niedziela, 24 września 2017

Czy Roman Dmowski był w Wersalu?

Najwyraźniej Marsz Niepodległości i jego organizatorzy postrzegani są w otoczeniu prezydenta jako rodzaj kłopotliwego wizerunkowo balastu.

I. 100-lecie niepodległości bez narodowców

Ktoś na postawione w tytule pytanie mógłby się popukać w głowę – przecież wiadomo, że to właśnie Roman Dmowski był w 1919 r. Delegatem Pełnomocnym Polski na konferencję paryską kończącą I wojnę światową. To jego pięciogodzinne przemówienie na tejże konferencji (tłumaczone przez niego samego symultanicznie na angielski i francuski) walnie przyczyniło się do poważnego potraktowania przez zwycięskie mocarstwa polskich postulatów. Wreszcie, to jego podpis (oraz Ignacego Paderewskiego) widnieje pod Traktatem Wersalskim przywracającym Polskę na mapę Europy. Zresztą, wielowymiarowych zasług narodowej demokracji dla szeroko rozumianej „sprawy polskiej” (obejmujących nie tylko działalność stricte polityczną, ale też społeczną, kulturalną, oświatową) nikt przy zdrowych zmysłach dziś nie kwestionuje, zaś endecka spuścizna odzyskuje po latach rugowania z narodowej świadomości należne jej miejsce. Niby zatem wszystko jest jasne... ale najwyraźniej nie dla wszystkich.

Oto niedawno, na podstawie okolicznościowej ustawy, powołano przy prezydencie Andrzeju Dudzie specjalny Komitet Narodowych Obchodów Setnej Rocznicy Odzyskania Niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, mający na celu „upamiętnienie i uroczyste uczczenie wydarzeń oraz osób związanych z odzyskaniem i utrwaleniem przez Rzeczpospolitą Polską niepodległości” (cyt. za oficjalnym komunikatem ze strony prezydent.pl). Cel szczytny i słuszny, a pierwsze posiedzenie gremium odbyło się w poniedziałek 11 września. Sęk w tym, że gdy patrzymy na listę zaproszonych osób, zieje w niej wyraźna luka. Nie znajdziemy na niej bowiem ani jednego przedstawiciela współczesnych środowisk narodowych, nawiązujących do dziedzictwa Romana Dmowskiego. Nie wiem, kto personalnie jest odpowiedzialny za taki, a nie inny dobór członków Komitetu – domyślam się, że prezydent nie układał listy osobiście, zdając się na swoich współpracowników. Jednak na koniec chyba Andrzej Duda otrzymał zestaw nazwisk do wglądu i finalnej akceptacji – i nic nie rzuciło mu się w oczy?


II. Niewygodny Marsz Niepodległości

Podkreślmy to jeszcze raz – urzędnicy Kancelarii Prezydenta nie uznali za stosowne zwrócić się ani do Ruchu Narodowego, ani Młodzieży Wszechpolskiej, ani Obozu Narodowo-Radykalnego. Nade wszystko jednak nie zaproszono przedstawicieli Stowarzyszenia Marsz Niepodległości w skład którego wchodzą przedstawiciele organizacji narodowych.

Przypomnijmy, że Marsz Niepodległości organizowany co roku 11 listopada jest największą cykliczną manifestacją patriotyczną w Polsce, gromadzącą dziesiątki, a później nawet setki tysięcy uczestników. Przez lata rządów PO i medialnej dominacji salonowszczyzny był opluwany przez lewactwo jako demonstracja „faszystów”, stosowano wobec niego prowokacje w rodzaju słynnego spalenia „ruskiej budki” przez podwładnych ministra Sienkiewicza, wywoływano sztuczne zadymy mające skompromitować jego uczestników w oczach społeczeństwa (najlepszy dowód na prawdziwość tej tezy – w 2016 r. po oddaniu władzy przez PO, marsz odbył się bez żadnych ekscesów, nie sponiewierano nawet wypastowanego na czarno Jacka Hugo-Badera z „Gazety Wyborczej”). Wobec uczestników demonstracji stosowano policyjne represje i szykany polegające m.in. na wyłapywaniu „na sztukę” przypadkowych demonstrantów, po to, by media mogły alarmować o setkach zatrzymanych „chuliganów”. Zatrzymanych potem cichcem zwalniano (o czym media już nie donosiły), a wobec opornych, którzy nie chcieli podpisać się pod wyssanymi z palca protokołami stosowano często kilkumiesięczne areszty tymczasowe. Służby prawne Marszu miały pełne ręce roboty broniąc później ofiary reżimu Tuska i Kopacz przed sądami – na ogół z powodzeniem, choć znamy też przypadek sędzi Iwony Konopki, która skazała przechodnia skopanego po głowie przez policyjnego tajniaka w 2011 r.

Wszystko to nie odstraszało ludzi rok po roku coraz tłumniej biorących udział w kolejnych edycjach Marszu Niepodległości. Co więcej, mimo że wydarzenie jest organizowane przez środowiska narodowe, sam Marsz ma wyjątkowo „ekumeniczny” charakter. Demonstrować może każdy poczuwający się do polskości i patriotyzmu, niezależnie od sympatii historyczno-ideowych, politycznych, czy społecznej pozycji. Miejsce jest i dla „endeka” i dla „piłsudczyka”, dla zwolennika PiS i dla „kukizowca”, dla kibica z blokowiska i dla profesora.

Nie sposób przecenić roli i zasług Marszu Niepodległości dla budzenia patriotycznego ducha, dumy i woli oporu wobec antynarodowej ofensywy lewactwa. Ponadto, jest fantastycznym przykładem oddolnej samoorganizacji, która Świętu Niepodległości nadała należny, ogólnospołeczny wymiar. Czy PiS i prezydent Duda osobiście uważają, że nie mają tym tysiącom patriotów niczego do zawdzięczenia? Że ci ludzie nie głosowali w wyborach prezydenckich i parlamentarnych na „dobrą zmianę”? Czy brak zaproszenia dla przedstawicieli Marszu nie pachnie podejściem „murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść”? Jeszcze w 2016 r. przedstawiciel prezydenta odczytywał specjalny list skierowany do uczestników. Jak będzie 11 listopada 2018? Wrócimy do groteskowej „tradycji” Komorowskiego – z jednej strony Marsz Niepodległości, a z drugiej pochód prezydencki ze starannie wyselekcjonowanymi urzędnikami i gośćmi dobranymi „z klucza”?

To, co również boli, gdy patrzy się na skład prezydenckiego komitetu, to niemal całkowite pominięcie kombatantów. Owszem, znalazło się miejsce dla prof. Leszka Żukowskiego ze Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej (mimo, że prof. Żukowski nie szczędził obozowi rządzącemu słów krytyki – ostatnio podczas obchodów 73 rocznicy Powstania Warszawskiego) – ale nie zaproszono nikogo ze Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych – drugiej po AK sile polskiego podziemia. Zdumiewające, tym bardziej, że prezydent Duda objął w tym roku swym patronatem obchody 75-lecia powstania NSZ. Ale ktoś z Kancelarii zadbał o to, by i ten aspekt narodowej historii starannie „wygumkować”.


III. Race kontra kotyliony

Kogo zatem zaproszono? Oto kilka „kwiatków”. Z ramienia PO – Hannę Gronkiewicz-Waltz, doszczętnie skompromitowaną „carycę Warszawy”. Jest Rafał Bartek reprezentujący mniejszość niemiecką na Śląsku Opolskim (!). Z ramienia samorządowców znajdziemy prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza słynącego z czołobitności względem Niemców. Jest nawet Władysław Kosiniak-Kamysz jako reprezentant „Ludowych Zespołów Sportowych” i Waldemar Pawlak wydelegowany przez Związek Ochotniczych Straży Pożarnych. Mamy przedstawicieli (niczego nie ujmując) Związku Głuchych, Związku Niewidomych, artystów fotografików, pisarzy, architektów, muzealników, Henrykę Bochniarz z Konfederacji Lewiatan... Słowem, znalazło się miejsce dla niemal wszystkich organizacji, związków zawodowych i twórczych – tylko nie dla narodowców. Wśród ponad osiemdziesięciu członków Komitetu dla nich miejsca nie przewidziano. Oni nie mieli i nie mają zasług tak dla historycznej, jak i obecnej Rzeczypospolitej. Stąd moje tytułowe pytanie – czy Roman Dmowski był w Wersalu? Czy w ogóle ktoś taki istniał? Jak Pan sądzi, panie Prezydencie?

Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że zadziałała tu swoista poprawność polityczna, a urzędnicy Kancelarii Prezydenta zwyczajnie się przestraszyli, że „Wyborcza” z przyległościami i generalnie lewactwo rozpęta awanturę z powodu zaproszenia „faszystów”. Najwyraźniej Marsz Niepodległości i jego organizatorzy postrzegani są w otoczeniu prezydenta jako rodzaj kłopotliwego wizerunkowo balastu. 11 listopada 2018 szykuje się więc następująco: z jednej strony urzędowe „oficjałki” i akademie „ku czci” - z drugiej spontaniczna, masowa demonstracja. Z jednej - „plebejskie” race i okrzyki, z drugiej – napuszone mowy i eleganckie kotyliony w klapach i na sukniach lepszego towarzystwa. Tu salony, tam – ulica. I w tym wszystkim zastanawia mnie na koniec jedno: czy prezydent i jego otoczenie nie widzą, jak gładko weszli w buty poprzednika?


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 38 (22-28.09.2017)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz