niedziela, 8 grudnia 2019

Władysław Studnicki – szkoła politycznego myślenia

Istotą spuścizny Studnickiego nie jest proniemieckość, która była wyborem podyktowanym ówczesnymi uwarunkowaniami, lecz szkoła twardej, beznamiętnej i pozbawionej złudzeń politycznej kalkulacji.

I. Właściwe wzorce

Są różne wzorce na różne czasy. Przykładowo, Józef Piłsudski ze swą nieugiętością może być znakomitym wzorem na czasy niewoli i zamętu, a jego mit zwycięskiego przywódcy i Naczelnika, który wywalczył, a następnie obronił niepodległość przed bolszewicką nawałą znakomicie sprawdził się w czasach komuny, krzepiąc serca polskich antykomunistycznych patriotów. Ale tenże Piłsudski – zwłaszcza z okresu po 1926 r., kiedy to z biegiem lat stawał się coraz bardziej zamordystycznym, ponurym satrapą – słabo nadaje się na wzorzec czasów pokoju i niepodległości. W takich czasach „krzepiące serca” mity dobrze jest odsunąć nieco na bok (nie odrzucić czy zapomnieć, ale właśnie nieco przesunąć z dotychczasowej, centralnej pozycji), a to z prostego powodu – o ile w niewoli idealistyczne opowieści pełnią funkcje terapeutyczne, podtrzymując naród na duchu i motywując do walki, o tyle w warunkach wolności, gdy musimy zadbać o rozwój odzyskanego państwa, ta sama mitologia uporczywie wtłaczana do głów, może nam zaciemniać osąd sytuacji i prowadzić do rozmaitych, czasem tragicznych, błędów. A zatem, niepodległości winno towarzyszyć przewartościowanie pewnych paradygmatów w sposobie myślenia, a główną potrzebą staje się umiejętność trzeźwej kalkulacji, opierającej się na zimnym szacowaniu sił, realnych możliwości oraz rozumowaniu w kategoriach rachunku interesów, strat i korzyści.

I tutaj, jako wzorzec na obecne czasy, proponowałbym postać Władysława Studnickiego – nie w sensie niewolniczego kopiowania wszystkich jego koncepcji w skali 1:1, do czego często miewają predylekcję rozmaici samozwańczy epigoni wybitnych postaci (z Dmowskim i jego naśladowcami bywa podobnie), ale w sensie przyjęcia jego realistycznej, pozbawionej złudzeń metody politycznego myślenia i wyciągania racjonalnych wniosków. Chłodne analizy bywają przykre i często równie przykro się ich słucha – ale są niezbędne, by wyzwolić się z potencjalnie zabójczych fantazmatów i urojeń. A mistrzem takich analiz był właśnie Władysław Studnicki – niewysłuchany prorok, którego usiłowano zepchnąć na margines i zamilczeć, gdyż burzył samozadowolenie i zatęchły, psychiczny komforcik sanacyjnych elit. Jak się okazuje, jest niewygodny również i dzisiaj – i śmiem twierdzić, że z bardzo zbliżonych powodów.


II. Wiecznie niewygodny prorok

Powyższe refleksje naszły mnie po awanturze związanej z tegoroczną edycją konkursu „Książka Historyczna Roku” z którego wskutek ingerencji trojga fundatorów (TVP, Polskiego Radia i Narodowego Centrum Kultury z pominięciem czwartego fundatora, czyli IPN) w atmosferze skandalu usunięto prowadzącą w plebiscycie czytelników książkę Piotra Zychowicza „Wołyń zdradzony” (o tym było głośno) i właśnie książkę Władysława Studnickiego „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej” (o czym było znacznie ciszej), co finalnie skończyło się unieważnieniem całej imprezy. Pracy Studnickiego, startującej w kategorii „Wydawnictwo źródłowe” postawiono kuriozalny zarzut „antysemityzmu” - a dokładnie nie tyle samej pracy, bo stawianie tego typu zarzutu archiwalnemu materiałowi byłoby kompromitacją oskarżycieli, ile wydawcy (wyd. „Universitas”) i redaktorowi opracowania oraz przedmowy, Janowi Sadkiewiczowi. Jego grzechem było to, że we wstępie nie odciął się i nie potępił wszetecznych poglądów autora.

Poszło konkretnie o drugi, zaledwie dziesięciostronicowy rozdział („Żydzi a wojna”), poświęcony nastawieniu Żydów do nadchodzącego starcia. Wedle autora, narastający antysemityzm III Rzeszy i restrykcyjne ustawodawstwo powoduje, iż „światowe żydostwo” (powszechnie stosowany wówczas termin publicystyczny) używa wszelkich swych wpływów w świecie polityki, finansów i prasy by popchnąć kraje Zachodu (w szczególności Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię) do wojny z Niemcami, obiecując sobie po niej ponadto szereg dodatkowych korzyści. Spójrzmy: Nowa wojna światowa rozstrzygnie los Żydów. Gdy inne narody mają dużo do stracenia, to Żydzi dużo do wygrania, lecz ich wygranie to klęska tych narodów, w których porach siedzą. Niech Francja wyludni się przez nową wojnę, będzie tam więcej miejsca dla Żydów, niech ochotnicza służba przetrzebi inteligencję Anglii, tym łatwiej Żydzi zajmą wpływowe stanowiska, niech przez Polskę przejdzie zniszczenie wojenne lub okupacja ogołacająca ze wszystkich zasobów, niepotrzebna będzie Palestyna. Polska stanie się tą Palestyną, a Polacy nie tymi Arabami, którzy napadają na Żydów i ich niszczą, ale tymi, którzy pracować będą pod ich kierownictwem. Niech Stany Zjednoczone zapanują nad światem, będzie to panowanie Żydów, gdyż oni stają się czynnikiem decydującym w Stanach Zjednoczonych”.

Coś, co dziś może brzmieć kontrowersyjnie, wówczas stanowiło pogląd jak najbardziej dopuszczalny w szerokiej debacie publicznej – i Studnicki nie widział powodu, by się cenzurować (zresztą nie cenzurował się co do zasady, zawsze pisząc „między oczy”, bez względu na konsekwencje, co jest kolejnym walorem jego dorobku). Jednak podczas obrad jury uznano, iż takie treści, pozbawione odpowiedniego, odredakcyjnego komentarza wywołają „międzynarodową awanturę”. W efekcie, Studnickiego wycofano – z przyczyn jawnie politycznych, zupełnie jak 80 lat temu, za sanacji. Na marginesie – ależ musiało naszym decydentom utkwić w pamięci pokazowe przeczołganie przez środowiska żydowskie, Izrael i USA po nowelizacji ustawy o IPN (wtedy też zrejterowali), skoro dziś na samą myśl o potencjalnej reakcji „strategicznych partnerów” chowają się ze strachu we własne buty...


III. Wołanie na puszczy

Ale mniejsza o Żydów, wróćmy do Studnickiego i jego książki. Otóż „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej” jest pozycją unikalną, choć niewielkich rozmiarów, właściwie nieco większą broszurą. Autor pisał ją wiosną 1939 r. w reakcji na przyjęcie brytyjskich „gwarancji” i w zamyśle stanowiła ona rozpaczliwy głos, mający przemówić do rozsądku rządzących, ślepo popychających Polskę do samobójczej wojny. Książkę poprzedził list wysłany 13 kwietnia do ministra Józefa Becka, który dopiero co odtrąbił jako sukces świeżo zawarty sojusz z Wielką Brytanią. W piśmie Studnicki przestrzegał, iż wojna zakończy się dla Polski katastrofą, a Beck „zapisze się w historii” jeśli jej zapobiegnie. Wkrótce potem (5 maja) rozesłał memoriał do wszystkich ministrów (poza premierem Sławojem-Składkowskim, którego premierostwo uważał za „poniżenie dla narodu”), w którym podnosił, iż Polska nie jest zdolna do obrony przed Niemcami, chociażby ze względu na kształt granic i różnice potencjałów przemysłowych i militarnych. Jedyną reakcją był wniosek Składkowskiego na posiedzeniu rządu, by Studnickiego zamknąć w Berezie Kartuskiej. Nie doszło do tego tylko wskutek sprzeciwu Rydza-Śmigłego, który pamiętał Władysława Studnickiego z patriotycznej działalności w Galicji podczas I wojny światowej. Wreszcie, zdecydował się napisać i opublikować własnym sumptem „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej”, by wobec głuchoty politycznych elit (a prócz pisania rozmawiał także z wieloma politykami) przedrzeć się ze swymi racjami do szerszej opinii publicznej. Nic z tego nie wyszło, bowiem cały nakład skonfiskowano jeszcze w drukarni. Istnym cudem ocalało kilka egzemplarzy wysłanych uprzednio do korekty – i tylko dzięki temu możemy dziś tę książkę przeczytać. Jest to tak naprawdę jej pierwsza edycja od 1939 r. - i, jak widać, również dziś zawiera treści na tyle obrazoburcze, że lepiej o niej zbyt głośno nie wspominać.

Autor dokonuje w niej wszechstronnej analizy (dziś powiedzielibyśmy „geopolitycznej”) porównując sytuację polityczną, gospodarczą i militarną poszczególnych graczy przyszłego starcia i prognozując przebieg nadchodzącej wojny. I mimo że zdarzało mu się pomylić w drugorzędnych kwestiach, to zasadniczy trzon jego pracy, w szczególności odnoszący się do losów Polski, uderza proroczą wręcz celnością przewidywań. Ale nie ma to nic wspólnego z nadnaturalnymi, profetycznymi zdolnościami. Przenikliwa trafność wniosków wypływa wprost z chłodnego osądu rzeczywistości, nie zaciemnionego „chciejstwem” i mrzonkami. Studnicki pisze bez ogródek, że jedynym celem Wielkiej Brytanii jest popchnięcie nas do wojny, tak by to przeciw Polsce, jako najsłabszemu ogniwu „sojuszu”, obrócił się pierwszy impet niemieckiego uderzenia, dzięki czemu Anglia zyska na czasie. Jednoznacznie stwierdza, iż Polska stoi tu na z góry przegranej pozycji – chociażby ze względu na przewagę przemysłu i uzbrojenia III Rzeszy. Uważa za nieuchronne, że w przypadku niemieckiego ataku do agresji włączy się również ZSRR, zajmując nasze wschodnie tereny (przypominam, było to na trzy miesiące przed paktem Ribbentrop-Mołotow!). Co więcej, jest pewien, że zachodnim „aliantom” w gruncie rzeczy chodzi o pozyskanie do antyniemieckiego sojuszu sowieckiej Rosji – po naszym trupie, rzecz jasna. Biorąc to pod uwagę, z punktu widzenia Wielkiej Brytanii jesteśmy tymczasowym „sojuszniczkiem” rzuconym na pożarcie i w jej interesie wręcz leży, byśmy zostali pożarci – bo dzięki temu Niemcy i ZSRR będą miały bezpośrednią, wspólną granicę, co musi się zakończyć niemiecko-rosyjską wojną, a wtedy droga do koalicji Wielkiej Brytanii z Sowietami stanie otworem. Ceną za ten sojusz, którą Londyn ochoczo zapłaci, będzie rzecz jasna Polska. Jak wiemy, właśnie tak się stało, co zostało ostatecznie przyklepane na konferencjach w Teheranie i Jałcie.

Powtarzam, wszystkie te przewidywania nie wynikały z jakichś mistycznych objawień, lecz zimnych praw polityki, którymi kierował się w swych analizach Studnicki. Ciekawostka – przewidział nawet, iż generał Władysław Sikorski, jako „agent francuskiej propagandy”, może za swą służbę i przychylne stanowisko prezentowane wobec Sowietów zostać przez Francję wynagrodzony w przyszłej wojnie funkcją naczelnego dowódcy – i tak też się stało po wrześniowej klęsce, kiedy to Sikorski pod naciskiem Francji został premierem i głównodowodzącym polskich sił zbrojnych na Zachodzie.

Co Studnicki proponował w zamian? Przekierowanie niemieckiej agresji na zachód, na Francję – postulował, błagał wręcz, byśmy wystąpili wobec Niemiec z propozycją naszej „zbrojnej neutralności”. Inaczej mówiąc, pozostając na uboczu wojny, chronilibyśmy Niemcom tyłek od wschodu, stanowiąc zaporę przed ewentualnym ciosem w plecy ze strony Sowietów – co stanowiłoby podstawę do przyszłego, antyrosyjskiego sojuszu. Racjonalne? I to jeszcze jak. Co więcej, w innych okolicznościach (przed przyjęciem gwarancji brytyjskich) Niemcy może nawet by i na to poszli. Studnicki nie wziął jednak pod uwagę dwóch okoliczności – po pierwsze, że na czele III Rzeszy stoi nieobliczalny szaleniec, który po przyjęciu przez nas gwarancji „zapisał nam śmierć w duszy”; po drugie – że Polską rządzi banda zadufanych w sobie, nadętych mocarstwowymi urojeniami półgłówków, wierzących ponadto w pomoc, która obiektywnie rzecz biorąc nie mogła nadejść. Na tym polegał fatalizm sytuacji: jak w antycznej tragedii, to nie mogło się dobrze skończyć, a Studnickiemu przypadł los Kasandry, która za swe przepowiednie omal nie trafiła do Berezy.


IV. Racjonalny germanofil

Na koniec sprawa bodaj najbardziej kontrowersyjna. To wlokąca się za nim po dziś dzień słynna „germanofilia” z powodu której spotkały go oskarżenia o zdradę i późniejsza, gorzka izolacja na emigracji (choć trzeba oddać, że swych łamów użyczyły mu londyńskie „Wiadomości”, na łamach których w serii artykułów opisał swe przedwojenne założenia i działalność w okupowanej Polsce). Owszem, Studnicki wręcz sam przedstawiał się jako germanofil („Mówię z podniesionem czołem: »Jestem germanofilem polskim«. Czy znajdzie się polityk, który będąc moskalofilem, powie to o sobie?”). Wynika to m.in. z doświadczeń kilkuletniego zesłania syberyjskiego za działalność niepodległościową, kiedy to napatrzył się na azjatyckie zdziczenie moskiewskiej barbarii i pozbył się jakichkolwiek złudzeń co do permanentnie agresywnego charakteru rosyjskiego imperium („Zaborczość Rosji pozostaje niezmienną, zmienia się tylko ideologia zaborów”). To skłoniło go do poszukiwania oparcia w Austrii, a później w Niemczech, w których widział m.in. cywilizacyjną zaporę przed rosyjskim zagrożeniem, co poróżniło go z Dmowskim i środowiskiem endeckim. Studnicki zresztą nigdzie nie pasował – przed zesłaniem był niepodległościowym socjalistą, potem endekiem, następnie w Galicji współpracował z piłsudczykami, później jeszcze (1916 r.) był współarchitektem Aktu 5 Listopada i członkiem Tymczasowej Rady Stanu – zalążka polskiej państwowości pod kuratelą okupacyjnych władz niemieckich, by po odzyskaniu niepodległości trafić na margines polityki za swe proniemieckie sympatie.

Tyle, że znów – jego proniemiecka orientacja nie wynikała z jakichś tanich, parweniuszowskich fascynacji „wyższą kulturą” i „zachodem”, lecz z beznamiętnej kalkulacji. O ochronie przed Rosją wspominałem. Kolejny motyw był natury geopolitycznej - Studnicki uważał, że potencjały Europy Środkowej i Niemiec w naturalny sposób się dopełniają, a niemiecka technologia i zaawansowany przemysł potrzebują surowcowego i żywnościowego zaplecza w postaci naszego regionu. Toteż był zwolennikiem sojuszu państw Europy Środkowej (z wiodącą rolą Polski) pod patronatem Berlina, uważając, iż w przymierzu z Niemcami wyrośnie siła Polski jako regionalnego lidera. Coś nam to przypomina? Toż to wypisz-wymaluj obecnie realizowana inicjatywa Trójmorza – z tą różnicą, że dziś zamiast Niemiec wybraliśmy sobie na protektora Stany Zjednoczone, cała reszta w zasadniczym zrębie pozostaje bez zmian.

Ta postawa zaowocowała podczas okupacji. Jeszcze przed wojną, w 1936 r. jako członek polskiej delegacji zaproszonej na parteitag NSDAP (m.in. wraz ze Stanisławem Catem-Mackiewiczem) Studnicki poznał osobiście czołowe postaci III Rzeszy, z Hitlerem, Ribbentropem i Goebbelsem. Pozwoliło mu to później skutecznie interweniować na rzecz zwolnienia z Pawiaka czy Oświęcimia szeregu osadzonych Polaków, a także docierać do władz niemieckich z memoriałami wskazującymi na konieczność przywrócenia jakiejś formy polskiej państwowości i sił zbrojnych w obliczu nieuchronnej wojny z ZSRR (i to zanim jeszcze Hitler w ogóle pomyślał o wojnie z Sowietami) oraz zaniechania okrucieństw nieludzkiej polityki okupacyjnej. Cóż, szybko zorientował się jednak, że III Rzesza to nie wilhelmińskie Niemcy z czasów I wojny, kiedy to od biedy szło się z Niemcami dogadać - a w końcu sam trafił na ponad rok na Pawiak... Zmarł w 1953 r. w Londynie, spoczywa na cmentarzu St. Mary's w Kensal Green.


V. Spuścizna

Co pozostało po Studnickim? Jak wspomniałem na początku, istotą jego spuścizny nie jest proniemieckość (tak jak w przypadku Dmowskiego nie jest nią orientacja prorosyjska), która była wyborem podyktowanym ówczesnymi uwarunkowaniami, lecz szkoła twardej, beznamiętnej i pozbawionej złudzeń politycznej kalkulacji. W relacjach międzynarodowych nie ma wiecznych sojuszy (sam Studnicki, liczący początkowo na Austro-Węgry, po klęskach CiK armii bez sentymentów postawił na Niemcy) – nie funkcjonują w nich takie pojęcia jak lojalność, przyjaźń czy honor. Jest siła bądź słabość, interes bądź jego brak, korzyść bądź strata. I stosownie do tego poszukuje się partnerów – by, jeśli zajdzie potrzeba, znaleźć sobie innych, gdy tylko z punktu widzenia interesów państwa i narodu będzie to konieczne.

Niestety, ówczesne sanacyjne elity kierowały się w swej polityce zaprzeczeniem tych zasad, uprawiając politykę irracjonalną, urojeniową wręcz, nie popartą kalkulacjami lecz z gruntu infantylnym chciejstwem, biorąc swe mocarstwowe pragnienia za rzeczywistość i koniec końców doprowadzając kraj do zagłady. Warto (co ja mówię – trzeba!) z tej lekcji wyciągnąć wnioski i zaaplikować sobie kurację trzeźwego myślenia, a Studnicki na lekarza nadaje się jak mało kto. Inaczej, gdy tylko odwróci się koniunktura, znów przegramy Polskę – lecz tym razem, wobec ogromu zagrożeń współczesnego świata, możemy już nigdy jej nie odzyskać.


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Granda historyczna roku


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w miesięczniku „Polska Niepodległa” nr 13 (Grudzień 2019)

2 komentarze:

  1. Świetny wpis! A może coś na temat Policji?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo interesujący tekst, sporo można się z niego nowych rzeczy dowiedzieć

    OdpowiedzUsuń