niedziela, 4 czerwca 2017

„Nadzwyczajna kasta” ogłasza się suwerenem

Po raz kolejny okazało się, że jedyną autentyczną emocją napędzającą „nadzwyczajną kastę ludzi” jest atawistyczna nienawiść do PiS-u.


I. Bunt „mafii w togach”

Kongres Prawników Polskich, który odbył się 20 maja w Katowicach, potwierdził kompletny zanik samokrytycyzmu prawniczych elit oraz związaną z nim predylekcję do tzw. „samozaorania”. Panujące na kongresie nastroje jakim dawali wyraz uczestnicy przekształciły spotkanie w rodzaj antyrządowego wiecu - wymachiwanie konstytucją, okrzyki, buczenie, demonstracyjne wychodzenie z sali, mówiły same za siebie. Wystarczyło, że przedstawiciele Kancelarii Prezydenta (Andrzej Dera) i Ministerstwa Sprawiedliwości (Marcin Warchoł) przypomnieli (w wyważonym tonie) o patologiach drążących środowisko – braku rozliczeń z okresem PRL, skłonności do ferowania politycznych ocen wobec innych organów władzy publicznej, źle rozumianej korporacyjnej solidarności, faktycznej bezkarności sędziów dopuszczających się różnych nadużyć, emocjonalnym odrzucaniu głosów krytyki – by wywołać histeryczne reakcje charakterystyczne raczej dla co ostrzejszych incydentów sejmowych, niż dla przedstawicieli warstwy społecznej pragnącej uchodzić za ostoję umiarkowania i rozsądku. Ostentacyjne opuszczanie miejsc w momencie, gdy wiceminister Warchoł przypomniał nazwiska stalinowskich sędziów, którym włos nie spadł z głowy, trudno odebrać inaczej niż polityczną deklarację. Jeżeli społeczeństwo potrzebowało dowodu impregnacji prawniczej „kasty” na jakiekolwiek głosy zewnętrznej krytyki oraz immanentnego braku zdolności do autorefleksji, to lepszego symbolu nie trzeba.

Aż nie chce się w tym miejscu przypominać nieszczęsnych słów profesora Adama Strzembosza, iż „środowisko samo się oczyści”. Cóż jednak począć, skoro dziś ten sam prof. Strzembosz - również na katowickim kongresie - całkowicie i bez zastrzeżeń staje po stronie kolegów, broniąc ich rzekomo zagrożonej „niezależności” (a w praktyce – bezkarności i nieodpowiedzialności)? Nie słyszałem, by w jakiejkolwiek publicznej wypowiedzi odniósł się krytycznie do swej diagnozy sprzed lat, teraz natomiast zaangażował bez reszty swój autorytet w obronie korporacyjnych interesów. Niestety, nie pierwszy to przypadek, gdy zasłużona skądinąd osoba brzydko się starzeje.

Obecna pierwsza prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Gersdorf narzekała swojego czasu, że sędziowie postrzegani są w społecznym odbiorze jako „mafia w togach”. Trudno, by było inaczej, jeśli ludzie widzą obrazki w rodzaju tych opisanych powyżej, nie wspominając już o codziennej praktyce funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Dorzucę jeszcze jeden: otóż w momencie, gdy min. Warchoł przypomniał, iż „niezależny sąd ma być wolny od politycznych nacisków, ale też od korporacyjnych interesów środowiska prawniczego” na sali rozległ się wedle medialnych relacji „pomruk niezadowolenia”. Tylko na taką reakcję było stać urażoną w swym samozadowoleniu „nadzwyczajną kastę ludzi”.

Bo tak naprawdę na omawianym tu kongresie mieliśmy do czynienia z kolejną odsłoną pełzającego rokoszu – używając terminologii przywołanej przez prezes Gersdorf, był to bunt „mafii w togach”.


II. Kongres uzurpatorów

Jednym z jaskrawszych przejawów owej rebelii była sformułowana przez prof. Marka Safjana wizja równoległego, samozwańczego Trybunału Konstytucyjnego prowadzącego „stały monitoring” oraz wydającego „swoiste orzeczenia o konstytucyjności regulacji”. Patrząc od strony prawno-konstytucyjnej, jest to istne kuriozum polegające na budowaniu struktur alternatywnych wobec oficjalnych organów państwa, a wręcz otwarcie wobec tychże zrewoltowanych. Przypuśćmy, że wobec danego aktu prawnego dwa trybunały – ten oficjalny i ten „sędziowski”, postulowany przez prof. Safjana - wydadzą dwa różne „orzeczenia”. Które ma być stosowane przez sądy? A co zrobią, jeśli PiS zgodnie z zapowiedzią prezydenta Dudy doprowadzi do uchwalenia nowej konstytucji? Zignorują ją, bo „pisowska” i będą stosowali starą? Gołym okiem widać, że to recepta na anarchię prawną – a wszystko dlatego, że obecna władza i skład Trybunału Konstytucyjnego wywołuje u środowiskowych prowodyrów motywowany politycznie nerwowy szczękościsk.

Ale najdalej posunął się w swym słynnym wystąpieniu prof. Wojciech Popiołek z Uniwersytetu Śląskiego. Przypomnijmy ów historyczny cytat: „w demokratycznym państwie prawnym suwerenem nie są wyborcy. Suwerenem są wartości znajdujące się w prawie, a na straży tych wartości stoją niezależne sądy i niezawiśli sędziowie”. Tu już mamy otwarte zanegowanie porządku konstytucyjnego, bowiem w Art.4 p.1 Konstytucja stanowi, iż „władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”, precyzując w kolejnym punkcie, że „Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio”. Tymczasem dla prof. Popiołka suwerenem są bliżej nieokreślone „wartości” strzeżone przez władzę sądowniczą.

Cóż to oznacza w praktyce? Ano ni mniej, ni więcej, tylko na naszych oczach „nadzwyczajna kasta ludzi” ogłosiła się suwerenem. To bowiem do niej należałoby „odkrywanie” oraz interpretacja „wartości” zapisanych w prawie oraz orzekanie na ich podstawie – co zresztą współgra z przytoczonym wyżej postulatem prof. Safjana „sędziowskiej”, oddolnej „kontroli konstytucyjności” aktów normatywnych. Krótko mówiąc, stanowisko luminarzy prawa sprowadza się do zlikwidowania granicy między stosowaniem prawa, a prawotwórstwem. Jest to czystej wody uzurpacja środowisk prawniczych - obojętnie kogo tam motłoch wybierze do Sejmu i co władza ustawodawcza sobie uchwali, ostatnie słowo ma należeć do nas. Nic dziwnego, że wystąpienie prof. Popiołka spotkało się z entuzjastyczną reakcją sali – nie musiał nawet wykładać wszystkiego kawa na ławę, tam siedzieli przecież inteligentni, kuci na cztery nogi wyjadacze, którzy doskonale zdawali sobie sprawę z implikacji takiego postawienia sprawy.

Miarą arogancji i tupetu owych uzurpatorów jest to, że ci sami ludzie wymachiwali konstytucją, a zarazem niemal, przepraszam, pierdzieli na wargach na widok przedstawicieli konstytucyjnych organów państwa – by za chwilę obwieścić wszem i wobec, że jeden z kluczowych zapisów tejże konstytucji, o którą ponoć się upominają, mają w głębokim poważaniu. W sumie, nic dziwnego - środowisko prawnicze traktuje znajomość prawa, umiejętność jego interpretacji oraz rozumienia aktów prawnych w kategoriach magicznego wtajemniczenia, co we własnych oczach stawia ich nieskończenie wyżej od całej reszty profanów. Po prostu - mentalność sekty. To dlatego napompowane poczuciem własnej ważności ichniejsze autorytety zachowują się tak, jakby ktoś im wsadził w d... słomki i nadmuchał niczym żaby.


III. Ajatollahowie prawa

Nieżyjący już sędzia amerykańskiego Sądu Najwyższego, Antonin Scalia, komentując prawotwórcze uroszczenia swych kolegów (bo nie jest to tylko polska specyfika) mówił, iż są to „mułłowie w togach” – i coś w tym guście mieliśmy możność właśnie zaobserwować w przypadku naszych rodzimych „ajatollahów prawa”. I na nic się zdały rozpaczliwe napomnienia kolportowane przez biuro prasowe kongresu, by nie poruszać tematów „mogących mieć negatywny wpływ na postrzeganie zawodów adwokatów, radców prawnych i sędziów”. Nie pomogły instrukcje, by unikać „słów w rodzaju: kasta, nasza korporacja i podobnych znaczeń, które mogą zostać użyte przeciwko nam”, a także by skupić się na propagandowym przekazie, iż uczestnicy „działają w interesie obywatela a nie własnym” oraz zachować „powagę i uważność (!)”.

Już samo to, że służby medialne uznały za konieczne wydać ów kuriozalny instruktaż wiele nam mówi, ale i tak wszystko na nic. Zachowanie elementarnej samodyscypliny i opanowania okazało się ponad siły uczestników, kładąc na łopatki cały wizerunkowy efekt kongresu – skutkiem było wspomniane na wstępie „samozaoranie” prawniczego środowiska. Po raz kolejny okazało się, że jedyną autentyczną emocją napędzającą „nadzwyczajną kastę ludzi” jest atawistyczna nienawiść do PiS-u, zaś te wszystkie konstytucje, niezależność i inne takie służą wyłącznie racjonalizacji tych pierwotnych, zwierzęcych instynktów.


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 22 (02-08.06.2017)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz