niedziela, 11 marca 2018

Powtórka z „emerytur pod palmami”?

Zaczynamy płacić cenę za model pseudo-rozwoju spod znaku „Polska montownią Europy”, opierającego się na konkurowaniu niskimi kosztami pracy.

Wielkimi krokami zbliża się kolejna rewolucja emerytalna, czyli wprowadzenie Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK). Obecnie stosowna ustawa jest na etapie konsultacji, zaś wg planów rządowych od 2019 r. ma stopniowo wchodzić w życie - począwszy od największych pracodawców, a skończywszy na najmniejszych firmach i jednostkach sektora finansów publicznych, mających dołączyć do programu w połowie 2020 r. Ogółem zapisanych do PPK zostanie ponad 11 mln. pracowników, przy czym szacuje się, iż finalnie zostanie na stałe co najmniej 75 proc. zapisanych (8,5 mln. osób). Od momentu rozpoczęcia funkcjonowania programu z wypłaty pracownika będzie pobierane 2 proc. liczone od pensji brutto, z kolei pracodawca dołoży od siebie 1,5 proc. kwoty wynagrodzenia. Do powyższego dojdzie dofinansowanie z Funduszu Pracy – 250 zł. na start i 240 zł. każdego kolejnego roku. Składki będzie można zwiększyć – pracownik o kolejne 2 proc., a pracodawca o 2,5 proc. Planami zostaną objęte automatycznie osoby od 19 do 55 roku życia, pozostałe będą mogły przystąpić dobrowolnie. Środki mają być w pełni prywatne i dziedziczone, zaś zarządzające nimi Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych będą je inwestować w zależności od wieku pracownika – najpierw bardziej ryzykownie, w akcje, następnie coraz bardziej zachowawczo – np. w obligacje. Wg wyliczeń Ministerstwa Finansów zakładających realną stopę zwrotu z inwestycji na poziomie 3,5 proc. i wzrost wynagrodzeń co roku o 2,8 proc., po 40 latach oszczędzania pracownik zarabiający 4,5 tys. zł. brutto będzie miał na swoim koncie 288 tys. zł. Początkowo z programu będzie można się wypisać poprzez złożenie odpowiedniego oświadczenia – lecz tylko na okres dwóch lat. Po tym czasie pracownik znów zostanie automatycznie zapisany – i jeśli ponownie się nie wypisze, zostanie w PPK na stałe. Całkowity koszt obsługi rachunku klienta przez TFI nie może przekroczyć 0,6 proc. zgromadzonych środków.

Brzmi pięknie i faktem jest, że z obecną sytuacją emerytalną należało coś zrobić, po tym, jak wprowadzone w ramach reformy rządu Buzka (pod naciskiem Banku Światowego) OFE okazały się, mówiąc wprost, przekrętem, zarabiającym pieniądze dla wszystkich, tylko nie dla „ubezpieczonego”. Prócz tego, „sprywatyzowanie” pokaźnej części składek doprowadziło do rosnącej dziury finansowej w ZUS, będąc w konsekwencji jednym z głównych motorów napędowych rosnącego długu publicznego. Prof. Leokadia Oręziak ocenia, że w latach 1999-2013 konieczność refundowania ubytków w ZUS odpowiadała za połowę przyrostu długu publicznego w tym okresie (łącznie ok. 330 mld. zł.). Na powyższe nałożyło się galopujące „uśmieciowienie” rynku pracy i niskie zarobki, powodujące, że znaczna część pracowników przez całe lata albo wcale nie odprowadzała składek, albo w minimalnej wysokości. Wymienione czynniki plus odejście od modelu zdefiniowanego świadczenia na rzecz systemu zdefiniowanej składki, powiązane z malejącą stopą zastąpienia doprowadziło do kuriozum w rodzaju „emerytury” w wysokości... 45 groszy. ZUS podaje, iż obecnie 166,6 tys. osób otrzymuje emerytury poniżej minimalnej – i liczba takich bieda-emerytów szybko rośnie. Dzieje się tak z prostego powodu – ludzie, którzy w ramach „elastycznego” rynku pracy przepracowali znaczną część kariery zawodowej na nisko płatnych „śmieciówkach” zwyczajnie nie mieli z czego zebrać odpowiedniego kapitału. Takich osób mamy najwięcej w Unii Europejskiej.

Zaczynamy więc płacić cenę za model pseudo-rozwoju spod znaku „Polska montownią Europy”, opierającego się na konkurowaniu niskimi kosztami pracy – i ten problem będzie narastał w miarę osiągania wieku emerytalnego przez kolejne roczniki, które większość stażu pracy zaliczyły po reformie z 1999 r. A kiedy przyjdzie do osób, które weszły na rynek pracy po 1999 r., czeka nas po prostu fala nędzy. Wymowny jest przykład Chile, które było wzorem dla naszych „reformatorów”. Ponieważ tam podobny model wprowadzono odpowiednio wcześniej (w 1981 r.), to emerytalna tragedia już nastąpiła – prywatne fundusze, którym oddano w zarząd składki, nie są w stanie wypracować nawet minimalnych emerytur i państwo musiało uruchomić specjalny system dopłat, krajem zaś wstrząsają regularnie milionowe protesty „uszczęśliwionych” obywateli.

Lekarstwem na powyższe ma być wspomniana na wstępie reforma Morawieckiego, będąca de facto przymusowym wprowadzeniem III filaru. I tu pojawia się kilka wątpliwości –dlaczego po prostu nie skasować niewydolnego i generującego wielkie koszta systemu opartego na podziale składek? Po drugie, jakie kokosy można odłożyć przy dominancie zarobków 2074,03 zł brutto (1511,61 zł netto)? Po trzecie, przez rynki finansowe na których będą inwestowane składki systematycznie przejeżdża „kosiarka” ścinająca wartość aktywów. Na jakiej podstawie rząd zakłada, że w ciągu najbliższych 40 lat nie nastąpi kilka krachów w rodzaju tego z 2008? Słowem, czy nie czeka nas powtórka z pamiętnych obiecanek „emerytur pod palmami”?

CDN.


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Felieton opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 10 (09-15.03.2018)

1 komentarz:

  1. Jeśli chodzi o finanse i takie rozwiązania jak PPK to polecam wam zajrzeć i poczytać tutaj https://www.ca-staff.eu. Na pewno znajdziecie tutaj sporo ciekawych oraz wartych uwagi informacji na ten temat

    OdpowiedzUsuń