami z Berlinem od czasów II WŚ. Amerykański przywódca jest żywotnie zainteresowany uszczupleniem potęgi Niemiec – zatem nasze interesy są tutaj zbieżne. Tyczy się to również kwestii bezpieczeństwa – kraje naszego regionu, szczególnie Polska, są o wiele bardziej zainteresowane partycypacją w zbrojnym wysiłku NATO od państw „starej Europy”, możliwa jest więc ściślejsza wzajemna reasekuracja (rodzaj „NATO w NATO”) pod amerykańskimi skrzydłami.

Pozostaje mieć nadzieję, że diagnoza Klausa dotrze również do świadomości naszych rządzących dotąd łudzących się, że Unia wysłucha polskich propozycji i nieco wycofa się ze swych hegemonistycznych zapędów. Dziś nie można mieć już wątpliwości – nie wysłucha i nie ustąpi. Będzie tylko gorzej. Dlatego właśnie szczyt Trójmorza powinien być pierwszym krokiem na drodze opracowania wspólnej regionalno-transatlantyckiej strategii wobec samozwańczych europejskich dyktatorów z Berlina i Brukseli. To już naprawdę ostatni moment.


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Exodus z domu niewoli


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 25 (23-29.06.2017)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz