piątek, 26 maja 2017

Głos prawdy o Ukrainie

Miło jest obserwować stopniowy powrót do przytomności naszej dotąd bezkrytycznie proukraińskiej prawicy.


I. Asymetria relacji

Cieszy, że tezy i diagnozy formułowane konsekwentnie na łamach „Polski Niepodległej” (w tym, dodam nieskromnie, przez niżej podpisanego) odnośnie stosunków polsko-ukraińskich zaczęły przebijać się do prawicowego mainstreamu. Otóż niedawno Reduta Dobrego Imienia wystosowała oświadczenie dotyczące wspomnianej tematyki w którym daje wyraz swojemu zaniepokojeniu rysującymi się od dłuższego czasu tendencjami w polityce tożsamościowej i historycznej naszego sąsiada. Dokument został skierowany m.in. do Kancelarii Prezydenta, Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz MSWiA. Ponieważ póki co żaden Marcin Rey, tudzież inni domorośli tropiciele „ruskich agentów” nie zapisali Reduty, ani jej fundatorów do „V kolumny Putina” (byłoby to dość karkołomne, zważywszy, że w RDI są Maciej Świrski, Józef Orzeł, prof. Andrzej Nowak, Jan Pietrzak, Tadeusz Płużański i Marcin Wolski), to istnieje szansa, że ich głos zostanie potraktowany z należytą powagą przez PiS-owski establishment.

Przede wszystkim, wreszcie otwartym tekstem pada konstatacja – dla nas oczywista – o niechęci Ukraińców do skonfrontowania się z prawdą o Rzezi Wołyńskiej. Tych „wreszcie” jest zresztą dużo więcej – chociażby, w końcu podkreślono zdumiewającą asymetrię wzajemnych relacji. Z jednej strony Polska od lat konsekwentnie i bezwarunkowo udziela Ukrainie poparcia w jej walce o wyrwanie się z rosyjskiej strefy wpływów. Basujemy europejskim aspiracjom Kijowa, wspieramy naszych sąsiadów politycznie, logistycznie, finansowo, otwieramy granice dla ukraińskich emigrantów zarobkowych i studentów – nie zgłaszając przy tym żadnych roszczeń rewindykacyjnych, choć na dobrą sprawę mielibyśmy do tego pełne prawo. Z drugiej strony, ukraińskie władze (a nie, jak czasem próbuje się to przedstawiać, marginalne grupki radykałów) oficjalnie biorą udział w fałszowaniu historii, gloryfikują zbrodnicze formacje OUN-UPA, odmawiają upamiętnienia ofiar – krótko mówiąc, prowadzą politykę otwarcie antypolską i szowinistyczną, budując nową narodową tożsamość w oparciu o kompletnie zakłamany „mit założycielski” spod znaku „herojam sława!”.


II. Szantaż emocjonalny

Autorzy „Oświadczenia” zwracają przy tym uwagę na jeszcze jeden aspekt wzajemnych stosunków – mianowicie, każdy antypolski eksces w rodzaju niszczenia pomników, czy ataków na nasze placówki dyplomatyczne tłumaczy się – bez próby analizy – rosyjskimi prowokacjami. Owszem, nie jest wykluczone, że w bardaku jaki panuje obecnie na Ukrainie ruska agentura może sobie swobodnie hulać i np. ostrzelać z granatnika polski konsulat. Problem w tym, że równie dobrze za atakami mogą stać ukraińscy nacjonaliści, nie potrzebujący dodatkowej, zagranicznej motywacji. Wystarczy im podżegający przekaz produkowany konsekwentnie przez ukraiński IPN pod przewodnictwem Wołodymyra Wjatrowycza. Jednakowoż, tak strona ukraińska, jak i nasi zwolennicy bezwarunkowego „pojednania”, nie weryfikując faktów z miejsca przypisują odpowiedzialność rosyjskiej dywersji. Osobiście wolałbym, żeby ukraińskie służby schwytały przynajmniej jednego takiego „ruskiego prowokatora” i pokazały go nam – choćby po to, aby się uwiarygodnić. Tymczasem sprawcy – co podkreślone jest w omawianym dokumencie - pozostają nieuchwytni. Od siebie dodam, że każdorazowe zwalanie winy na zasadzie „cui prodest” na putinowskich „ludzików” coraz bardziej przypomina uporczywe zaklinanie rzeczywistości – najprawdopodobniej powodowane lękiem zaklinających, że realia mogą drastycznie rozmijać się z ich oczekiwaniami.

W oświadczeniu czytamy: „Co więcej, każdemu, kto zadaje pytania o skalę odradzającego się nacjonalizmu ukraińskiego i realizm we wzajemnych relacjach polsko–ukraińskich knebluje się usta oskarżeniem o działalność agenturalną i przypięciem łatki przynależności do V kolumny Putina. Stajemy się w ten sposób zakładnikami szantażu emocjonalnego”. Nic dodać, nic ująć. Dobrze, że wreszcie zostało to powiedziane przez kogoś, komu nie da się łatwo przykleić etykietki „oszołoma”, bo to służy sprawie.


III. Jałowy „dialog”

W dalszej części RDI podnosi problem jałowości – a wręcz przeciwskuteczności - „dialogu” między polskimi a ukraińskimi historykami. Efekt bowiem jest taki, że owa debata służy jedynie uwiarygodnieniu wrogiej nam historycznej propagandy, negującej bądź co najmniej relatywizującej zbrodnie OUN-UPA. Nadmieńmy – przy całkowitej impregnacji strony ukraińskiej na polskie postulaty. Czym to się kończy, obrazuje dołączony do „Oświadczenia” obszerny aneks demaskujący manipulacje zawarte w artykule autorstwa Serhija Rabienki „Co się stało w Parośli? Kto przyniósł śmierć do polskiej kolonii na Wołyniu”, który ukazał się w „Ukraińskiej Prawdzie” 4 lutego 2017. Osią tego jawnie negacjonistycznego tekstu jest próba „udowodnienia”, że za zbrodnią na polskiej ludności nie stało UPA, tylko „nie wiadomo kto”, a przychylnie komentował go nie kto inny, jak dobrze nam znany Wołodymyr Wjatrowycz.

Trudno zaprzeczyć, że w takiej atmosferze żadnego „dialogu” toczyć się zwyczajnie nie da – toteż, jak zauważają autorzy, mamy w istocie monolog obwarowany emocjonalnym szantażem („bo Ukraina walczy z Rosją”). Jak zdarzyło mi się zauważyć we wcześniejszych „ukraińskich” artykułach, Kijów nauczył się na owym szantażu znakomicie grać, używając go do paraliżowania strony polskiej i wymuszania ustępstw lub przynajmniej milczenia w „drażliwych” sprawach.

W dokumencie padają trzy fundamentalne pytania, które należy koniecznie odnotować:

- Czy relacje Polski z Ukrainą bez względu na okoliczności powinna determinować decyzja o pomocy dla walczącej Ukrainy, która wiąże siły rosyjskie z dala od polskich granic?;

- Czy poparcie dla Ukrainy ma się odbywać bez względu na nacjonalizm ukraiński?; - Czy należy to robić ze świadomością, że ok. 2 mln Ukraińców znających jedynie przekaz o kulcie Bandery przebywa na terytorium Polski, że są oni coraz lepiej zorganizowani, a perspektywa napływu kolejnej fali emigracji jest, jak się wydaje, jedynie kwestią czasu?”.


IV. 5 milionów Ukraińców w Polsce

I nad tą ostatnią sprawą, jak sądzę, warto się na chwilę zatrzymać. Nie wiem, jaki szatan podszepnął naszym decydentom pomysł, by otworzyć Polskę na ukraińskich imigrantów (to znaczy, domyślam się – lobby pracodawców ze znaczącym udziałem Cezarego Kaźmierczaka przy wsparciu min. Morawieckiego), ale konsekwencje mogą być potencjalnie równie groźne, jak przyjęcie muzułmańskich „nachodźców”.

Mamy tu kilka warstw. Po pierwsze, masowa migracja pracowników ze wschodu skutkuje zamrożeniem płac w wielu sektorach gospodarki. To zaś powoduje petryfikację patologii polskiego rynku pracy oraz zakonserwowanie modelu od którego mieliśmy ponoć odchodzić – czyli wzrostu gospodarczego opartego na taniej sile roboczej. Kolejną konsekwencją jest to, że polska emigracja zarobkowa z ostatnich lat nie ma do czego wracać; więcej – wciąż wielu Polaków pragnie emigrować, bowiem dawne relacje pracy wedle schematu „na twoje miejsce jest 10 chętnych” zmieniły się tylko o tyle, że teraz pracodawca mówi: „na twoje miejsce jest 10 Ukraińców”. W rezultacie, grozi nam stopniowa podmiana zamieszkującej Polskę populacji – w miejsce tych, którzy wyjechali pojawią się Ukraińcy, którzy – nie łudźmy się – zostaną tu tak samo, jak na stałe zostali np. Polacy w Wlk. Brytanii. Czy chcemy za kilka lat ocknąć się z kilkumilionową ukraińską mniejszością ukształtowaną w duchu banderyzmu? A dodam, że przyjeżdżają do nas głównie Ukraińcy z zachodniej części kraju, gdzie szowinistyczna propaganda jest najsilniejsza.

Szef Związku Pracodawców Polskich, Cezary Kaźmierczak, domaga się, byśmy do 2025 r. sprowadzili 5 mln. Ukraińców. Mogę na to odpowiedzieć tylko jedno. Ulegając takim żądaniom wynikającym z partykularnego interesu grupki przedsiębiorców (bo też nie wszystkich, o czym trzeba pamiętać), rząd sprowadza na Polskę poważne zagrożenie. Długofalowo jest to uderzenie w fundamenty bezpieczeństwa wewnętrznego Polski. Na dobrą sprawę, należałoby osobom i podmiotom lobbującym za sprowadzaniem do Polski Ukraińców wytoczyć solidne procesy karne za świadome i celowe sprowadzanie zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego. Każdy, kto głosi konieczność przyjęcia wielomilionowej rzeszy Ukraińców, zachowuje się jak zdrajca - w nie mniejszym stopniu od tych, którzy chcieliby przyjmowania muzułmańskich migrantów.


*

Wracając do głównego wątku - podczas lektury pisma Reduty Dobrego Imienia towarzyszyło mi uczucie deja vu – zupełnie jakbym czytał podsumowanie tego, co ja oraz Koleżanki i Koledzy z łamów „Polski Niepodległej” pisaliśmy na przestrzeni ostatnich lat. Może otwarte powołanie się na nasz tygodnik byłoby jednak zbyt „niepoprawne” lub obciążające dla autorów dokumentu? A może sami doszli do analogicznych wniosków? Jak by nie było, miło jest obserwować kruszące się mury twierdzy dogmatycznych zwolenników mitologii politycznej Giedroycia i stopniowy powrót do przytomności naszej, dotąd bezkrytycznie proukraińskiej, prawicy.


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 21 (24-30.05.2017)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz