niedziela, 17 września 2017

Teutońska buta

Dla Niemiec obalenie obecnego polskiego rządu staje się kwestią palącą jak nigdy w przeciągu ostatnich dwóch lat.



I. Merkel wkracza
O teutońskiej bucie pisał już w XII w. czeski kronikarz Kosmas i na przestrzeni stuleci nic się nie zmieniło – może poza pozorami. W miejsce ordynarnej przemocy militarnej obecnie Niemcy przeszły na taktykę podboju gospodarczego i miękkiego kulturkampfu w którego ramach wzięły się za pouczanie pośledniejszych narodów odnośnie ich cywilizacyjnych zapóźnień. Cel nadrzędny oczywiście pozostaje bez zmian: podporządkowanie sobie Europy – a że obecnie główną przeszkodą na tej drodze stała się Polska, toteż właśnie nasz kraj został wytypowany do roli „chłopca do bicia”, tym bardziej, że śmieliśmy podnieść publicznie kwestię należnych nam odszkodowań za II wojnę światową, co w przypadku powodzenia tej inicjatywy uczyniłoby z dzisiejszej Rzeszy naszego lennika, wypłacającego Warszawie przez długie lata słony trybut. Niezależnie od tego, jak się ten stan rzeczy oficjalnie nazwie, sytuacja faktyczna byłaby współczesnym odzwierciedleniem zależności wasalnej – i Niemcy doskonale zdają sobie z tego sprawę.
Nic więc dziwnego, że kanclerz Merkel ni z tego, ni z owego oświadczyła, że wobec „zagrożenia praworządności” w Polsce Niemcy „nie mogą trzymać dłużej języka za zębami”. Jest to radykalne odwrócenie dotychczasowego kursu polegającego na dyskretnym trzymaniu się przez Angelę Merkel w cieniu i powstrzymywaniu się od otwartej krytyki Warszawy, by nie prowokować antyniemieckich reakcji społecznych w Polsce. Strategia ta, co wprost formułowały media za Odrą, służyć miała wzmocnieniu „polskiego społeczeństwa obywatelskiego” (czytaj – aby do opozycji zarówno partyjnej, jak i umoszczonej w „trzecim sektorze” nie przylgnęła trwale opinia V kolumny) oraz przygotowaniu gruntu pod powrót Tuska i jego przyszłe zwycięstwo wyborcze. Zatem funkcję zagończyków prowadzących antypolską wojnę hybrydową w przestrzeni polityczno-medialnej wzięli na siebie przedstawiciele UE z Timmermansem i Junckerem, niemieckie media wraz z ich polskimi filiami, tudzież zgraja nadwiślańskich folksdojczów. Jednak w momencie, gdy na porządku dziennym stanęła sprawa polskich roszczeń reparacyjnych, niemiecka kanclerz musiała jawnie wkroczyć do gry, zapowiadając „wyczerpującą” rozmowę na temat polskiej praworządności z Jeanem-Claude Junckerem. Oczywiście, gdyby nie było sprawy polskich sądów, to znalazłby się inny pretekst – chodzi tu bowiem wyłącznie o polityczne „zmłotkowanie” Warszawy, tak by rząd PiS nie ośmielił się wyciągać ręki po niemieckie pieniądze.

II. Niemiecka arogancja
Drugim młotkiem nieustająco pozostaje konflikt wokół relokacji migrantów, przy czym niemiecka prasa w zasadzie przestała już nawet ukrywać, że chodzi przede wszystkim o rozbicie etnicznej jednorodności Polski i pozostałych państw Europy Środkowej. „Sueddeutsche Zeitung” jednoznacznie stwierdza, iż państwa wzdragające się przed przyjmowaniem imigrantów powinny opuścić Unię Europejską, gdyż „ona ze swoimi podstawowymi zasadami wolności akurat nie chce jednorodnych narodów”. I nieco dalej: „Europa i jej państwa stają się coraz bardziej różnorodne. Kto tego nie chce, musi się wymeldować z Unii i się izolować”. Wreszcie dodaje z nadzieją, że w Polsce i na Węgrzech „kiedyś znów będą rządzić umiarkowane i proeuropejskie siły polityczne”. Jaśniej chyba nie można. Mamy tu demonstrację poczucia wyższości, mentorski ton pouczający kto „pasuje” do Europy a kto nie, i w końcu – nieskrywane uroszczenie do decydowania, kogo środkowoeuropejscy Hotentoci powinni sobie wybierać, tak by niemiecki hegemon był zadowolony.
W innym tekście tenże „SZ” wzywa do „ofensywnej obrony wartości UE” przed Polską i Węgrami, z kolei niemiecki historyk Gregor Schoellgen a propos odszkodowań wojennych mówi we „Frankfurter Allgemeine Zeitung” o „igraniu z ogniem”, dodając, że formą reparacji było przekazanie Polsce Ziem Zachodnich, zaś podnoszenie odszkodowań oznacza powrót do dyskusji o zachodnich granicach Polski. Jest to otwarta pogróżka, lecz oprócz buty mamy tu również i nieuctwo – tereny zachodnie i reparacje to dwie różne sprawy, poza tym w odróżnieniu od reparacji, kwestia granic Polski została uregulowana traktatowo.
„Die Welt” poza przytoczeniem (nieprawdziwych) argumentów jakoby Polska „zrzekła” się odszkodowań i łaskawym przypomnieniem faktu niemieckich zbrodni, uderza w podobny bębenek pisząc, iż „żądania reparacji wojennych zawsze prowadzą do ujemnych skutków: zawiści, nienawiści a w najgorszym przypadku do następnego konfliktu” (czyli pada zawoalowana groźba wojny). To jest zresztą stały niemiecki chwyt: przyznajemy się do „moralnej i symbolicznej odpowiedzialności”, ale od naszych pieniędzy – wara. Poza tym, w ujęciu „Die Welt”, polskie żądania są intrygą „nacjonalistycznych polityków” z Kaczyńskim i Macierewiczem na czele, pragnących odwrócić uwagę od „niszczenia trójpodziału władzy”. W ten sposób sprawa roszczeń i „polskiej praworządności” zostaje otwarcie połączona. Nic dziwnego, że Merkel nie mogła dłużej „trzymać języka za zębami”. Niemiecka gazeta podnosi również inny aspekt przewijający się w tamtejszych reakcjach: ponieważ polskie straty były „niewyobrażalne”, to ich oszacowanie jest „niemożliwością”, a poza tym „żaden kraj na świecie” nie byłby w stanie „wyrównać takich rachunków”. Doceńmy perfidię tej argumentacji: wymordowaliśmy waszą ludność i splądrowaliśmy wasz kraj w takich rozmiarach, że i tak nie bylibyśmy w stanie wam tego wynagrodzić - więc nie wynagrodzimy.
Kwestię moralności i finansów spuentował z całą bezczelnością zamieszkały we Wrocławiu prof. Klaus Bachmann, stwierdzając w Radiu Zet, że „z samej moralności nie jesteśmy w stanie nic wycisnąć w tej sprawie”, w innym miejscu cytując anonimowego niemieckiego polityka, iż polski rząd „trzeba przeczekać”, bo „następne wybory pewnie przegra i przyjdzie rząd, z którym będzie można normalnie rozmawiać.

III. Polska odpowiedź
Przytaczam te głosy po to, byśmy uświadomili sobie, że dla Niemiec obalenie obecnego polskiego rządu staje się kwestią palącą jak nigdy w przeciągu ostatnich dwóch lat. Tym bardziej, że właśnie Biuro Analiz Sejmowych opublikowało opinię (na zlecenie posła PiS Arkadiusza Mularczyka), która robi z niemieckiego stanowiska w kwestii reparacji absolutną miazgę. Rozbudowaną, 40-stronicową analizę można streścić w kilku punktach: „zrzeczenie się roszczeń” z 1953 r. było z mocy prawa nieważne, bo rząd nie miał takich konstytucyjnych prerogatyw (co za tym idzie – późniejsze „potwierdzenia” również nie mają mocy prawnej); konferencja poczdamska nie zamykała drogi do indywidualnego dochodzenia przez Polskę reparacji; powojenne Niemcy nie zawarły z Polską do tej pory żadnej umowy w tej materii (w przeciwieństwie do 12 innych krajów Europy); „Traktat 2+4” na który powołują się Niemcy w ogóle odszkodowaniami się nie zajmował, zaś Polska nie była nawet jego stroną – poza tym Niemcy również w późniejszych latach wypłacały odszkodowania różnym państwom; natomiast kwoty wypłacone dotąd Polsce (np. fundacji „Polsko-Niemieckie Pojednanie”) to zaledwie 1 proc. tego, co Niemcy wypłaciły innym krajom – nawet Izraelowi, którego podczas II wojny światowej nie było na mapie, co jest swoistym kuriozum. Innymi słowy, Niemcy nie mają za sobą żadnych poważnych prawnych argumentów poza argumentem siły i postawą „nie, bo nie”.
Kończąc, skieruję jeszcze kilka słów bezpośrednio do przywołanego tu prof. Bachmanna. Otóż z różnych względów milczeliśmy dotąd o reparacjach, ale teraz - gdy Niemcy mieszają się w nasze sprawy, a media z oczywistej inspiracji berlińskiego rządu prowadzą regularną antypolską nagonkę obliczoną na obalenie legalnych polskich władz - czas to zmienić. Jednocześnie zapewniam, że polski naród to nie są ci jurgieltnicy z którymi na co dzień się pan spotyka, dla których szczytem marzeń jest załapanie się na jakąś dobrze opłacaną niemieckimi pieniędzmi fuchę. Zatem doradzam panu i pańskim kolegom, byście przystopowali z tą teutońską butą, bo za chwilę może wyjść wam ona bokiem.

Gadający Grzyb

Na podobny temat:
„Reparacje – polska odpowiedź”
„Reparacje – polska broń atomowa”

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 37 (15-21.09.2017)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz