piątek, 16 października 2009

Załamywanie rąk nad Klausem.


Pełna kompleksów, proszalno – przebłagalna postawa wobec Brukseli nie jest wyłączną domeną elit nadwiślańskich.

Jakiś diabeł podkusił mnie, by w poniedziałek zajrzeć do „Wyborczej”. (12.10.2009) A tam, proszę Pań i Panów, w dziale zagranicznym objawił się na gościnnych występach pewien Czech mowny, Lubosz Palata, z tekstem pod wszystko mówiącym tytułem: „Vaclav Klaus – prezydent, którego się wstydzę” (link poniżej)

Aby podkreślić rozmiary wstydu, który Czesi powinni odczuwać z powodu prezydentury Klausa, ostatnie słowa tytułu zostały w wersji drukowanej wybite czerwoną czcionką.

Wstyd i euro – przeprosiny.


Generalnie, tekst sprowadza się do narzekań, że Klaus zwleka z podpisaniem tzw. „Traktatu lizbońskiego” i żąda dodatkowego protokołu do osławionej Karty Praw Podstawowych, który uniemożliwiłby potomkom Niemców Sudeckich zgłaszanie roszczeń do pozostawionych majątków. Wedle autora, sytuuje to Klausa między komunistami i „skrajnymi” nacjonalistami w typie Le Pena oraz, jakże by inaczej – „dyskredytuje całą Republikę Czeską”. Tekst zwieńczony jest tyleż kuriozalną, co żałośnie płaczliwą puentą:

„(…) Jednak Czesi muszą to jeszcze wyjaśnić Europie. I powiedzieć otwarcie:

Vaclav Klaus to szaleniec, ale jest czeskim prezydentem. Dajcie mu to, czego chce, i niech podpisze traktat lizboński, tak będzie najłatwiej i najszybciej. My zaś obiecujemy wam, że słyszycie o Klausie po raz ostatni.
(wytłuszczenie moje – G.G.)

I jeszcze to:

„Ja, w imieniu normalnych Czechów, niniejszym przepraszam Unię. Wstydzę się, że Vaclav Klaus jest naszym prezydentem. Proszę, wybaczcie nam to. Więcej już tego nie zrobimy.
(wytł. j.w.)

ŻENADA.

Klaus vs ziomkostwa.


A co z groźbą niemieckich roszczeń? Lubosz Palata uważa, iż nie ma problemu, ponieważ już Gerhard Schroeder zapewnił, iż

„nigdy nie poprze majątkowych roszczeń wygnańców. Kanclerz Angela Merkel, pierwsza szefowa niemieckiego rządu, trochę mówiąca po czesku, potwierdziła to.”


No proszę. Jakby co, wystarczy przypomnieć, że „mówiąca trochę po czesku” Angela Merkel potwierdziła to, co mówił Schroeder i ziomkostwa ze swymi roszczeniami zmyją się jak niepyszne. A ten głupi, ograniczony Klaus na to nie wpadł. Co za tępak, jak rany…

Problem w tym, panie Palata, że w przeciwieństwie do wysiedleń Niemców z polskich Ziem Zachodnich, dekrety Benesza nie mają podstawy w poczdamskich ustaleniach i były samowolnym podczepieniem się pod decyzję wielkich mocarstw. Czesi mają się czego obawiać. Co z tego, że dotychczasowe pozwy, jak Pan pisze, były oddalane. Któryś w końcu może nie zostać oddalony – i takiemu precedensowi należy postawić prawną tamę.

Tak, a propos – czy podobne, usypiające tony w kwestii, mówiąc hasłowo, „steinbachopodobnej”, nie odzywają się również w naszej publicystyce?

Euro – kompleksy.


Omawiany tu artykuł, którym pozwalam sobie zaprzątać uwagę Czytelników , jest wymownym świadectwem, iż pełna kompleksów, proszalno – przebłagalna postawa wobec Brukseli, tudzież jej euro-władców, nie jest wyłączną domeną elit nadwiślańskich i całkiem nieźle ma się również nad Wełtawą.

Nawet retoryka jakby podobna. Skąd my znamy te frazy o „deprecjonowaniu”( u nas pisano o „stawianiu Polski poza głównym nurtem Europy”, „kompromitacji”, „hamulcowym integracji”) itd. Zapytam pół żartem: czy oni aby nie przechodzą jakichś ponadnarodowych kursów euro-retoryki?

Zwróćmy uwagę na to charakterystyczne latanie ze skargą do obcych mediów na przywódców usiłujących realizować niezbędne minimum narodowego interesu. Czy „Lizbona” umniejsza pozycję państw narodowych względem Brukseli? Umniejsza. Czy pogarsza sytuację mniejszych krajów względem większych? Pogarsza.

Jak zatem reagują gorliwi neo–brukselczycy na działania polityków usiłujących coś dla swoich krajów uratować? Ano, orzekają, iż podobne działania są niedopuszczalne i wielce „nacjonalistyczne”. Po czym przystępują do organizacji medialnego, mówiąc językiem sportowym, „pressingu”. W ramach rzeczonego „pressingu” obsmarowują tzw. „eurosceptyków” za granicą – albo własnym piórem, jak pan Palata, albo podsuwając odpowiednie tematy kolegom, orzącym w bratnich mediodajniach na podobnym ideowo – politycznym odcinku. Tak było u nas za czasów „kaczyzmu”, tak jest obecnie w Czechach.

Skarżypyty.

Kogo przeprasza Lubosz Palata?


Warto zadać sobie pytanie, kogo tak naprawdę przeprasza Lubosz Palata. Oczywiście, pan Palata przepraszając Unię nie ma na myśli obywateli poszczególnych krajów, których nawet nie zapytano o zdanie, a jeśli nieopatrznie zapytano, jak Irlandczyków, to po udzieleniu niezadowalającej odpowiedzi, kazano im zdawać egzamin jeszcze raz, w terminie poprawkowym. Pan Palata swe żarliwe przeprosiny kieruje ku podobnym sobie eliciarzom, aspirującym do bytowania w okolicach euro – parnasu. Przede wszystkim zaś są to przebłagalne modły skierowane do samego zbiorowego Złotego Cielca usadowionego na brukselskim Olimpie.

Tak postępuje zakompleksiony gówniarz pragnący wkupić się do fajnej paczki. Tak postępuje prowincjonalny snob, chcący bywać na właściwych salonach.

Euro – ciotunie, czyli Telimeny w Soplicowie.

Biadanie przeróżnych etatowych europejczyków nad Vaclavem Klausem, przypomina załamywanie rąk nobliwych ciotek nad czarną owcą w rodzinie. Wszyscy należycie poprawni, przepojeni duchem euro-akceptacji, a ten jeden się wyłamuje. Wyrodek.

Skąd się bierze to jątrzące, prowincjonalne poczucie niższości, każące raz za razem na nowo udowadniać swe właściwe poglądy i obsztorcowywać na zewnątrz kraju własnych przywódców? Chyba wiem. Bierze się ze wzgardy do własnych krajów i narodów. Euro – ciotunia wie, co jest modne „w świecie” i z trawiącym zęby kwasem konstatuje, iż jej domostwo (o domownikach nie wspominając) nie ma nawet dziesiątej części tego światowego sznytu. Cierpi, niczym Telimena w Soplicowie. Luboszowi Palacie dedykuję „Pana Tadeusza”. Może wtedy odkryje jaką okrywa się śmiesznością, wchodząc w rolę Telimeny i usiłując ustawić prezydenta Klausa w roli strofowanej, „parafiańskiej” Zosi.

Straszne euro – ciotunie wiszą nad poddanymi ich uzurpatorskiej pieczy postaciami życia publicznego i dyrygują: w lewo, jeszcze bardziej, w lewo mówię, no gdzie leziesz sieroto, buzia w ciup, podpisz to, tak – właśnie teraz, baranie…

Doprawdy, nie wiem, co byśmy, biedne sierotki, bez tych ciotuń poczęli…

Aby do referendum.

W grudniu zeszłego roku, gdy do Vaclava Klausa przybyła delegacja euro-saloniarzy z impertynencką połajanką, pisałem:

„Vaclav Klaus jest jednym z nielicznych współczesnych polityków autentycznych - tzn. z kręgosłupem prawdziwych poglądów, a także wizją czeskiej i europejskiej racji stanu. Na tle ugrzecznionych „poprawnościowych” polityków karmiących nas od świtu do zmierzchu drętwą euro – gadką, wyrasta na prawdziwego męża stanu o formacie intelektualnym i horyzontach niedostępnych dla stada zaludniającego brukselskie i strasburskie korytarze, gdzie mdłe banały i pseudodemokratyczne slogany urosły do rangi prawd objawionych konstytuujących obowiązujący kanon myślenia.”


www.niepoprawni.pl/blog/287/klaus-vs-eurosalonia...

Opinię tę potwierdzam w całej rozciągłości. Mam nadzieję, że czeski prezydent, wyszukując coraz to nowe preteksty do niepodpisywania „Lizbony”, czyni to w cichym sojuszu z Davidem Cameronem, który deklaruje, że po wygranych wyborach rozpisze referendum w Wlk. Brytanii.

Oby tak się stało.

Gadający Grzyb


pierwotna publikacja: www.niepoprawni.pl

P.S. 1

„Wyborcza” straszy Klausem:

wyborcza.pl/1,76842,7132435,Vaclav_Klaus___prezydent__ktorego_sie_wstydze.html

wyborcza.pl/1,76842,7129878,Vaclav_Klaus_straszy_Niemcami.html

P.S. 2

Moje teksty zatrącające o podobną tematykę:

www.niepoprawni.pl/blog/287/klaus-vs-eurosaloniarze

www.niepoprawni.pl/blog/287/jeszcze-o-awanturze-na-hradczanach

www.niepoprawni.pl/blog/287/lwy-salonowe-czyli-o-eurofetyszyzmie-slow-kilka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz