niedziela, 10 września 2017

Ideologiczna tresura za norweską kasę

Fundusze norweskie to bezwstydne futrowanie publicznymi środkami lewicy kulturowej, otwarcie dążącej do zniszczenia obecnego porządku społecznego.

Kontynuując wątek sprzed tygodnia – czyli raport „Ordo Iuris” unaoczniający, co z tzw. „funduszami norweskimi” wyprawia Fundacja Batorego – warto na wstępie przypomnieć rzecz podstawową. Otóż środki otrzymywane w ramach mechanizmu EOG nie są prywatnymi pieniędzmi darowanymi polskim NGO-som przez jakiegoś „filantropa” pokroju George'a Sorosa, który tym samym może dowolnie decydować jakie jego szajby i fiksacje będą z nich sponsorowane i kto w poszczególnych krajach ma tymi funduszami zawiadywać. Nawiasem, nawet w takim przypadku coś do powiedzenia powinno mieć państwo, bo jeśli pieniądze te są wykorzystywane w celach dywersyjnych – godzących w porządek konstytucyjny danego kraju, służących wewnętrznej destabilizacji, obaleniu legalnych władz – wówczas takiego sponsora wraz z jego pieniędzmi należy wziąć za kołnierz i wystawić za drzwi, zaś futrowane przez niego instytucje poddać ścisłemu nadzorowi, w sytuacjach skrajnych zaś – zdelegalizować, jako obcą agenturę. Coś podobnego właśnie usiłuje na Węgrzech zrobić Viktor Orban, ponieważ Soros nawet nie ukrywa wrogich celów, jakie mu przyświecają. Niemniej, w przypadku „funduszy norweskich” mamy do czynienia – podkreślmy to – z środkami publicznymi, przekazywanymi Polsce i innym krajom zgodnie ze stosownymi porozumieniami międzynarodowymi. To nie jest, jak zauważa „Ordo Iuris”, charytatywna darowizna, lecz ekwiwalent za otwarcie naszych rynków na towary, usługi i kapitał.

W tym kontekście skandalem jest, że Norwegia usiłuje dyktować nam, jakie podmioty powinny być operatorami przekazywanych pieniędzy – tym bardziej, że formalne wymogi określają jedynie, że dana organizacja ma dochować „najwyższego stopnia przejrzystości, odpowiedzialności i gospodarności, a także zasady dobrego rządzenia, zrównoważonego rozwoju, równouprawnienia płci i równych szans” oraz zasady „zerowej tolerancji dla korupcji”. Innymi słowy – nigdzie nie jest napisane, że musi być to Fundacja Batorego, na co uporczywie naciska norweski rząd, a i sama Fundacja sprawia wrażenie, jakby miliony przeznaczane na „społeczeństwo obywatelskie” należały się jej w ramach zapisanego w niebiesiech przyrodzonego porządku świata.

Tymczasem fundusze te wydatkowane są przez Fundację Batorego na sponsorowanie lewicowej agendy w przestrzeni publicznej, co kłóci się z obiektywizmem i równouprawnieniem - o „zrównoważonym rozwoju” nie wspominając. Jak podnoszą autorzy raportu, tendencyjna alokacja środków jest efektem fragmentarycznej reinterpretacji takich pojęć jak „dyskryminacja”, czy „wykluczenie”, co skutkuje faworyzowaniem pewnych grup społecznych dobranych arbitralnie, wedle lewicowego klucza ideologicznego, kosztem innych – a więc, paradoksalnie, dyskryminacją i wykluczaniem z którym ponoć Fundacja ma walczyć. Mamy zatem wśród beneficjentów wiele inicjatyw środowisk LGBTQ, proaborcyjnych, feministycznych, pro-imigranckich – lecz żadnej „pro life”, na rzecz rodzin wielodzietnych, czy promujących chrześcijański system wartości. Łącznie w ramach przeciwdziałaniu dyskryminacji i wykluczeniu (rozumianych w sposób lewicowy) wydano 49,1 mln. zł. (237 projektów).

Przykłady? Fundacja Przestrzeń Kobiet – 154 tys. zł. na „kobiety LGBTQ”; Stowarzyszenie Interwencji Prawnej – 344 876 zł. na „osoby LGBT”; Fundacja „Klamra” - 314 988 zł. na „walkę z tzw. »mową nienawiści«”; Lambda Warszawa – 183 328 zł. na „uczniów LGBT”; Fundacja na Rzecz Różnorodności Polistrefa – 221 586 zł. na walkę z nauczaniem religii w szkołach publicznych; Stowarzyszenie Kofe(m)ina – 225 tys. zł. na walkę z „opresyjnym konstruowaniem tożsamości płciowej” w szkole; Stowarzyszenie Edukacji Krytycznej – 145 136 zł. na działania na rzecz sprowadzenia uchodźców do Wrocławia... i tak dalej w tym guście – w sumie wymienione są 64 tego typu projekty. Autorzy zwracają uwagę, że wiele z nich wymierzonych jest w konstytucyjny i prawny porządek państwa – czyli małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, wolność wyrażania przekonań religijnych, czy wreszcie wolność słowa, bo do tego sprowadza się klasyfikowanie krytyki zachowań nieheteronormatywnych jako „mowy nienawiści”. Niektóre z dofinansowanych inicjatyw przekraczają przy tym granice groteski, jak 62 516 zł. przeznaczonych na „walkę z dyskryminacją osób z zaburzeniami identyfikacji płciowej w środowiskach… aktywistów LGBT”. Za tę skromną kwotę, jak napisano w sprawozdaniu „wzmocniono 26 osób transpłciowych” - co oznacza 2 404 zł. na jedną „wzmocnioną” osobę.

Mamy zatem jawne (by nie rzec bezwstydne) futrowanie publicznymi środkami lewicy kulturowej, otwarcie dążącej do zniszczenia obecnego porządku społecznego. Norwegowie grożą nam przy tym zamrożeniem funduszy, jeśli Polska nie pozwoli Fundacji Batorego w dalszym ciągu wydawać pieniędzy na ideologiczną tresurę. Cóż, niech w takim razie zabierają się do wszystkich diabłów – przynajmniej różni „inżynierowie dusz” nie będą mieli za co uprawiać swych chorych eksperymentów na żywej tkance społeczeństwa.


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Norweski okup

Fundusze norweskie pod lupą


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 36 (08-14.09.2017)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz