niedziela, 11 stycznia 2009

Klaus vs eurosaloniarze.

Vaclav Klaus 1

Vaclav Klaus jest jednym z nielicznych współczesnych polityków autentycznych - tzn. z kręgosłupem prawdziwych poglądów, a także wizją czeskiej i europejskiej racji stanu. Potrafi jasno i bez ogródek dawać publicznie wyraz swym przekonaniom, oraz podejmować zdecydowane działania w imię ich realizacji. Na tle ugrzecznionych „poprawnościowych” polityków karmiących nas od świtu do zmierzchu drętwą euro – gadką, wyrasta na prawdziwego męża stanu o formacie intelektualnym i horyzontach niedostępnych dla stada zaludniającego brukselskie i strasburskie korytarze, gdzie mdłe banały i pseudodemokratyczne slogany urosły do rangi prawd objawionych konstytuujących obowiązujący kanon myślenia. Vaclav Klaus w i e jakie ma poglądy w kwestii modelu europejskie integracji, czy religii ekologizmu, co wywołuje nieustanną cichą furię wśród tych, co przywykli uważać, że tylko oni są w prawie decydować o kierunku w którym powinien podążać nasz kontynent.

O tym jak gargantuiczne rozmiary przybrała ich pycha i jak dalece czują się władni przywoływać do porządku wszelkich odstępców od jedynie słusznej linii, nie licząc się z nikim i niczym, świadczy opublikowany na stronach „Frondy” zapis rozmowy prezydenta Czech z delegacją prominentnych eurosaloniarzy (Hans Gert Pöttering, Martin Schulz, Graham Watson, Daniel Cohn-Bendit, Brian Crowley, Francis Wurz, Hanne Dahl). (http://fronda.pl/news/czytaj/skandal_w_pradze) Czytałem to i oczy robiły mi się kwadratowe. Gejzery chamstwa i arogancji których erupcje można zaobserwować w niemal każdym akapicie przytaczanego dokumentu; besztanie prezydenta suwerennego państwa, jakby był niesfornym uczniakiem, lub niesubordynowanym podwładnym – trudno o bardziej dobitny przykład, co r e a l n i e kryje się za wygłaszanym do kamer i mikrofonów gładkim eurogadaniem. W rozmowie w cztery oczy medialne hamulce przestały obowiązywać i podskórne wody ohydy rozlały się szeroką rzeką nieczystości.

Ale trafiła kosa na kamień. Klaus nie tylko stanowczo się przeciwstawił aroganckim wrzaskom eurofederastów, dając tym samym jasny sygnał, że nie pozwoli się zastraszyć, ale opublikował przebieg zafundowanego mu przesłuchania, które, jak zapewne sądzili „nasi europejscy przyjaciele” miało pozostać skryte za kotarą poufności.

Dla nas, Polaków, jest to bezcenna lekcja, ze wszech miar godna zapamiętania i wyciągnięcia wniosków, pokazuje bowiem, że prominentni „brukselczycy” traktują Europę, a zwłaszcza jej środkowo – wschodnią część niczym swój prywatny folwark, który czują się władni naginać i modelować dla swych politycznych potrzeb i dla wyznawanej akurat ideologii. Zobaczyliśmy, co kryje się za obracanymi we wszystkie strony słówkami typu „kompromis”, czy „dialog” – bezwzględne obsobaczanie niepokornych w stylu sowieckich genseków dyscyplinujących swych namiestników w demoludach. Czarno na białym widać ile warte są frazesy o demokracji, gdy jeden z narodów (np. Irlandczycy) zagłosuje wbrew woli euroluminarzy. I widzimy wreszcie strategiczne cele do których dążą europejscy eliciarze forsujący Lizbonę: niezależny od nikogo i przed nikim nieodpowiedzialny francusko – niemiecki biurokratyczny totalizm skryty za fasadą instrumentalnie traktowanej demokracji. Nie pierwszy to zresztą przypadek, gdy ludowładztwo sprowadza się do czczego formalizmu pustych procedur – wystarczy przypomnieć sobie Rzym epoki pryncypatu – wszak odbywały się tam regularnie demokratyczne – a jakże! – wybory…

Wszystkie wspomniane wyżej tendencje można było oczywiście zaobserwować już od dawna, ale chyba do tej pory nie wybuchły nam wszystkim w twarze, tak otwarcie, rzekłbym – bezczelnie i z taką mocą. Należy więc zadawać pytania, chwytając, gdy trzeba, naszych polityków za klapy marynarek – czy naprawdę traktat lizboński to droga bez alternatywy i jak się ma do niego polska racja stanu? Czy polityka uśmiechów i poklepywania po plecach zamiast twardego stawiania na europejskim forum naszych interesów to aby właściwa droga?

I wreszcie, tak już z czystej ciekawości – jakim to językiem rozmawiają z wami brukselscy europolitycy, gdy nie ma w pobliżu mediów? I czy w przypadku różnicy zdań kiedykolwiek zdobyliście się na postawę, którą zaprezentował prezydent Vaclav Klaus?

Gadający Grzyb

pierwotna publikacja 10.12.2008 http://www.niepoprawni.pl/blog/287/klaus-vs-eurosaloniarze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz