czwartek, 26 września 2019

Ostatnia misja Kukiza

Ostatnia misja Kukiza Czy „antysystemowiec” zatopi PSL?

I. „Tonący brzydko się chwyta”

Wieki temu (a konkretnie, w 2015 r.) poświęciłem Pawłowi Kukizowi w siostrzanej „Polsce Niepodległej” aż trzy teksty: „Kukiz – polityk niepolityczny”, „Kukiz, Kukiz, co z ciebie wyrośnie?” oraz „Kukiz, Kukiz, co z ciebie wyrosło?”. Dziś, po czterech latach, korzystam z okazji jaką jest kampania wyborcza, by dopełnić ten cykl - bo wszystko wskazuje na to, że po 13 października zwyczajnie nie będzie już sensu i potrzeby, żeby zajmować się tym (barwnym skądinąd) politycznym meteorem. Nawet jeśli Kukiz wejdzie do Sejmu (czego mu nie życzę, choć nie tyle ze względu na niego, co na „koalicjanta”), nie odegra już w nim żadnej roli, stając się coraz bardziej groteskowym „pyskaczem”, przedłużając co najwyżej o jedną kadencję swą polityczną agonię. Szkoda, bo jego obecność była do pewnego momentu powiewem świeżości – również ze względu na grono ciekawych osób, które wraz z nim weszły do parlamentu. Dziś natomiast, po nieszczęsnym aliansie z PSL, może stanowić żywą ilustrację bon-motu Antoniego Słonimskiego: „tonący brzydko się chwyta”.

Na czym przejechał się Paweł Kukiz? Nawet nie na pustce programowej. Takiemu ruchowi program zwyczajnie nie był potrzebny, ludzie głosowali na Kukiz'15 głównie na złość dotychczasowym elitom, trochę na zasadzie Cejrowskiego i jego słynnego „wszyscy won!”. Nawet sztandarowy postulat jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW) był głównie hasłem samego Kukiza i może kilku jego najbliższych współpracowników, a nie całego, nader eklektycznego ugrupowania. Zresztą, jak pokazało archiwalne nagranie z 2015 r. ujawnione niedawno przez internetową telewizję „Takt.tv”, sam Kukiz do swojego postulatu miał dość cyniczny, utylitarny stosunek – skoro „żre”, to trzeba je „pompować”. Gdyby, wedle jego słów, chwyciło hasło „zielona gruszka dla każdego Polaka”, to również i z takim sloganem należałoby pójść do wyborów. Wszystko po to, by po wyborczym sukcesie móc „niszczyć system”.


II. Fiasko „anty-partyjności”

Podstawowy błąd Kukiza polegał na tym, że chciał być „politykiem niepolitycznym” - „antysystemowcem” rozwalającym „partiokrację” na czele amorficznego ruchu bez normalnych, organizacyjnych struktur. Liderem i gwiazdą na czele pospolitego ruszenia swoich politycznych „fanów”. Dały tu o sobie znać narowy estradowej primadonny, których nie wyzbył się do samego końca. Coś, co na pewnym etapie grało na jego korzyść (obycie sceniczne, dobre łapanie kontaktu z odbiorcami), stało się kulą u nogi, gdy na jaw zaczęła wychodzić ciemniejsza strona „gwiazdorzenia” - niestabilność emocjonalna, strzelanie „fochów”, choleryczne usposobienie, impulsywność i generalny brak samokontroli przeplatany zapędami quasi-dykatatorskimi niczym u frontmana rockowej kapeli, który po uważaniu może wyrzucać ze składu członków zespołu... albo odejść samemu bez oglądania się za siebie (vide – przypadek zespołu „Piersi”). Chyba do tej pory nie zrozumiał, że organizacją polityczną na dłuższą metę nie sposób tak zarządzać. To, co uchodzi muzykowi rockowemu, a nawet stanowi w jakiejś mierze o jego wizerunkowej oryginalności, dla polityka jest zabójcze.

Gwoździem do trumny stało się jednak uporczywe trwanie przy formule „anty-partyjności”. Okazało się, że tak się nie da. System polityczny w Polsce jest bowiem nie tyle „zabetonowany” w sensie niedopuszczania do głosu nowych inicjatyw, ile „nieprzemakalny” dla amatorów, „oddolnych” ruchów odrzucających pewne podstawowe reguły gry. Formuła zaproponowana przez Kukiz'15 - „spontanicznego”, antyestablishmentowego zrywu - była dobra dla politycznego start-upu. Sprawdziła się w kampanii prezydenckiej, w której Paweł Kukiz osiągnął imponujące 20,8 proc. głosów. Ale już w wyborach parlamentarnych ta sama metoda przyniosła raptem 8,8 proc. Dał o sobie znać brak struktur, przetasowania w otoczeniu lidera, wreszcie – potępieńcze swary przy układaniu list wyborczych, kiedy to w lokalnych komitetach różne frakcje wycinały się nawzajem bez pardonu. Normą była sytuacja, gdy kandydat wychodził z „przesłuchania kwalifikacyjnego” przeświadczony, że został wpisany na listę, by nazajutrz dowiedzieć się, że go skreślono, bo w międzyczasie do układania list dorwała się inna grupa kolesiów. Nominalny lider kompletnie nie panował nad tym radosnym „chaosem twórczym”. Efektem była równie chaotyczna kampania i wynik ponad dwukrotnie niższy od indywidualnego osiągnięcia Kukiza z kampanii prezydenckiej.

Ten zimny prysznic nie dał niestety Kukizowi do myślenia. Po wejściu do Sejmu kontynuował anarchiczny styl zarządzania, miotając się od sasa do lasa. Tymczasem, twarda rzeczywistość mówi, że aby polityczna inicjatywa nie okazała się efemerydą, należy po prostu założyć partię. Tak właśnie – partię i nic innego. Żadne stowarzyszenie, żaden „ruch społeczny” nie ma w dłuższej perspektywie racji bytu. Trzeba założyć partię, zbudować struktury, normalną hierarchię organizacyjną i tyrać w terenie. Demokracja? Jasne, można organizować chociażby wewnętrzne głosowania wyłaniające np. kandydatów startujących w kolejnych wyborach – ale to wszystko musi się odbywać w proceduralnych, statutowych ramach. No i nade wszystko – należy wziąć przynależne partiom (i tylko partiom) państwowe dotacje, dające finansowy oddech. Bez tego jakakolwiek inicjatywa skazana jest z góry na niepowodzenie, o czym świadczy żałosny koniec „Nowoczesnej”, która wskutek nieudolności swojego skarbnika została pozbawiona budżetowych pieniędzy.


III. Lot kamikaze

Paweł Kukiz przez cztery lata nie przyjmował tych oczywistych zasad do wiadomości, uporczywie trwając przy swoim. Dzwonkiem ostrzegawczym nie stały się nawet wybory samorządowe w których Kukiz'15 sromotnie przepadł. Można wręcz odnieść wrażenie, że pasowała mu rola nieformalnego „dyktatora” „społecznego ruchu”. Konsekwencje znamy – im bliżej było końca kadencji, tym bardziej klub parlamentarny i cała formacja rozłaziły mu się w rękach. Podejmowane zaś w ostatniej chwili rozpaczliwe negocjacje skończyły się... wciągnięciem niedobitków niegdysiejszych „antysystemowców” na listy ultrasystemowego PSL, dopełniając tym samym miary upadku zarówno ugrupowania, jak i samego lidera. W tym kontekście, wpisanie do „umowy koalicyjnej” wyświechtanego postulatu JOW-ów jest już tylko rechotem historii. Jasne, PSL się zgodził – bo czemu nie? Można wpisać wszystko, nawet te „zielone gruszki”, papier jest cierpliwy.

No właśnie – PSL. Partia, która po 1989 r. czterokrotnie współrządziła Polską. Dwukrotnie w koalicji z SLD i dwukrotnie w koalicji z PO. Żadne inne ugrupowanie w ciągu minionych 30 lat nie może pochwalić się takim wynikiem. Partia, która przyłożyła rękę chyba do wszystkich możliwych patologii polskiego życia publicznego – począwszy od plagi kolesiostwa, nepotyzmu i korupcji, a skończywszy na surowcowo-agenturalnym uzależnieniu od Rosji. Partia do tej pory niezatapialna. Języczek u wagi kolejnych politycznych układów i konfiguracji. Ona ma dać „antysystemowemu” Kukizowi drugie życie – bo lider, „chwytając się brzydko” tej deski ratunku chyba zakumał realia na tyle, by zdać sobie sprawę, że po swej politycznej przygodzie bezpowrotnie „stracił dziewictwo” i nie ma już powrotu do show-businessu, ludzie go już zwyczajnie „nie kupią”. Musi więc brać co dają, by załapać się na jeszcze jedną kadencję – słowem, desperacja.

Ale ma zarazem do odegrania jeszcze jedną, znaczącą rolę – choć wbrew sobie. Otóż jego kandydatura może stać się dla również miotającego się od ściany do ściany i pogrążonego w tożsamościowym kryzysie PSL-u kamieniem młyńskim, który pociągnie to arcyszkodliwe ugrupowanie na dno. I to jest ostatnia, „samobójcza” misja Pawła Kukiza – politycznego „kamikaze”. Swoją drogą, amerykańscy żołnierze na Pacyfiku określali kamikaze japońskim słowem „baka” - „głupek”. I takim „głupkiem”, ale pożytecznym, który zatopi PSL, może stać się Kukiz. Tak więc, panie Pawle, czarka sake dla animuszu – i do dzieła!


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Kukiz – polityk niepolityczny

Kukiz, Kukiz, co z ciebie wyrośnie?

Kukiz, Kukiz, co z ciebie wyrosło?


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 34 (23-29.08.2019)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz