środa, 8 lipca 2009

Stronnictwo Demokratyczne – antypisowska alternatywa dla lemingów.


PiS to nasz prawdziwy przeciwnik. Trzeba go zniszczyć do końca, wykończyć i zakopać. (z wypowiedzi działacza PO).

Na marginesie tekstu Kokosa26 z 4.07. „Teoria spiskowa, czyli czas na plan B” (http://www.niepoprawni.pl/blog/152/teoria-spiskowa-czyli-czas-na-plan-b) zamieściłem w charakterze swoich „trzech groszy” dwa komentarze, które chciałbym tu nieco rozwinąć, gdyż sprawa jest ciekawa, mediodajnie zaś, jak to mediodajnie, przeważnie ślizgają się po powierzchni zagadnienia.

Otóż, jak słusznie zauważył Kokos, niezły wynik wyborczy PiS-u do europarlamentu, musiał zapalić w kilku głowach czerwone lampki. Okazało się, iż mimo polityczno – medialnej nagonki trwającej co najmniej od 2005 roku, PiS-u nie udało się rozbić ani pogrzebać i to mimo kilku spektakularnych odejść (Marek Jurek, Antoni Mężydło, Paweł Zalewski, czy Ludwik Dorn). Okazało się, że Prawo i Sprawiedliwość ma swoje trwałe miejsce na scenie politycznej z poparciem utrzymującym się na poziomie dwudziestu kilku procent. Tyle rzecz jasna nie wystarczy do wygrania wyborów, ale stanowi solidną bazę do poszerzania elektoratu.

Operacja SD - cele.

Zatem, mówiąc językiem eutanazyjnym, Prawo i Sprawiedliwość "uporczywie czepia się życia". Stąd, konieczna okazała się operacja „SD – Olechowski”, nadmuchiwana uporczywie przez media, mimo śladowej na dzień dzisiejszy popularności tego staro – nowego ugrupowania. Nie pomniejszy ona wprawdzie aktualnego stanu posiadania PiS-u, gdyż trudno wyobrazić sobie by jakaś część obecnego „twardego” elektoratu PiS-u nagle przerzuciła swe sympatie na post - peerelowskiego zombie wspartego przez niedobitków z Mumii Wolności. Cele, moim zdaniem, są inne i z grubsza sprowadzają się do trzech punktów:

1) Zagospodarować część niezdecydowanych, blokując tym samym PiS-owi możliwość poszerzania elektoratu w kierunku centrum;
2) Przejąć ewentualnych niezadowolonych z rządów PO;
3) Zniweczyć szansę na reelekcję Lecha Kaczyńskiego.

Pozwolę sobie je nieco rozwinąć:

Ad 1) O ile dobrze rekonstruuję rozumowanie macherów stojących za come backiem Stronnictwa Demokratycznego, PiS należy zamknąć w dwudziestokilkuprocentowym getcie „twardego elektoratu” złożonego z „moherów” i „oszołomów”, zaś jako rzekomą alternatywę dla PO, przedstawiać się będzie „wyważone” i „cywilizowane” SD by w ten sposób objąć politycznym patronatem bezpańskich, wahających się wyborców.

Ad 2) Reaktywacja SD z tandemem Piskorski - Olechowski ma na celu zagospodarowanie „zniechęconych lemingów” tak, by nie rozmnożyły się ponad miarę. Potencjalnie zniechęcone do PO lemingi mają zagłosować na Stronnictwo. Boże broń, by swe niezadowolenie przenosiły na partie niemiłe Utrwalaczom III RP. A sygnały zwątpienia już się pojawiają, choć opornie. Z sondażu GFK Polonia dla „Rzeczpospolitej” (http://www.rp.pl/artykul/2,330724_Zmeczeni_Tuskiem_i_Palikotem.html ) wynika, iż w porównaniu z latem roku ubiegłego odsetek respondentów uważających, iż Donald Tusk pojawia się w mediach zbyt często wzrósł z 15% do 26%, zaś odsetek osób uważających, iż media zbyt przychylnie traktują obecną władzę podniósł się z 23% do 31%. To na razie oczywiście niewiele, ale trend zaczyna się rysować dość wyraźnie.

Ad 3) Prezydentura i Olechowski. Olechowski to polityczny leń, ale z dobrą "twarzą". Prezydentem, rzecz jasna nie zostanie, gdyż wyczerpująca kampania, w której kandydat musi być na chodzie 25 godzin na dobę, to coś zupełnie nie w jego stylu. Jego rola polega na uziemieniu Lecha Kaczyńskiego, by ten nie wszedł do drugiej tury. Wybory prezydenckie rządzą się nieco innymi prawami od parlamentarnych, liczy się wizerunek, emploi ponadpartyjnego "męża wszystkich Polaków" (czy jakoś tak) i tu Olechowski ma szansę z Kaczyńskim powalczyć. Przewidywany przeze mnie scenariusz kampanii prezydenckiej jest następujący - z Tuskiem łagodna polemika, z Lechem Kaczyńskim na noże. W efekcie Tusk zdobywa prezydenturę w pierwszej turze. Jeżeli Olechowski przejdzie jakimś cudem do drugiej tury, to będzie markował kampanię, spacerując po Krakowskim Przedmieściu (jak już czynił to onegdaj) i nabijając punkty Stronnictwu Demokratycznemu przed wyborami parlamentarnymi.

Czy tylko PiS ma powody do obaw?

Jeżeli wsparcie mediodajni dla SD i Olechowskiego się utrzyma, to przy posiadanym finansowym zapleczu (nieruchomości plus, powiedzmy, donacje od studentów i emerytek), SD może dostać się do Sejmu i wygryźć PSL z roli "obrotowego koalicjanta". To samo tyczy się SLD, któremu Stronnictwo Demokratyczne również moze uszczknąć co nieco elektoratu (zwłaszcza tego „twardego”, z sentymentem do komuny), a to dla postkomunistów oznaczać może stoczenie się w okolice progu wyborczego. Tak więc, na miejscu PSL-u i SLD zacząłbym się poważnie martwić.

Co dalej?

Oczywiście, w tak zwanym międzyczasie, będą trwały działania zmierzające do dezintegracji PiS-u, tak by w efekcie formacja ta zniknęła ze sceny politycznej, zaś rolę opozycji odgrywały partie o peerelowskiej proweniencji – SD, PSL, SLD. Jako uzasadnienie, przytoczę wypowiedź działacza PO, cytowaną przez Tomasza Nienaca w ostatniej „Niezależnej Gazecie Polskiej” (artykuł „Obraz nie taki czarny jak go malują”). Otóż, działacz ten, pytany, czy PiS nie jest aby partią wygodną dla establishmentu, bo skazaną na opozycyjność, dodatkowo zaś można używać jej jako straszaka, odpowiedział:

„Nie. Ryzyko takiej gry byłoby zbyt wielkie. Zawsze może się nam podwinąć noga, zawsze mogą przyjść cięższe czasy i Kaczyński wróci. Dlatego PiS to nasz prawdziwy przeciwnik. Trzeba go zniszczyć do końca, wykończyć i zakopać. Koncesjonowana opozycja powstanie dopiero potem. Chętnych, proszę mi wierzyć, nie zabraknie.”


Nic dodać, nic ująć.

Gadający Grzyb

pierwotna publikacja: http://www. niepoprawni.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz