piątek, 4 stycznia 2019

Szczupak w stawie karpi

Partia rządząca potrzebuje radykalnego dyscyplinatora i recenzenta z prawej strony, by nie gnuśniała w samozadowoleniu i poczuciu zatęchłego komforciku.

I. Ożywczy ferment

Wygląda na to, że w ostatnich tygodniach na prawicy rozpoczął się nareszcie jakiś ożywczy ferment. Najpierw 27 listopada w warszawskim Sądzie Okręgowym eurodeputowany Mirosław Piotrowski złożył wniosek o rejestrację partii Ruch Prawdziwa Europa – Europa Christi. Nieco później, 6 grudnia, Ruch Narodowy i partia Wolność (Janusz Korwin-Mikke) ogłosiły powołanie koalicji wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Widać zatem wyraźnie, że mówiąc klasykiem „coś się dzieje”. Po raz pierwszy od bardzo dawna na prawo od PiS zaczęła się tworzyć polityczna przestrzeń – niewielka, ale jednak. Jest to przede wszystkim „zasługą” partii rządzącej, która po okresie rewolucyjnego wzmożenia z czasów gabinetu Beaty Szydło, zaczęła pod rządami premiera Mateusza Morawieckiego konsekwentnie przechodzić na pozycje technokratyczno-wizerunkowe, czego dobitnym potwierdzeniem było zarówno wyjazdowe posiedzenia klubu PiS w Jachrance, jak i konwencja z soboty 15 grudnia. Otwartym tekstem ogłoszono tam zamykanie frontów i wygaszenie rewolucji, w zamian kładąc nacisk na wzrost gospodarczy, podniesienie zamożności Polaków, europeizację i modernizację. Do tego podkreślano moralną wyższość nad poprzednikami z PO (niby racja, ale przypominanie tego po 3 latach własnych rządów w stylu „oni byli gorsi” sprawia dość rozpaczliwe wrażenie) i zwrócono uwagę na kwestię komunikacji społecznej – czyli, mówiąc wprost, politycy PiS dostali zakaz wypisywania głupot w internecie. Wiele wskazuje na to, że pierwszą ofiarą tej nowej strategii wizerunkowej padła poseł Krystyna Pawłowicz, znana powszechnie z bezkompromisowości i ciętego języka. Właśnie po sobotniej konwencji ogłosiła bowiem rozbrat z polityką – musiała poczuć (lub ktoś dał jej to odczuć), że dla jej stylu aktywności publicznej nie ma już w PiS-ie miejsca, a że nie chciała być „przechrztą” lub rozłamowcem, więc postanowiła zawiesić rękawice na kołku. Szacunek, mało którego polityka byłoby na to stać.

Słowem, PiS ogłosił początek epoki „ciepłej wody w kranie”. Mamy stać się „zieloną wyspą” i „drugą Irlandią”, a Morawiecki – lepszą, patriotyczną wersją Donalda Tuska, tak jak do tej pory był „wrażliwą społecznie” wersją Balcerowicza. Poszukiwanie mitycznego „centrum” mającego zapewnić drugą kadencję samodzielnych rządów rozpoczęło się więc na całego. Owa iluzja „centrowego wyborcy” pod kątem którego należy łagodzić przekaz i szlifować różne kanty to temat na osobny tekst - tu tylko przypomnę, że w 2015 r. PiS nie wygrało dzięki centrystom (ci mieli do dyspozycji Petru i Platformę), a gdyby umiarkowany elektorat faktycznie był taką potęgą, to rządziłby dziś Gowin z PiS-em jako przystawką. Jak wiemy, jest odwrotnie.


II. Życie poza PiS-em

Niemniej, owo przesunięcie akcentów sprawiło, że zwyczajnie nie sposób dłużej skutecznie pilnować prawej flanki. Do tej pory jednym z pisowskich aksjomatów było sprawianie wrażenia, że poza PiS-em nie ma życia na prawicy i po tej stronie nie może wyrosnąć nic istotnego. Teraz pojawiły się wszelkie dane po temu, by ów stan rzeczy uległ zmianie – wszystko pozostaje w rękach prawicowego „planktonu”. Dość nerwowe reakcje przedstawicieli obozu „dobrej zmiany” na inicjatywę europosła Piotrowskiego, mocno związanego z ośrodkiem toruńskim (jego ugrupowanie jeszcze nie zdążyło zaistnieć, a już dorobiło się miana „partii ojca Tadeusza Rydzyka”), pokazują, że również w PiS-ie istnieje świadomość potencjału drzemiącego pod prawą ścianą sceny politycznej. Przy okazji, PiS zachowuje się tutaj jak pies ogrodnika – z jednej strony z absolutną premedytacją porzuca najbardziej radykalny elektorat, z drugiej zaś usiłuje nie dopuścić do tego, by ktoś inny go zagospodarował. Usłyszeliśmy więc starą śpiewkę, że nowe ugrupowania to dzielenie prawicy i torowanie drogi powrotowi do władzy „totalnej opozycji”. W podobnym duchu wypowiedział się w opiniotwórczym Klubie Ronina Józef Orzeł – że drobne partyjki niczego same nie osiągną, a uszczkną PiS-owi kluczowe kilka procent (w domyśle – właśnie po to się aktywizują przed wyborami). Wniosek z tego, że polityczna konkurencja powinna się samorozwiązać, by nie psuć Zjednoczonej Prawicy monopolu i komfortu rządzenia. Pora rozbroić ten fałszywy mit.

Otóż jako były zwolennik Korwina (potem mi przeszło) z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że wyznawca „Krula” prędzej odrąbie sobie rękę, niż zagłosuje na „socjalistów” z PiS. Zresztą, dla libertariańskich wyborców każdy oprócz Korwin-Mikkego to lewak i socjalista. Krótko mówiąc – to zupełnie odrębny elektorat, momentami rządzący się wręcz logiką sekty, z nieomylnym guru wolnego rynku na czele. Podobnie rzecz się ma z narodowcami – oni z kolei obsługują najbardziej zdeterminowanych przeciwników Unii Europejskiej, zwolenników Polexitu, dla których „PiS-PO to jedno zło”. Jak po tych wyborców miałby sięgnąć PiS, deklarujący na wyprzódki swą prounijność – doprawdy nie wiem. Prócz tego mamy również twardych prolajferów, dla których PiS byłby wiarygodny tylko wówczas, gdyby zaostrzył prawo aborcyjne – ten segment PiS właśnie definitywnie „olał”, najwyraźniej godząc się ze stratą i uznając, że zrekompensuje ją sobie z naddatkiem umiarkowanymi wyborcami. Zakaz molestowania Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej jest postawieniem kropki nad „i”. To są z kolei potencjalni wyborcy m.in. Marka Jurka i jego Prawicy RP, a niedługo także partii Mirosława Piotrowskiego. Do tego mamy jeszcze różne większe i mniejsze grupki prawicowych antysystemowców w rodzaju „Pobudki” Grzegorza Brauna – i to również nie są fani partii Jarosława Kaczyńskiego.

Cała ta mozaika może w moim odczuciu liczyć (przy dobrych wiatrach) na okolice pięciu procent i przekroczenie progu wyborczego – ale, podkreślmy jeszcze raz, to nie będzie 5 proc. „odebrane” PiS-owi, tylko pozbierane z rozproszonego planktonu politycznego na prawo od PiS. Warunek jest jeden – muszą się ze sobą dogadać i pójść do wyborów jedną listą, inaczej nic z tego nie będzie. Porozumienie narodowców i korwinistów jest tu pozytywnym sygnałem, choć łączy ich w zasadzie jedynie wspólny front antyunijny – mamy więc polityczne małżeństwo z rozsądku, w dobrym rozumieniu tego pojęcia. Podobnie należy ocenić przyjazne wypowiedzi kierowane pod adresem Mirosława Piotrowskiego – zarówno Ruch Narodowy, jak i Korwin-Mikke nie ukrywają, że widzą w nim przyszłego sojusznika. Swoją drogą, „odpuszczenie” sobie Radia Maryja (pewnie tu też PiS dostrzegł dla siebie jakieś wizerunkowe obciążenie) to klasyczny strzał w stopę – ale cóż, sami tego chcieli.


III. Szczupak i karpie

Na koniec winien jestem wyjaśnienie – dlaczego jako wyborca Prawa i Sprawiedliwości patrzę przychylnym okiem na nowe inicjatywy? Po pierwsze – jak wyjaśniłem powyżej, one PiS-owi nie szkodzą, zbierają jedynie głosy, których PiS nie jest w stanie (lub nie chce) zagospodarować. Po drugie, politycznie i światopoglądowo jestem gdzieś pomiędzy PiS-em a narodowcami i uważam, że Polska potrzebuje dwóch płuc polskiego patriotyzmu – zarówno tego wywodzącego się z tradycji piłsudczykowskiej, jak i endeckiej, do czego zresztą bezskutecznie nawoływałem na długo przed 2015r. Po trzecie wreszcie, partia rządząca potrzebuje radykalnego dyscyplinatora i recenzenta z prawej strony (a może i koalicjanta) – by nie rozleniwiła się i nie gnuśniała w samozadowoleniu oraz poczuciu zatęchłego komforciku. Potrzebny jest szczupak w stawie z coraz bardziej nieruchawymi, tłustymi karpiami. Do pewnego momentu wiązałem takie nadzieje z ruchem Kukiza – ale niestety, niestabilny emocjonalnie lider nie wyzbył się narowów estradowej primadonny i wydaje mu się, że można rządzić ugrupowaniem politycznym jak rockową kapelą. Dlatego, jeżeli na tych łamach zdarza mi się krytykować PiS, to właśnie z tej pozycji – wyborcy, który dostrzega u „swojej” partii niepokojące symptomy i bije na alarm. Bezkrytycznych popleczników i interesownych lizusów PiS ma na pęczki w innych redakcjach.


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 51 (21-27.12.2018)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz