piątek, 12 maja 2017

Ten okropny nacjonalizm...

Odnoszę wrażenie, że nasi biskupi podnosząc nacjonalistyczne „zagrożenia” strzelają w próżnię - walczą z problemem, którego nie ma.


I. Patriotyzm – nacjonalizm - szowinizm

Dokument Rady ds. Społecznych Konferencji Episkopatu Polski pt. „Chrześcijański kształt patriotyzmu” wywołał dość szeroki odzew - z tym, że raczej w środowiskach nie słynących ze zbyt żarliwego patriotyzmu, z „Gazetą Wyborczą” i okolicami na czele. Już samo to powinno dać do myślenia jego autorom, podobnie jak linia interpretacyjna środowisk lewicowych polegająca na starannym wyłuskaniu kilku fragmentów, by następnie użyć ich w charakterze bata na prawicę. Ponieważ w przeciwieństwie do wielu komentatorów ja akurat zadałem sobie trud, by ów list Episkopatu przeczytać w całości (dostępny jest na stronach KEP), mogę stwierdzić, że pod 90-95 proc. jego treści mógłby się podpisać każdy polski patriota. Łyżką dziegciu jest właśnie owe kilka procent z lubością eksploatowane przez akolitów sekty z Czerskiej, kiedy to biskupi zaczynają mówić o nacjonalizmie, przeciwstawiając go patriotyzmowi.

Otóż owo przeciwstawienie jest z gruntu fałszywe i wynika z pomieszania pojęć. Bardzo ładnie ujął to ks. Roman Kneblewski (swoją drogą, jeden z ulubionych celów nagonek „Wyborczej”) mówiąc, iż patriotyzm jest umiłowaniem ojczyzny, zaś nacjonalizm – umiłowaniem swojego narodu. Są to zatem dwie uzupełniające się cnoty, zasadzające się na chrześcijańskiej miłości. Czym innym jest natomiast szowinizm – czyli nienawiść do innych narodów i dążenie do ich zniszczenia, tak by zwiększyć tym samym „szanse życiowe” własnej nacji. Szowinizm w oczywisty sposób jest ideologią z piekła rodem, czego zresztą doświadczyliśmy na własnej skórze. Tymczasem polscy hierarchowie zdają się uporczywie nie dostrzegać tego elementarnego rozróżnienia, utożsamiając nacjonalizm z szowinizmem właśnie. Najdalej swojego czasu posunął się ks. prymas Wojciech Polak nazywając nacjonalizm „herezją”. I tym tropem poszli biskupi w omawianym tu piśmie, dając lewactwu powód do nieskrywanej satysfakcji.


II. Salwy w próżnię

Pierwszy błąd polega na zrównaniu destrukcyjnego, egoistycznego indywidualizmu prowadzącego do atomizacji społeczeństwa z nacjonalizmem rozumianym jako narodowy egoizm, zamykający się jakoby na inne wspólnoty. Nic z tych rzeczy – nacjonalizm bowiem w pełni wpisuje się w „ordo caritatis”, czyli porządek miłosierdzia. W analizowanym tu kontekście oznacza on tyle, że najpierw naszym obowiązkiem jest zadbanie o własny naród, jego dobro i pomyślność, a dopiero w dalszej kolejności o inne narody, jeśli te akurat potrzebują naszej pomocy. W takiej postawie nie ma nic niechrześcijańskiego.

Drugi błąd zawiera się w stwierdzeniu: „za niedopuszczalne i bałwochwalcze uznać należy wszelkie próby podnoszenia własnego narodu do rangi absolutu, czy też szukanie chrześcijańskiego uzasadnienia dla szerzenia narodowych konfliktów i waśni”. Pełna zgoda, z jednym zastrzeżeniem – to „podnoszenie do rangi absolutu” (czyli stawianie narodu w miejsce Boga) nigdy nie było cechą polskiego nacjonalizmu. Przeciwnie, polski nacjonalizm historycznie zawsze był wierny Kościołowi. Nawet Dmowski, który przez większość życia był osobą indyferentną religijnie, doceniał wagę katolicyzmu i jego rolę cywilizacyjną w kształtowaniu narodowego bytu. Natomiast z „deifikacją” narodu mieliśmy do czynienia w nazistowskich Niemczech, co przejawiało się m.in. w promowaniu „prawdziwie narodowych” starogermańskich kultów. Zatem na dobrą sprawę można by przewrotnie przyjąć, iż omawiany cytat jest pryncypialną krytyką niemieckiego szowinizmu - bardzo zresztą słuszną i na czasie, bo faktycznie Niemcy ostatnio rozpychają się w Europie i starają się przekształcić Unię Europejską w IV Rzeszę. Dodajmy – antychrześcijańską i nihilistyczną.

Poważniejąc – owszem, przedstawianie narodu jako najwyższego absolutu to bluźnierstwo i herezja. Tyle, że polscy narodowcy (może poza skrajnym marginesem) niczego podobnego nie robią.

Nieco dalej autorzy dokumentu powołują się na wystąpienie Św. Jana Pawła II na forum ONZ w 1995r., w którym stwierdził, iż „należy ukazać zasadniczą różnicę, jaka istnieje między szaleńczym nacjonalizmem, głoszącym pogardę dla innych narodów i kultur, a patriotyzmem, który jest godziwą miłością do własnej ojczyzny”. Ów „szaleńczy nacjonalizm” to nic innego, jak wspomniany wyżej szowinizm. Różnicę między nacjonalizmem a szowinizmem już sobie wyjaśniliśmy.

W kolejnej części dokumentu hierarchowie podnoszą otwarty i inkluzywny charakter polskiego patriotyzmu, zwracając uwagę, iż Polsce przez stulecia dobrze służyli mieszkający tu przedstawiciele innych narodowości i wyznań. I znów – przecież polscy narodowcy wcale się od tej spuścizny nie odżegnują. Gdy jacyś wandale/prowokatorzy zbezcześcili tatarski meczet i cmentarz w Kruszynianach, spotkało się to z jednoznacznym potępieniem Ruchu Narodowego i ONR-u („Nie znajdujemy słów na potępienie tych skandalicznych uczynków skierowanych przeciwko polskim Tatarom, których historia tak ściśle związała z naszą wspólną Ojczyzną, że stali się integralną częścią Narodu Polskiego”). Podobnie rzecz się miała w przypadku dewastacji meczetu w Poznaniu, na co stanowczo zareagowała Młodzież Wszechpolska („Sprzeciwiamy się prymitywnemu szowinizmowi, wymierzonemu tym razem przeciwko środowisku muzułmanów w Poznaniu”). Inna sprawa, że wielokulturowa Rzeczpospolita była pokłosiem unii z Wielkim Księstwem Litewskim – organizmem powstałym w określonych warunkach historycznych. Notabene, górne warstwy społeczne Wielkiego Księstwa w naturalny sposób uległy szybkiej polonizacji, bo ówczesna Polska stanowiła dla nich atrakcyjny model cywilizacyjno-kulturowy. Obecnie, gdy nie ze swojej winy staliśmy się państwem monoetnicznym, robienie u nas na siłę jakiegoś kulturowego tygla byłoby zabiegiem sztucznym, z dziedziny inżynierii społecznej. Czym to skutkuje, widzimy na przykładzie Zachodu.


III. Oręż dla lewaków

Generalnie, odnoszę wrażenie, że nasi biskupi podnosząc nacjonalistyczne „zagrożenia” strzelają w próżnię - walczą z problemem, którego nie ma. Wygląda to tak, jakby Episkopat doznał zbiorowej pomroczności jasnej i recenzował rzeczywistość istniejącą wyłącznie na łamach „Wyborczej” i podobnych mediów. Nic więc dziwnego, że właśnie stamtąd dobiegły najgłośniejsze odgłosy dzikiej radochy – bo też lewacy dostali do ręki wymarzoną pałę do walenia po głowach swoich polityczno-ideowych przeciwników. Już teraz na bazie dokumentu padają nawoływania do przyjmowania „nachodźców”. Zarazem list KEP niejako stawia poza marginesem środowiska narodowe, wpychając je tym samym w objęcia różnych samozwańczych kaznodziejów. Dokument będzie dla michnikowszczyzny znakomitym narzędziem w zwalczaniu sympatyzujących z narodowcami kapłanów, których „Wyborcza” ma nieustannie na celowniku i nie ustaje w płodzeniu donosów do ich kościelnych zwierzchników - tak zniszczono Międlara (skutecznie) i próbowano zniszczyć ks. Kneblewskiego (póki co, nieskutecznie). Teraz ten proceder wywierania presji na kościelnych organach jeszcze się wzmoże - i za każdym razem donos będzie połączony z wymachiwaniem tym nieszczęsnym pismem.

Podam kilka przykładów reakcji ze stron „GW”. Postępowy ks. Alfred Wierzbicki postuluje, by Episkopat poszedł za ciosem i opublikował list o naszej obecności w UE i „europejskim patriotyzmie”. Przepraszam - czy chodzi o tę Unię, która nie chce słyszeć o chrześcijańskich korzeniach Europy i odcina się tym samym od własnych ojców-założycieli - niemieckich i francuskich chadeków? Przypomnę, działających w czasach, kiedy termin „chrześcijańska demokracja” faktycznie coś oznaczał.

Gazetowyborczy „pan od religii” Wilgocki Michał z kolei gardłuje o burdzie w Ełku pod kebabem oraz spalonej we Wrocławiu kukle Żyda - i jak bardzo w związku z tym ów list jest potrzebny. Tą kukłą będą nas straszyli, mam wrażenie, do końca świata. Rację miał Robert Winnicki stwierdzając, że ten wybryk dał paliwo „Gazecie Wyborczej” na najbliższe 10 lat - i tym bardziej utwierdza mnie to w przekonaniu, że ten cały Rybak był nasłanym prowokatorem pokroju słynnego „Andrzeja spod krzyża”.

Natomiast Zuzanna Radzik idzie dalej i sarka, że dokument jest za mało konkretny, że biskupi stanęli bezpiecznie z boku i nie napiętnowali konkretnych przypadków nacjonalizmu. Słowem, daj palec, wezmą rękę. I ta ręka będzie szarpana, nie miejmy złudzeń. Takie będą efekty listu biskupów – niezależnie od ich intencji. Już teraz widać w jakim kierunku pójdzie medialna interpretacja i do czego będzie służyła lewackim ośrodkom propagandowym.

Szczerze mówiąc, aż głupio mi zwracać uwagę na takie – zdawałoby się – oczywistości. Nie sposób jednak pozostawić dokumentu KEP bez komentarza w sytuacji, gdy funkcję recenzenta Kościoła zarezerwowała dla siebie michnikowszczyzna, która korzysta z tego samozwańczego przywileju pełnymi garściami – jak widać, skutecznie. Z tonu wypowiedzi czerskich jednoznacznie wynika, iż list KEP potraktowali jako swój sukces - trudno się więc dziwić, ich ekstatycznej drżączce. Lada chwila zaczną mówić językami...


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 19 (10-16.05.2017)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz