niedziela, 29 lipca 2018

Opozycyjne deja vu

Drodzy „totalni”, wbrew temu, co wam się roi w głowach – nie jesteście ofiarami reżimu. Jesteście ofiarami losu.

I. Mroczne czasy

Nie wiem jak Państwo, ale ja obserwując konwulsje szeroko rozumianej „totalnej opozycji” (od polityków, poprzez media, a skończywszy na społecznym zapleczu) odnoszę wrażenie swoistego deja vu. Wszystko to już było, wszystko już widziałem i słyszałem – i niemoc polityczną, i histeryczną publicystykę, i radykalizację nastrojów przeciwników władzy. Więcej – po części sam w tych paroksyzmach brałem udział i podpisywałem się pod alarmistycznymi tezami, formułując w różnych miejscach kasandryczne wizje przyszłości. Było to raptem kilka lat temu, za czasów potęgi PO, kiedy mogło się wydawać, że „znikąd nadziei”, a system zafundowany Polsce przez ekipę Tuska przeżre nasz kraj do tego stopnia, że odwrócenie go stanie się zwyczajnie niemożliwe. Na dodatek można było odnieść wrażenie, że stanie się tak przy poparciu lub w najlepszym razie obojętności przytłaczającej większości Polaków. Ba, był czas, gdy z różnych miejsc podnosiły się głosy, że bez „kryterium ulicznego” i jakiejś rewolty się nie obejdzie, jeśli chcemy ocalić Ojczyznę przed ostatecznym upadkiem. Pod tym względem szczególnie przygnębiający był okres po Tragedii Smoleńskiej.

Pamiętamy to, prawda? Herr Tusk jako folksdojcz na pasku Angeli Merkel, Sikorski oddający hołdowniczo w Berlinie Polskę i Europę pod niemiecką kuratelę, prezydent „Komoruski” jako gwarant zachowania wpływów Kremla i komunistycznej wojskowej bezpieki, posmoleński „reset” stosunków z Rosją na życzenie Berlina i Waszyngtonu rządzonego przez tandem Obama – Hillary Clinton, NATO dogadujące się z Putinem i wizje „wspólnej przestrzeni bezpieczeństwa od Lizbony do Władywostoku” (to znów Sikorski)... Przecież nawet Kościół brał w tym wówczas udział za sprawą przewodniczącego KEP abp. Józefa Michalika podpisującego na Zamku Królewskim w Warszawie wraz z agentem KGB patriarchą Cyrylem deklarację o „pojednaniu” między narodami polskim i rosyjskim. Swoją drogą, w wywiadzie dla KAI abp. Michalik wyznał, iż „na obecnym etapie nie możemy tego kroku nie uczynić” - co także rzuca snop światła na ówczesne uwarunkowania i chciałbym tylko wiedzieć, kto dostojnemu hierarsze uświadomił jaki to wówczas mieliśmy „etap” wymagający takiego „kroku”.

W tle mieliśmy natomiast niewyjaśnioną po dziś dzień aktywność „seryjnego samobójcy” likwidującego niewygodnych świadków i ekspertów zaangażowanych w wyjaśnianie Smoleńska, mord polityczny dokonany w Łodzi przez Ryszarda Cybę na Marku Rosiaku, arogancję władzy przekonanej że PiS wraz ze swymi zwolennikami „wymrze jak dinozaury” (Tusk), aranżowane pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu rozróby i ekscesy pijanej tłuszczy z udziałem prowokatorów pokroju Andrzeja Hadacza czy sutenera Zbigniewa S. ps. „Niemiec” (z przyzwalającą biernością policji), prowokacje podczas kolejnych Marszy Niepodległości wraz z pałowaniem demonstrantów i całą resztą repertuaru aparatu przemocy, aresztowaniami i procesami, no i wreszcie – rozkradanie państwa, afery, wyprowadzanie z Polski za milczącą zgodą fiskusa miliardów dolarów rocznie... Nawiasem, niemal nic z wymienionych nieprawości nie doczekało się rozliczenia.


II. Farsa, czyli powtórka z historii

Na powyższe nakładało się nieustające samozadowolenie beneficjentów III RP przekonanych, że tak już będzie zawsze i otępiający, propagandowy łoskot mediów. Pamiętam towarzyszące nam wówczas poczucie bezsilności – PiS w kolejnych wyborach nie mogło przebić szklanego sufitu i jego poparcie oscylowało wokół tego, co ma dziś Platforma. Naszą reakcją było żmudne tworzenie oddolnych inicjatyw - „partyzanckich”, bez zaplecza instytucjonalnego, bez pieniędzy. Odtrutką na oficjalne przekaziory był rozkwit niezależnej blogosfery i próby odwojowania opinii publicznej za pomocą internetu. Z czasem wreszcie zaczęły powstawać opozycyjne tytuły prasowe (w tym „Warszawska Gazeta”) borykające się z problemami w obliczu których uprzywilejowane media III RP z miejsca padłyby na twarz. Równolegle podejmowały aktywność rozliczne, często lokalne, ruchy i stowarzyszenia. W sumie, to wszystko złożyło się na swoisty rój – konglomerat inicjatyw, który paradoksalnie dzięki swojemu rozproszeniu okazał się dla ówczesnej władzy trudny do spacyfikowania i odegrał niebagatelną rolę przy podwójnych wyborach w 2015 roku.

Wspominam obszernie te „kombatanckie” zaszłości dlatego, że zwolennicy obecnej „totalnej opozycji” usiłują powtórzyć tę drogę. Tyle, że jak to często bywa, w ich wydaniu historia powtarza się jako farsa. Weźmy sferę diagnoz – rzekomo to obecnie mamy „demontaż państwa prawa”, zagrożenie dla swobód obywatelskich i groźbę „putinizacji”. A w realu? Odbywają się bez przeszkód demonstracje podczas których policja wręcz z matczyną troską dba o komfort i bezpieczeństwo uczestników – porównajmy to chociażby ze sposobem w jaki zbiry Hanny Gronkiewicz-Waltz ze Straży Miejskiej traktowały pikietę Solidarnych 2010 na Krakowskim Przedmieściu. Dopiero ostatnia zadyma pod Sejmem spotkała się z bardziej zdecydowaną reakcją – nieporównywalną jednak do policyjnej akcji przeciw protestującym w PKW po skandalicznych wyborach samorządowych w 2014 r. Przy okazji – „totalni” alarmują, że PiS z pewnością sfałszuje kolejne wybory i nawołują do społecznej kontroli w komisjach, co jest karykaturalną powtórką z akcji Ruchu Kontroli Wyborów. Fałszerstwo ma rzekomo umożliwić „pisowski” Sąd Najwyższy – jakoś nie przeszkadzało im dotąd hurtowe oddalania protestów nieśmiertelną formułką, że ewentualne nieprawidłowości „nie miały wpływu na końcowy wynik”.

Idźmy dalej – zagrożona jest jakoby „wolność mediów”. Owo zagrożenie, jak rozumiem, polega na tym, że opcja III RP straciła medialny monopol i zmuszona jest funkcjonować w warunkach pluralizmu – nader ułomnego dodajmy, bo jeśli spojrzeć na dominujące tytuły, stacje i portale to niemal wszystkie są zajęte jawnym zwalczaniem obecnego rządu, często na zlecenie zagranicznych, głównie niemieckich właścicieli, nie cofających się przed terroryzowaniem konkurencji rujnującymi pozwami. I znów – porównajmy to np. z historią przejęcia „Presspubliki” przez „zaprzyjaźnionego biznesmena” i śmietnikowych konsultacji tegoż z Pawłem Grasiem. Dodajmy, że politycy PiS zapowiadają, że sprawa repolonizacji zostaje odłożona do następnej kadencji – takie to i „zagrożenie”. Przykłady tego typu paranoicznego oglądu rzeczywistości można mnożyć – generalnie, ponoć zapanował już stalinizm, stan wojenny i III Rzesza w jednym. Najzabawniejsze jest chyba posądzanie PiS (bodaj najbardziej antyrosyjskiej partii w Europie) o działanie w interesie Rosji.


III. Ofiary reżimu, czy ofiary losu?

Mimo to, „totalni” czują się ofiarami permanentnej opresji. Zakładają więc stowarzyszenia opozycyjne, a nawet namiastki solidarnościowej konspiracji. Zważywszy, że poczesną rolę odgrywają tam persony pokroju płk. Mazguły czy „Farmazona” trudno nie docenić tu talentu parodystycznego. Dziś KOD czy Obywatele RP działają w warunkach wręcz cieplarnianych – wystarczy skonfrontować obecne realia z opisem czasów PO z pierwszej części artykułu. Na dodatek, opozycja ma do swej dyspozycji aktywa zgromadzone przez cały okres III RP, poparcie zagranicy o jakim polscy patrioci mogli tylko pomarzyć czy sponsorowane bez przeszkód z zewnątrz organizacje pozarządowe. Trochę (ale tylko trochę) urwały się im dotacje z publicznej kasy – co daje im asumpt do kładzenia się na pluszowych krzyżach w charakterze „ofiar reżimu”.

Drodzy „totalni”, jeśli mimo wszystkich pozostających w waszej dyspozycji zasobów jesteście wciąż tak bezsilni, to możecie winić jedynie własną nieudolność, arogancję każącą wam mieszać z błotem „motłoch kupiony za pińćset” (który powinniście do siebie przekonywać) i chroniczną bezradność w formułowaniu jakichkolwiek alternatywnych ofert dla wyborców. Wbrew temu, co wam się roi w głowach i czemu dajecie wyraz w wylewanych notorycznie potokach słownej agresji, frustracji i histerii – nie jesteście ofiarami reżimu. Jesteście ofiarami losu.


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 30 (27.07-02.08.2018)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz