niedziela, 8 grudnia 2019

Odwalutowanie – czy banki dostaną po nosie?

Czy Sąd Najwyższy pogroził bankom palcem, by przestały się wygłupiać, bo mogą się na swoim cwaniactwie zdrowo przejechać?


W dzisiejszym felietonie powrócimy raz jeszcze do tematu tzw. kredytów frankowych, bo też po pamiętnym wyroku TSUE z 3 października w sprawie państwa Dziubaków (sprawa C-260/18) zaczyna robić się coraz ciekawiej. Niedawno opublikowane zostało uzasadnienie do orzeczenia Sądu Najwyższego z 29 października 2019 r. (Sygn. akt IV CSK 309/18) uchylającego wyrok Sądu Apelacyjnego w Białymstoku unieważniający umowę „frankową”. Przełomem jest to, że bodaj po raz pierwszy na tym poziomie orzeczono „odwalutowanie” kredytu denominowanego we frankach szwajcarskich (wcześniej zdarzało się to jedynie w odniesieniu do kredytów indeksowanych). Otóż w omawianym przypadku zawarto w 2004 r. umowę na 25 tys. CHF. Klient przestał spłacać kredyt w 2008 r., zaś w 2015 r. bank wypowiedział umowę i zaczął na drodze sądowej domagać się uregulowania należności. Sądy w dwóch kolejnych instancjach odrzucały roszczenie banku, stwierdzając nieważność umowy kredytowej ze względu na abuzywność klauzuli waloryzacyjnej, odwołującej się do bankowej tabeli kursowej, mającej stanowić podstawę do naliczania rat kredytu. Abuzywność klauzuli została potwierdzona również przez SN, który podkreślił m.in., iż skutkowała ona zachwianiem równorzędnej pozycji stron umowy, jako że podmiot silniejszy (czyli bank) mógł dzięki niej dowolnie i jednostronnie kształtować wysokość rat kredytu, co uderzało w interes ekonomiczny klienta. Czyli, jak dotąd „klasyk”, typowy dla „frankowych” umów stawiających banki dzięki odwołaniom do tabel kursowych w uprzywilejowanej pozycji i przerzucających całe ryzyko na klientów - dobrze się jednak stało, iż mamy po raz kolejny podkreśloną czarno na białym asymetrię relacji klient-bank.

W każdym razie, bank wniósł w końcu kasację do Sądu Najwyższego – i tu spotkała go dość niemiła niespodzianka. SN stwierdził bowiem, iż mimo nieważności klauzuli waloryzacyjnej umowę da się utrzymać jako złotową – ale oprocentowaną wg stawki LIBOR (czyli „frankowej”), znacznie niższej, niż stosowana przy kredytach złotowych stawka WIBOR. SN wyszedł z założenia, że da się określić kwotę zobowiązania – jest nią po prostu suma realnie wypłacona przez bank w złotówkach, a i sposób naliczania odsetek jest w umowie jasno określony (LIBOR). Sąd Najwyższy zwracając sprawę Sądowi Apelacyjnemu do ponownego rozpatrzenia polecił zatem, by ten wziął pod uwagę możliwość utrzymania umowy w mocy z pominięciem niedozwolonej klauzuli waloryzacyjnej, uznając jednocześnie za kwotę kredytu sumę wypłaconą w złotych. Innymi słowy, nastąpiło sądowe „odfrankowienie” kredytu – niczym w najdalej idących postulatach legislacyjnych środowisk „frankowiczów”! Rewelacja...

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół uzasadnienia. Mianowicie, umowa w ogóle nie przewidywała wypłaty kredytu we frankach szwajcarskich, ani zwrotu w tej walucie. Kwota w CHF pojawia się w całej umowie zaledwie jeden raz, co „wobec całej pozostałej treści umowy i jej załączników jest tylko niezasługującym na ochronę kamuflażem rzeczywistych intencji tego Banku”. Nie wiem, jak Państwu, ale mnie bardzo się to sformułowanie podoba: niezasługujący na ochronę kamuflaż rzeczywistych intencji banku. Spróbujmy sobie ową „intencję” zrekonstruować – czyżby chodziło o to, że bank wypłacił złotówki, a zamierzał odzyskać de facto franki – i to wg własnej tabeli kursowej, ignorującej chociażby średni kurs NBP?

Wyrok SN stanowi ewidentne pokłosie orzeczenia TSUE z 3 października. Przypomnijmy, iż padło w nim zalecenie, by w miarę możności utrzymywać umowy w mocy, jednak nie jest możliwe zastępowanie wadliwych zapisów przez sąd innymi, działającymi podobnie, generalnie zaś kluczowy powinien być interes klienta – i wszystkie te postulaty znalazły tu swoje odzwierciedlenie. Jest oczywiście otwartym pytaniem, w jakim stopniu orzeczenie SN wpłynie na szerszą linię rozstrzygnięć sądowych w tego typu sprawach – niemniej, odnotujmy niedwuznaczną sugestię, iż kredyty denominowane w istocie należałoby zrównać z kredytami indeksowanymi, uznając techniczne różnice za nie zasługujący na ochronę „kamuflaż”.

Na koniec jeszcze jedna kwestia. Jak wiemy, banki zaczęły się odgrażać, iż w przypadku sądowego unieważniania umów będą występowały z żądaniami „odszkodowań” z tytułu „bezumownego korzystania z kapitału”. Takie ostrzeżenie sformułował już Raiffeisen Bank wobec państwa Dziubaków. O stanowisku banków było głośno, więc można założyć, że SN był świadom powagi sytuacji. Czyżby więc SN swym wyrokiem chciał tu dać coś do zrozumienia? Nasuwa się przypuszczenie, że intencją tego orzeczenia jest, by sądy rozstrzygając sprawy „frankowiczów” o ile to tylko możliwe nie unieważniały umów, lecz szły właśnie w kierunku „odwalutowania”. W takiej sytuacji umowa pozostawałyby dalej w mocy, co z miejsca czyniłoby bankowe roszczenia bezzasadnymi. No i wreszcie – może Sąd Najwyższy pogroził tu bankom palcem, by przestały się wygłupiać, bo mogą się na swoim cwaniactwie zdrowo przejechać?


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Frankowa ośmiornica

Widziały gały, co udzielały?

TSUE – bat na bankierów

Frankowe przepychanki

Frankowicze kontra Skarb Państwa

Kredyty frankowe – granda i bezradność

Kurs sprawiedliwy – dla wszystkich!

Kontratak banksterów

Kontratak banksterów – c.d.

Wytarzać banksterów w smole i pierzu

Polska na banksterskiej smyczy

Walutowy hazard

Gra kredytem

Kredytowa szulernia


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Felieton opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 49 (06-12.12.2019)

3 komentarze: