niedziela, 11 stycznia 2009

Patent na nicnierobienie.

Leżę sobie i paracuję


Jak donoszą przekaziory, PO smaży ustawę kompetencyjną, która ma poważnie ograniczyć prezydenckie prerogatywy w kwestii polityki zagranicznej (m.in. wykluczyć go z uczestnictwa w międzynarodowych szczytach). Na pozór takie posunięcie wydaje się nielogiczne – przecież Cudald otwarcie ostrzy sobie zęby na prezydenturę – ba, jak się zdaje, jest o wygraniu wyborów święcie przekonany, dlaczego zatem usiłuje ograniczyć kompetencje urzędu, który pragnie objąć w nieodległej przyszłości?

Moim skromnym zdaniem odpowiedź jest prosta jak drut i sprowadza się do upichcenia dwóch pieczeni na jednym ogniu. Z jednej strony bowiem jest to świetna okazja, by po raz kolejny zrobić Kaczorowi wbrew, co dla zionącego miłością Dodalda jest wartością samą w sobie; z drugiej zaś… rysuje znakomitą perspektywę słodkiej i totalnej laby, w wymiarze co najmniej jednej a może nawet dwóch kadencji! Słońce Peru będzie sobie leżeć, pachnieć i uśmiechać się do kamer, ogrzewając się przy tym w nieustającej medialnej klace, zaś całym tym cholernym rządzeniem zajmie się, jak to zresztą w znacznej mierze czyni już dziś, „żelazny Grzegorz” Schetyna.

Są to, oczywiście, moje czarnosecinne złośliwości, ale gdy przypomnimy sobie zwierzenia czynione niedawno przed związkowcami, dotyczące wyczerpujących trudów premierowania, wówczas prezentowana powyżej teoryjka zaczyna mieć ręce i nogi.

Tak oto mamy złoty patent na nicnierobienie – ograniczyć sobie zawczasu kompetencje, by mieć wymówkę, dlaczego robi się z prezydentury wieloletnie, suto opłacane wakacje – wszak prócz Machu Picchu jest jeszcze na świecie tyle pięknych miejsc do POzwiedzania.

Gadający Grzyb

pierwotna publikacja 08.12.2008 http://www.niepoprawni.pl/blog/287/patent-na-nicnierobienie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz