„Mowa nienawiści” to lewacki konstrukt ideologiczny służący wyrugowaniu z przestrzeni publicznej prawicowych i konserwatywnych poglądów.
I. Tolerancjonizm w natarciu
Pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda – głosi popularna maksyma. W naszych obecnych realiach natomiast pierwszą ofiarą rozpętanej po zabójstwie Pawła Adamowicza wojny politycznej może paść jeden z niezbędnych warunków głoszenia prawdy, jakim jest wolność słowa. Wszystko pod pozorem zainicjowanej właśnie walki z „mową nienawiści” (określenie to nie bez przyczyny należy brać w cudzysłów, bądź poprzedzać sformułowaniem „tak zwana...” - o czym szerzej za chwilę). Czym jest owa „mowa nienawiści” (ang. „hate speech”)? Jest to wymyślony przez zachodnie lewactwo konstrukt ideologiczny służący wyrugowaniu z przestrzeni publicznej prawicowych i konserwatywnych poglądów. Innymi słowy, jest to forma cenzury, knebel na prawicę. W tym ujęciu tzw. mową nienawiści staje się każda opinia, a nawet przywołanie oczywistych faktów, niemiłych lewicowo-liberalnemu establishmentowi. Dla ścisłości - „mowa nienawiści” nie oznacza takich czynów jak np. zniesławienie, podżeganie do przestępstwa czy groźby karalne, które już dzisiaj są penalizowane odpowiednimi przepisami prawa karnego. To pojęcie o wiele szersze, a jego podstawową cechą jest dalece posunięta uznaniowość co do tego, jakie wypowiedzi i zachowania zostaną zakwalifikowane jako „nienawistne”. „Mowa nienawiści” stanowi zatem część składową ideologii tolerancjonizmu (czyli afirmacji wszelkich odmienności od tradycyjnych norm kulturowych) i szerzej – marksizmu kulturowego oraz politycznej poprawności, mającej na celu zafałszowanie podstawowych pojęć cywilizacyjnych, a co za tym idzie – przewartościowanie zbiorowej świadomości poprzez kontrolę myśli i języka (bo nie będziemy w stanie „pomyśleć” niczego, czego nie potrafimy prawidłowo nazwać).
W Polsce batalia przeciw „mowie nienawiści” dopiero raczkuje i w porównaniu z krajami Zachodu cieszymy się jeszcze stosunkowo dużym zakresem wolności słowa. Póki co, nie szaleje u nas masowy terror „political correctness”, w którym osoba głosząca nieprawomyślne poglądy skazuje się co najmniej na ostracyzm i swoistą „śmierć cywilną” - a nierzadko na odpowiedzialność karną. Również organy ścigania na ogół wykazują wstrzemięźliwość co do karania za słowa. Wolno jeszcze głosić, że rodzina to związek kobiety i mężczyzny, homoseksualizm jest dewiacją, aborcja morderstwem, islamizm zagrożeniem dla Europy, a wartości chrześcijańskie są podstawą naszej cywilizacji – w większości krajów zachodniej Europy za podobne „herezje” można nawet stanąć przed sądem. To jednak może się zmienić za sprawą histerii rozpętanej po tragicznej śmierci prezydenta Gdańska. Temu służyć ma rozpowszechniana od pierwszych chwil po morderstwie narracja, jakoby Pawła Adamowicza nie zabił konkretny człowiek pragnący się zemścić za odsiadkę w więzieniu, lecz wszechogarniająca nienawiść, której źródłem (i to jedynym) ma być rzekomo prawica, a konkretnie PiS i Jarosław Kaczyński.
II. Szkolne pranie mózgów
Na reakcję sił postępu nie trzeba było długo czekać. Prezydenci kilku miast (Warszawa, Wrocław, Kraków, Łódź, Toruń, Bydgoszcz, Poznań, Białystok) zapowiedzieli, że w miejscowych szkołach odbędą się specjalne lekcje poświęcone „mowie nienawiści” z użyciem m.in. materiałów przygotowanych przez sorosowską Fundację Batorego czy skolonizowaną ideologicznie przez lewicę Radę Europy. Są to np. raport Fundacji Batorego i Centrum Badań nad Uprzedzeniami „Mowa nienawiści, mowa pogardy”, a także podręcznik Kampanii Rady Europy Bez Nienawiści „Zakładki. Przeciwdziałanie mowie nienawiści w sieci poprzez edukację o prawach człowieka”. Czego się z nich dowiadujemy? Wg raportu Fundacji Batorego ofiarami „mowy nienawiści” padają „osoby nieheteronormatywne”, uchodźcy i muzułmanie oraz feministki. Kropka. Z kolei w podręczniku Rady Europy główny nacisk położony jest na „ksenofobię”, „rasizm” i „dyskryminację” - oczywiście w odniesieniu do imigrantów i mniejszości etnicznych. Również kropka.
Już tylko na tym krótkim przykładzie widać, że mamy tu do czynienia ze skrajnie zaburzoną i motywowaną ideologicznie optyką, wedle której obiektami nienawiści są jedynie ściśle wyselekcjonowane grupy – migranci, muzułmanie, homoseksualiści czy feministki (zwróćmy uwagę - nawet nie kobiety jako takie, lecz jedynie ich wąska „reprezentacja”). Rzecz jasna, ani słowa nie poświęcono nienawistnemu językowi skrajnej lewicy czy przedstawicieli środowisk muzułmańskich. To ma zniknąć z pola widzenia i wrażliwości odbiorców – otrzymujemy zatem pod pozorem „edukacji” ładunek indoktrynacji i pranie mózgów. Dobrze więc się stało, że zareagował instytut „Ordo Iuris”, podnosząc, że to rodzice powinni decydować o przeprowadzaniu takich zajęć i uczestnictwie w nich swoich dzieci. „Ordo Iuris” opublikowało na swych stronach wzór „Oświadczenia Rodzicielskiego” dzięki któremu będzie można zwolnić swoje dziecko z niepożądanych i potencjalnie demoralizujących zajęć – za co, nawiasem, tygodnik „Polityka” nazwał członków instytutu „fundamentalistami”.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że ofiarami słownej agresji w Polsce padają przede wszystkim niezamożni mieszkańcy prowincji - „Janusze”, „Grażyny”, „hołota pobierająca 500+”, do tego rodziny wielodzietne określane jako „patologia, która się mnoży i żyje za nasze pieniądze”. Wystarczy zerknąć do internetu czy przypomnieć niesławny artykuł „Newsweeka” o „najeździe Hunów” zanieczyszczających bałtyckie plaże. Ludzi tych łączy jedno: stereotypowo uznawani są za gorszych – słabiej wykształconych, zacofanych, nieporadnych życiowo, prymitywnych, a na domiar złego głosujących na PiS. Podobnie fala zmasowanego hejtu dotyka Kościół przedstawiany jako instytucja pazerna i skorumpowana oraz księży, którym przyklejono łatkę zdemoralizowanych pedofili. Ale to pozostaje poza obszarem zainteresowania badaczy „mowy nienawiści”.
III. Zionąc miłością
Kampania przeciw „mowie nienawiści” ma jasno określony cel polityczny. Chodzi o zagonienie prawicy do kąta, tak by nie śmiała się odezwać – co w oczywisty sposób wpłynąć ma na przebieg zbliżających się kampanii wyborczych. A jeżeli jakikolwiek polityk bądź inna osoba publiczna odważy się zaprotestować, będzie piętnowana jako nienawistnik, który ma na rękach krew Pawła Adamowicza. Jak napisałem tydzień temu – w ciągu zaledwie doby od morderstwa ukształtował się przekaz jaki będzie towarzyszył tegorocznym wyborom. Stąd te chóralne jęki potępiające „nienawiść” - owo zbiorowe bicie się w cudze piersi, te diapazony hipokryzji podszyte szantażem moralnym. Schemat jest oczywisty – z jednej strony „my”, czyli siły dobra, broniące zgodnie ze słowami Donalda Tuska „Gdańska, Polski i Europy przed nienawiścią” utożsamianą z PiS, z drugiej zaś „oni” - dysząca nienawiścią prawica. Mamy tu zatem powtórkę z pamiętnej „polityki miłości” okresu rządów PO. Ten sam ton towarzyszył przemówieniu (bo trudno nazwać to homilią) o. Ludwika Wiśniewskiego podczas politycznego spektaklu, jaki zrobiono z pogrzebu prezydenta Adamowicza w gdańskiej Bazylice Mariackiej. Ta narracja, aby odnieść skutek, musi być wszechogarniająca, ma przytłaczać, tak by nikomu nie przyszło do głowy przypominać nie tylko „zionących miłością” wypowiedzi polityków i zwolenników „totalnej opozycji”, ale też chociażby okładek springerowskiego „Newsweeka” z Jarosławem Kaczyńskim na tle płomieni i podpisem „Dzień świra”, albo Macierewiczem ucharakteryzowanym na taliba. Nienawiść ma być przypisana jednej stronie.
Nie można się temu poddawać. Tym bardziej, że zaczęły się już podchody pod przyjęcie specjalnej ustawy przeciw „mowie nienawiści”, którą szybko ochrzczono „lex Adamowicz”. Ale rzecz nie tylko w doraźnej polityce – inicjatorom kampanii chodzi również o trwałe wyłączenie spod krytyki lewicowej agendy ideologicznej oraz wykluczenie z publicznego dyskursu tradycyjnych wartości. Wszystko po to, aby zapanowała miłość – ma się rozumieć, pod czujną opieką samozwańczej „policji myśli” bezlitośnie tępiącej „nienawistników”.
Gadający Grzyb
Na podobny temat:
Polityczna nekrofilia „totalnej opozycji”
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 04 (25-31.01.2019)
jestem zwolenniczką tej ustawy, mowa nienawiści nie powinna mieć miejsca
OdpowiedzUsuń