czwartek, 7 września 2017

Fundusze norweskie pod lupą

Fundacja Batorego zrobiła z „funduszy norweskich” narzędzie ideologicznej tresury Polaków.

Co bardziej leciwi Czytelnicy być może jeszcze pamiętają, jak wieki temu, czyli przed kilkoma miesiącami, brałem pod lupę system tzw. „funduszy norweskich” i mechanizmy towarzyszące ich podziałowi, tudzież wyłanianiu lokalnych „operatorów”. Przypomnę pokrótce, iż moje zastrzeżenia dotyczyły takich kwestii, jak: - nadreprezentacja wśród operatorów (czyli podmiotów odpowiedzialnych za podział środków w poszczególnych krajach) instytucji będących w istocie filiami międzynarodowych „korporacji” pozarządowych, ze szczególnym uwzględnieniem NGO-sów związanych z Georgem Sorosem; - tendencyjność w podziale pieniędzy przejawiającą się w dotowaniu głównie inicjatyw o lewicowo-liberalnym profilu światopoglądowym; - postawę norweskiego rządu roszczącego sobie prawo do arbitralnego wyboru lokalnych kooperantów (formalnie mamy oczywiście „transparentny” konkurs, który jednak dziwnym trafem wygrywa ten, kto ma wygrać – u nas jest to powiązana z Sorosem Fundacja Batorego); - wreszcie, podnosiłem kwestię tego, że fundusze EOG nie są „jałmużną” dla ubogich, lecz formą opłaty wnoszonej przez Norwegię, Islandię i Liechtenstein za dostęp do unijnego rynku i strefy Schengen, będącej odpowiednikiem składki członkowskiej w UE.

Miło mi zatem poinformować, że powyższe w ogromnej mierze znalazło potwierdzenie w raporcie przedstawionym niedawno przez instytut „Ordo Iuris”, co jest istotne o tyle, że temu konserwatywnemu think-tankowi fachowości nie odmawiają nawet jego ideowi przeciwnicy. Dokument zatytułowany jest obszernie „Obywatele dla demokracji. Ocena prawidłowości alokacji środków Mechanizmu Finansowego EOG (tzw. »funduszy norweskich«) przez Fundację im. Stefana Batorego oraz opis postulowanych zmian obecnego modelu” - i stanowi w zasadzie zewnętrzny audyt dotychczasowego rozporządzania środkami z puli EOG (Europejskiego Obszaru Gospodarczego) w ramach programu „Obywatele dla Demokracji”. Audyt ten, co tu dużo mówić, wypada dla Fundacji Batorego miażdżąco. W pierwszym rzędzie autorzy podkreślają skrajną nierównomierność rozdzielanych pieniędzy, sprzeczną z zasadą zrównoważonego rozwoju. Dość powiedzieć, że na 620 dofinansowanych projektów, aż w 245 przypadkach beneficjentami były organizacje z Warszawy, a w 51 – z Krakowa. W przełożeniu na konkretne sumy oznacza to, że z ogólnej puli 130,8 mln, zł. w latach 2013-2017 do podmiotów z województwa mazowieckiego trafiło 65,6 mln. zł., a do województwa małopolskiego – 17,6 mln. zł. Dla porównania – w województwach podkarpackim, lubuskim, świętokrzyskim i opolskim wsparto odpowiednio 10, 7, 4 i 2 inicjatywy. Organizacje pozarządowe np. w woj. świętokrzyskim otrzymały 700 tys. zł, zaś w opolskim – 185 tys. zł.

Warto w tym miejscu nadmienić, iż Fundacja Batorego broniła się w oświadczeniu z marca 2017 r. podnosząc, iż po prostu w województwach mazowieckim i małopolskim zarejestrowanych jest najwięcej organizacji pozarządowych - co jest prawdą, ale jedynie częściową. Otóż jeśli spojrzymy na stopień „nasycenia” organizacjami w przeliczeniu na 10 tys. mieszkańców, to okaże się, że różnice między poszczególnymi regionami Polski (z wyjątkiem Mazowsza, gdzie na 10 tys. obywateli mamy 40 organizacji) są śladowe: Małopolska – 33 organizacje na 10 tys. mieszkańców, opolskie – 31, świętokrzyskie – 30.

Zasadny okazał się również zarzut o preferowaniu organizacji o profilu lewicowym i liberalnym – w ramach ścieżek „Walka z dyskryminacją” i „Przeciwdziałanie wykluczeniu” otrzymały one 21,2 mln. zł., czyli 43 proc. ogólnej puli środków. Organizacje chrześcijańskie musiały zadowolić się kwotą 1,5 mln. zł. - i to na projekty neutralne światopoglądowo. Potwierdza to moje podejrzenia z felietonu „Międzynarodówka operatorów”, że mamy tu do czynienia z typowym listkiem figowym – Fundacja Batorego bowiem broniła się we wspomnianym oświadczeniu, że wspiera np. Caritas, czy Towarzystwo im. św. Brata Alberta, nie dodając jednak, że chodzi tu jedynie o działalność charytatywną tych podmiotów, zaś dofinansowanie aktywności o charakterze – mówiąc wprost – inżynierii społecznej zarezerwowane jest wyłącznie dla organizacji lewicowych (i to często skrajnie).

W podsumowaniu autorzy raportu rekomendują m.in. decentralizację podziału środków na szczeblu regionalnym, większą równowagę światopoglądową w doborze beneficjentów, analizę wniosków pod kątem zgodności z porządkiem konstytucyjnym (raport zarzuca Fundacji Batorego wspieranie inicjatyw będących w sprzeczności np. z wolnością sumienia i wyznania, bądź godzących w prawną ochronę rodziny i małżeństwa), wreszcie – postulują, by rząd wzorem Czech zagwarantował sobie w negocjacjach z Norwegią prawo do samodzielnego wyboru operatora programu (o czym Norwegia nie chce słyszeć). Krótko mówiąc – chodzi o to, by rzeczywiste efekty działania „funduszy norweskich” pokrywały się z deklarowanymi celami budowy „społeczeństwa obywatelskiego”, póki co bowiem są one – nazywając rzecz po imieniu - narzędziem ideologicznej tresury Polaków.


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Norweski okup


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 35 (01-07.09.2017)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz