niedziela, 11 stycznia 2009

Noworoczna szopka grozy.

Olga i Jola

(czyli, co wolno Lipińskiej, to nie tobie…)

Niby pierdółka, ale charakterystyczna.

W piątkowej „Wyborczej” (02.01.2009) pani Donata Subbotko przejechała się zarówno po wyemitowanej w TVP „Szopce noworocznej” Marcina Wolskiego, jak i personalnie po autorze. Można się tego było spodziewać – Wolski nie dość, że jako satyryk wyłamuje się z antykaczystowskiego Frontu Jedności Kabareciarzy, to jeszcze publikuje coraz bezczelniejsze powieści wymierzone w Autorytety („Noblista”). A że jest autorem poczytnym i o ustalonej rynkowej marce, to zamilczeć go nie sposób. (Osobiście lubię go właśnie jako powieściopisarza; jego teksty satyryczne a osobliwie szopkowe kuplety, robią się bowiem coraz bardziej drętwe - ale może się nie znam). Toteż „GW” co jakiś czas bierze go pod buciki i traktuje „z kujawiaczka”. Taki też „taneczny” charakter miał tekst pani redaktor Subbotko. Gdyby ograniczyła się do wyszydzenia poziomu artystycznego „Szopki”, wzruszyłbym ramionami i nie zużywał atramentu. Jednak „czysta” recenzja to coś zdecydowanie poniżej aspiracji pani redaktor.

„Recenzentka” zaczyna więc od wypominania autorowi uczestnictwa w Honorowym Komitecie Poparcia dla Lecha Kaczyńskiego (doprawdy, jak mógł?) i pisania do „Gazety Polskiej” („przyjaciel „Gazety Polskiej” - to już zbrodnia). Następnie, przechodząc do samej „Szopki…”, punktuje szyderstwa z Platformy i łagodne obchodzenie się z PiS-em (jak wiadomo, prawdziwy satyryk powinien ze szczególną zajadłością gryźć opozycję, a władzę dopieszczać, zaś Kaczyńskich należy kopać w każdych okolicznościach, tak jak ku uciesze gawiedzi czyni to wspomniany wcześniej Front Jedności Kabareciarzy). Dalej, pani Subbotko wyraźnie się rozgrzewa – Wolski śmie bowiem nabijać się z Moniki Olejnik i samego – o, zgrozo - Adama Michnika (no, to już, doprawdy… kara śmierci na takiego to mało; mecenasie Rogowski – ty to widzisz i nie grzmisz, pozwu nie gotujesz, do sądu nie lecisz?). Tu na policzki pani redaktor występują ceglaste wypieki, pierś zaś poczyna falować w świszczących, urywanych tchnieniach. I przyszpila ostatecznym ciosem wrażego trefnisia IV RP: Wolski to rasista! Każe kukiełce Obamy śpiewać kuplecik na melodię (uwaga!) „Bananowego Songu”! „Jak wiadomo, w naszym kraju czarnoskórzy kojarzą się niektórym z bananami” – dobija głazem ironii szopkowego zwyrodnialca.

„Recenzję” tę poczuła się w obowiązku nagłośnić dodatkowo w swej „Loży Prasowej” Małgorzata Łaszcz, bezbłędną mimiką dając przy tym do zrozumienia, co sądzi o obrzydliwym kaczyście Wolskim. Uaktywnił się natychmiast Piotr Stasiński, który rozparty w swej typowej pozie nadętego bufona (zapewne tak wyobraża sobie wygląd autorytetu) jął ciskać ze swych parnasów zeusowe gromy na rasizm, stronniczość i co tam jeszcze obrabianego medialnie delikwenta. Któryś z pozostałych dyskutantów (bodajże Zaremba) pisnął coś cienko na temat Olgi Lipińskiej i jej kabaretu, ale zgasł niczym świeca spiorunowany połączoną siłą spojrzeń Stasińskiego i redaktor Łaszcz.

A mnie przypomina się pewien kuplecik. Zaraz, jak to leciało? „Hej, jadą z forsą wory / Hej, a na nich kaczory / Hej, jadą po raz drugi / Hej, znów się forsa zgubi!”. Uroczy ten tekścik pochodzi z roku 2001 i został puszczony w „Kabarecie Olgi Lipińskiej” tuż przed wyborami parlamentarnymi. Miał on bezpośredni związek z jedną z najohydniejszych politycznych manipulacji doby telewizji Roberta Kwiatkowskiego – czyli osławionego „Dramatu w trzech aktach”, mającego pogrążyć Kaczyńskich w oczach opinii publicznej. Przypomnę, że jego autor, Witold Krasucki został w efekcie „uhonorowany” przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich tytułem „Hieny Roku”, zaś sama TVP w końcu musiała Kaczyńskich przeprosić. Olga Lipińska, z tego co mi wiadomo, nie przeprosiła nigdy. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że cytowany kuplet nie był kabaretową reakcją na emisję „Dramatu…”, gdyż… powstał jeszcze przed trafieniem filmu na antenę! (wykryła to wówczas „Rzeczpospolita”). Jak to nie było wpisanie się w czarną propagandę w najobrzydliwszym jej obliczu, to nie wiem, co mogłoby nim być. Ale cóż, Lipińskiej wolno być partyjną propagandystką w publicznych mediach w najgorętszym okresie kampanii, natomiast Wolskiemu, w stosunkowo „neutralnym politycznie” czasie, nie wolno ponabijać się (co z tego, że może mało śmiesznie) z rządzącej partii i zamorskiego prezydenta… Dodajmy jeszcze, że Olga Lipińska zasiadała w komitetach wyborczych Kwaśniewskiego (r. 2000) i Cimoszewicza (r.2005). Tu „Wyborcza” również nie miała przeciwwskazań. Ale, może pamięć mnie zwodzi… Jednak popieranie przez Wolskiego niesłusznego kandydata, jawi się w kontekście artykułu jako grzech śmiertelny.

Tak, na zakończenie – na całym świecie jest normą, że ludzie kultury angażują się w kampanie wyborcze, czy szeroko rozumianą działalność społeczno – polityczną (inna sprawa, ze przeważnie mają lewicowe, by nie rzec, lewackie afiliacje). Na ogół, nikt nie robi wielkiej sprawy z tego, że pisarz X, czy aktor Y daje wyraz swoim przekonaniom. (Co najwyżej, jeśli poprze prawicę, to nie znajdzie wydawcy, lub nie dostanie roli i odwrócą się od niego przyjaciele Marszczę brew - ale to wszystko w sferze prywatnej; oficjalnie nikt mu prawa do ekspresji poglądów nie odmówi). Histeryczna reakcja „Wyborczej” na produkcję niedobitka z niedorżniętej watahy, połączona z amnezją w sprawie przypadku o nieporównanie cięższym charakterze (i dodajmy, cyklicznym – lewicowe kabarety Olgi Lipińskiej ukazywały się latami, szopka Wolskiego – raz do roku), to kolejny fragmencik pejzażu nienormalnej, zatrutej atmosfery naszej nadwiślańskiej żurnalistyki.

Gadający Grzyb

pierwotna publikacja 05.01.2009 http://www.niepoprawni.pl/blog/287/noworoczna-szopka-grozy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz