niedziela, 5 sierpnia 2018

Kasta w amoku

Ciekawe, czy Timmermans pamięta maksymę starego Fryca, że kanaliami można się posługiwać, ale nie wolno się z nimi spoufalać?

I. Sędziowscy hunwejbini

Zadyma wokół reformy wymiaru sprawiedliwości ma jeden niewątpliwie pozytywny aspekt: opadły maski apolityczności, dystansu i obiektywizmu, jakie sędziowie dotąd chętnie zakładali na użytek opinii publicznej. Przedstawiciele „nadzwyczajnej kasty” lubili się bowiem przed społeczeństwem drapować w szaty Katonów – niezłomnych mędrców dumających dniem i nocą o praworządności, do których nie mają przystępu niskie instynkty, co zresztą zostało zadekretowane ustawowo dogmatem o „nieskazitelności charakteru”. W tym kontekście nie dziwi oburzenie środowiska wywołane projektem utworzenia w Sądzie Najwyższym Izby Dyscyplinarnej – no bo, skoro sędzia jest „nieskazitelny” z mocy prawa, to taka Izba jest po pierwsze zbędna, po drugie zaś może w głowach maluczkich zasiać szkodliwy zamęt sugerując samym swym istnieniem, że z tą nieskazitelnością nie wszystko jest tak do końca w porządku. Jednak, jako się rzekło, owe katońskie stylizacje okazały się tanią komedią, bo gdy „kasta” poczuła się zagrożona w swych partykularnych, korporacyjnych interesach, bez ceregieli cisnęła w kąt wszystkie kabotyńskie pozy przeistaczając się w jednej chwili w pospolitych wiecowych krzykaczy. Tym samym, spod togi dostojeństwa wyleźli zacietrzewieni hunwejbini, ani na jotę nie odstający od najbardziej zajadłych polityków „totalnej opozycji”, tudzież osobników pokroju płk. Mazguły, „Farmazona” czy „obywatela RP” Kasprzaka.

Niedawnym przejawem powyższego był list dyscyplinujący, jaki Stowarzyszenie Sędziów THEMIS pod wodzą sędzi Beaty Morawiec zamieściło na swej stronie internetowej. Zagroziło w nim prawnikom startującym w konkursie na sędziów Sądu Najwyższego wiekuistym potępieniem, albowiem „udział w procedurach zajmowania miejsc w Sądzie Najwyższym jest działaniem bezpośrednio wspierającym łamanie Konstytucji RP”. Wedle stanowiska THEMIS „Nazwiska osób aspirujących do Sądu Najwyższego w warunkach stworzonego obecnie ustawowego bezprawia, staną się synonimem służalczości wobec systemu niszczącego państwo prawa (...)”. Podobny okólnik z wytycznymi opublikowało stowarzyszenie „Iustitia” grożąc, iż „prawnicy czynnie zaangażowani w demontaż zasad demokratycznego państwa prawa oraz gwarancji należytej ochrony obywateli przez niezależne sądy, powinni liczyć się z poważnym zagrożeniem dla swojej zawodowej i obywatelskiej reputacji”.


II. Niezawisłość wczoraj i dziś

Oba oświadczenia rzucają snop światła na podejście prawniczego establishmentu do kwestii słynnej „niezawisłości” sędziowskiej oraz sposobu postrzegania własnego środowiska. Gdyby potraktować je przez chwilę serio, to należałoby przyjąć, iż w optyce władz obu stowarzyszeń przynajmniej część ich kolegów i koleżanek to chwiejne indywidua o nader podejrzanej konduicie moralnej – bowiem po pierwsze, można ich skutecznie zaszantażować groźbą towarzysko-zawodowego ostracyzmu, po drugie zaś – są łasi na zaszczyty i urzędy dla których gotowi są wysługiwać się każdej władzy (a nie tylko tej „właściwej”). Teraz poprosiłbym szanownych luminarzy prawa o wyjaśnienie – jak to się ma do słów o „nadzwyczajnej kaście ludzi”, wspomnianej wyżej „nieskazitelności charakteru” czy „niezawisłości”, skoro trzeba się wobec nich uciekać do tego rodzaju pogróżek? Czy nie zachodzi tu pewna rozbieżność między kreowanym publicznie wizerunkiem, a rzeczywistą kondycją naszych „orłów Temidy”? A skoro tak, to czy dotychczasowy stan polskiego sądownictwa w którym orzekali ludzie tak marni, faktycznie był taki idealny, jak się nam przedstawia – i dopiero PiS przyszedł i rozwalił kwitnącą praworządność? Tu pozwolę sobie przytoczyć wypowiedź prof. Ewy Łętowskiej, która w 2016 r. w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” stwierdziła, że „sprawiedliwość trzeba sobie u nas wyszarpać”. Czyżby prof. Łętowska stała się „pisówą”? Czy ktoś potrafi przekonująco wytłumaczyć te sprzeczności?

Tak to bywa, gdy histeria przesłania racjonalne myślenie – autorzy cytowanych oświadczeń w politycznym amoku zwyczajnie nie pomyśleli jakie świadectwo wystawiają własnej „kaście”. Tymczasem niezawisłość to nie tylko gwarancje prawne, lecz przede wszystkim stan ducha i umysłu. Jeżeli sędzia jest niezwisły, to zachowa się przyzwoicie również w trudnych okolicznościach – co najwyżej nie zrobi wielkiej kariery. Nawet w PRL-u nie wszyscy sędziowie byli służalczy wobec komuny, co oczywiście przypłacili brakiem awansu i szykanami. Ich kosztem kariery robili ci rozumiejący kolejne „mądrości etapu” - i to oni kształtowali w roli mentorów dalsze pokolenia sędziowskiego narybku, czego emblematycznym przykładem może być sędzia kapitan Iwulski szkolony przez WSW i z żoną w bezpiece.

Nawiasem mówiąc, gdy trzeba było bronić kolegów orzekających w stanie wojennym, Sąd Najwyższy wykazał się w kwestii niezawisłości daleko idącą elastycznością, stwierdzając w niesławnej uchwale z dn. 20 grudnia 2007 r., że skoro PRL nie była państwem prawa i obowiązywał w niej np. dekret o stanie wojennym, to nie wolno czepiać się sędziów, że ten dekret stosowali. Na bazie tej żelaznej logiki nie pociągnięto do odpowiedzialności bodaj żadnego sądowego zbrodniarza. Kiedy wytknął to sędziom wiceminister Marcin Warchoł przemawiając 20 maja 2017 na Zjeździe Prawników Polskich, ci zaczęli demonstracyjnie wychodzić z sali. Najwyraźniej niezawisłość i nieskazitelność charakteru przewidziane są jedynie na czas dobrej pogody. Tak więc otrzymujemy kolejny paradoks – dyspozycyjni sędziowie z czasów PRL nie sprzeniewierzyli się niezawisłości, ale sędziowie którzy dziś ośmieliliby się kandydować do Sądu Najwyższego są ohydnymi sługusami „pisowskiego reżimu”, których należy przykładnie napiętnować. Trzeba dodać, że podobne groźby sędziowskie stowarzyszenia formułowały również wcześniej – przy okazji zmian na stanowiskach prezesów sądów i wyłaniania nowej KRS.


III. Pełzający rokosz

Generalnie, można odnieść wrażenie, że prawniczy establishment trzęsie się w posadach, bo oto na naszych oczach zapoczątkowany zostaje proces wymiany elit – dotychczasowe autorytety stopniowo są odsyłane do lamusa, przez co ulega przerwaniu proceder uzupełniania się przez kooptację gwarantujący ciągłość układu. Symbolem może być tu wzmiankowana przewodnicząca stowarzyszenia „THEMIS” sędzia Beata Morawiec odwołana z funkcji prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie przez min. Ziobrę. Stąd odpowiedzią tracących wpływy prawników jest pełzający rokosz do którego jawnie wzywają kolejne uchwały i wystąpienia. Lojalni wobec odwołanej prezes sędziowie SO w Krakowie uchwalili „wotum nieufności” wobec jej następczyni wzywając ją do ustąpienia, albowiem przyjmując funkcję „wspiera zmiany, których celem jest zniszczenie trójpodziału władzy i niezależności sądownictwa”. Z kolei sędzia SN Wojciech Katner oznajmił w TVN24, iż ma nadzieję, że nie znajdzie się osoba, która zgodziłaby się zastąpić ex-prezes Gersdorf. Wcześniej jeszcze, na przywołanym Zjeździe Prawników Polskich prof. Safjan snuł wizje alternatywnego Trybunału Konstytucyjnego prowadzącego „stały monitoring” i wydającego własne orzeczenia o konstytucyjności przepisów, co jest wprost dążeniem do anarchizacji państwa. Z kolei prof. Wojciech Popiołek wsławił się jawnie sprzeczną z art.4 Konstytucji („władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”) wykładnią pojęcia suwerena, głosząc ni mniej ni więcej, tylko że „w demokratycznym państwie prawnym suwerenem nie są wyborcy. Suwerenem są wartości znajdujące się w prawie, a na straży tych wartości stoją niezależne sądy i niezawiśli sędziowie”. Czystej wody uzurpacja - to bowiem „nadzwyczajna kasta” „odkrywałaby” i wdrażała owe „wartości”. Otrzymalibyśmy zatem rządy swoistych „ajatollahów prawa”. Jak widać, sędziowie podążają tą drogą, czego dowodem są uroszczenia dotychczasowego składu Sądu Najwyższego do recenzowania zgodności z Konstytucją ustaw o sądownictwie.

Sędziowski rokosz jednak nie przetrwa bez wsparcia zagranicy – stąd nie może dziwić występ prof. Gersdorf przed niemieckimi sędziami federalnymi w Karlsruhe podczas którego błagała o ratunek dla upadającego „państwa prawa” ogłaszając się przy okazji „pierwszym prezesem na uchodźstwie”. Z poparciem oczywiście pośpieszyło niemieckie MSZ każąc nadal tytułować Małgorzatę Gersdorf „prezesem”. Nota bene, akcję prof. Gersdorf interpretuję jako otwarcie kolejnego etapu kariery – liczy na to, że lansując się na swym męczeństwie zostanie dokooptowana do ekskluzywnej, europejskiej prawniczej międzynarodówki, demonstruje więc zawczasu swoją użyteczność. W ciąg zdradzieckiej żebraniny o zewnętrzną interwencję wpisał się również prof. Jerzy Zajadło z Uniwersytetu Gdańskiego apelując do Fransa Timmermansa o podjęcie „jeszcze bardziej radykalnych kroków” przeciw Polsce. Swoją drogą, jak ten Timmermans musi gardzić Polakami widząc te tabuny łaszących się do niego codziennie sprzedawczyków... Ciekawe tylko, czy pamięta maksymę starego Fryca, że kanaliami można się posługiwać, ale nie wolno się z nimi spoufalać?


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Sędziowski rokosz

Nadzwyczajna kasta ogłasza się suwerenem

Kaczyński tłumi rokosz



Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w dwutygodniku „Polska Niepodległa” nr 15 (01-21.08.2018)

2 komentarze:

  1. Czytajcie bloga falszywegrafikisalvadoradali.blogspot.com
    Będzie tam można się dowiedzieć o nędzy gdańskiego wymiaru "sprawiedliwości" i to po nazwiskach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wpis. Dzięki! Od razu wie się więcej o sądach. Dlatego właśnie od lat stawiamy na Doświadczoną Kancelarię Adwokacką... Bez tego ani rusz!

    OdpowiedzUsuń