niedziela, 16 lipca 2017

Narodziny męża stanu

Dobrze, że gramy w drużynie Trumpa, a nie po stronie popełniającej zbiorowe samobójstwo „starej Europy”. Możliwe, że właśnie w Warszawie zaczął wyrastać na naszych oczach prawdziwy mąż stanu.


I. Między Warszawą a Hamburgiem

Jeżeli Donald Trump potrzebował unaocznienia różnicy pomiędzy „nową” a „starą” Europą, to nie mógł lepiej trafić. W Warszawie – tłumy świadome swojej tożsamości, historycznego dziedzictwa i cywilizacyjnych obowiązków. W Hamburgu, na szczycie G-20 – lewacka dzicz demolująca miasto pod hasłem „Welcome to Hell”. Ponad dwustu rannych policjantów, siły porządkowe niezdolne do opanowania sytuacji, żona prezydenta uwięziona w hotelu, splądrowane sklepy, porozbijane witryny, barykady rozjeżdżane transporterami opancerzonymi, płonące samochody, dwie dzielnice obrócone w perzynę – istne pandemonium. I dalej – w Warszawie rozmowy o dostawach gazu, zakupie zmodernizowanych „Patriotów”, wzmacnianiu potencjału militarnego NATO. W Hamburgu – ględzenie o ustaleniach paryskiego „szczytu klimatycznego” pod dyktando lobbystów sztucznie pompowanej „zielonej energii” i samobójczy pęd globalizacyjny w interesie ponadnarodowych koncernów. Wszystko w zamkniętej, odciętej od świata twierdzy, podczas gdy barbarzyńscy kilka przecznic dalej plądrują miasto. Tak wygląda agonia Europy. Swoją drogą, sam pomysł, by ową orgię na trupie Zachodu zorganizować w bodaj najbardziej lewackim mieście w Niemczech, pokazuje stopień odrealnienia globalnych elit, podobnie jak to, że nie zdecydowano się włączyć do porządku obrad kwestii rosnącego rozwarstwienia społecznego – wymowny znak, komu i czemu miał służyć hamburski sabat okadzany dymem płonących ulic. Jeden z mieszkańców Hamburga wywiesił na balkonie transparent dedykowany burmistrzowi, Olafowi Scholzowi, który zabiegał o organizację szczytu G-20: „Olaf, to był g...ny pomysł” - i niech to posłuży za motto tej imprezy.

To wszystko gra oczywiście na naszą korzyść, bo co się Trump napatrzył, to jego – i błyskawicznie dał do zrozumienia, co o tym sądzi. Szeroko komentowane w mediach i zakrawające na dyplomatyczną obrazę wydelegowanie córki Ivanki na oficjalne obrady podczas drugiego dnia szczytu trudno interpretować inaczej, niż jako odwet za „areszt hotelowy” pierwszej damy, Melanii. I Angela Merkel musiała to przełknąć, robiąc dobrą minę do złej gry. Słowem, hamburski szczyt zakończył się fiaskiem, o czym świadczy bezprecedensowa formuła dokumentu końcowego, zawierającego za sprawą twardej postawy amerykańskiego prezydenta protokół rozbieżności – rzecz dotąd niespotykana. Media oczywiście uderzyły w ton spod znaku „Ameryka została osamotniona”. Otóż nie – to pozostali uczestnicy szczytu zostali bez Ameryki, wciąż najpotężniejszego państwa na świecie. A to oznacza, że ustaleniami szczytu można sobie wypchać buty.


II. Salon frustratów

Wróćmy jednak do warszawskiej wizyty Donalda Trumpa i historycznego przemówienia na Placu Krasińskich pod pomnikiem Powstania Warszawskiego. Już samo to, z jaką zajadłością lewackie media usiłowały zagłuszyć i zdeprecjonować jego wymowę świadczy o wadze tego, czego byliśmy świadkami. Przyjrzyjmy się przez chwilę temu jazgotowi, by uzmysłowić sobie skalę bezsilnej furii. Najpierw groteska, czyli pretensje Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie, że Trump śmiał nie odwiedzić Pomnika Bohaterów Getta, delegując tam Ivankę – żydówkę-konwertytkę przecież. Forum Żydów Polskich skomentowało to trzeźwo, pisząc iż taka postawa prezentuje organizacje żydowskie jako „przewrażliwionych, egocentrycznych, zacietrzewionych narcyzów”. Ze strony „Wyborczej” z kolei padały standardowe zaklęcia o „dzieleniu Europy”, dalej zaś o „populistycznym bełkotaniu”, „braku konkretów”, przemilczeniu 1989 roku, wreszcie – że Trump nie obsobaczył rządu PiS za „łamanie demokracji”. Krótko mówiąc, komentatorzy mieli Trumpowi za złe to, że nie jest Obamą i – o zgrozo – miał źle dopasowany garnitur. O twitterowych wypocinach Lisa i Migalskiego przyrównujących Polaków do miłośników „paciorków” i „perkalików” w ogóle szkoda gadać.

Nie mogę tu sobie darować pewnej uwagi na marginesie. Wizyta Trumpa - a zwłaszcza jego przemowa - nie spodobała się również Bartłomiejowi Radziejewskiemu z prawicowej „Nowej Konfederacji” i Klubu Jagiellońskiego. Do niedawna bardzo ceniłem sobie jego analizy, jednak kiedy nie dostał od rządu PiS dotacji, coś się z nim stało i zaczął konsekwentnie przesuwać się do opozycji. Krytykuje PiS - niby z pozycji konserwatywnych, ale jakoś tak wychodzi, że owa krytyka stawia go w coraz bliższym sąsiedztwie „Wyborczej”, której zresztą zdążył już udzielić dużego wywiadu, pozując na „dobrego faszystę”, zatroskanego (jako „konserwatysta” ma się rozumieć) niszczeniem przez PiS „instytucji” państwa. Ile te instytucje są warte, jakoś nie pomyślał. Podobnie a propos wizyty Trumpa stwierdził, iż ten „nie przywiózł nam żadnych nowych konkretów”, czym wpisał się już otwarcie w narrację „Wyborczej”. Co to z ludźmi robią zawiedzione ambicje...


III. Mąż stanu

Tymczasem, było to przemówienie przełomowe. Trump na nowo zdefiniował w nim fundamenty Zachodu i jego cywilizacyjne powinności. W kontekście mowy amerykańskiego prezydenta padły w komentarzach analogie do wystąpienia J.F. Kennedy'ego w Berlinie ze słynnymi słowami „Ich bin ein Berliner” („Jestem Berlińczykiem”). Mnie równie mocno kojarzy się ono ze słowami Reagana o „imperium zła”, którymi określił cel swej prezydentury, czyli zniszczenie ZSRR. Dziś zagrożeniem dla Zachodu jest lewacki nihilizm i muzułmańska inwazja - i widzę u Trumpa podobną jak u Reagana determinację w przezwyciężeniu tego wielowymiarowego kryzysu.

Jego wystąpienie w tak symbolicznym miejscu, pełne nawiązań do naszej historii, nie było jedynie czczą kurtuazją – to precyzyjnie wybrany odnośnik ilustrujący jego wizję polityczną w czasach wojny cywilizacji. Przesłanie jest jasne – cywilizacja jest tam, gdzie jest Bóg i chrześcijaństwo. Cywilizacja jest tam, gdzie są prawdziwe wartości i ludzie zdeterminowani, by ich bronić nawet za cenę życia. Cywilizacja jest tam, gdzie drzemie wewnętrzna siła, a nie tam, gdzie dokonuje się rozkład. Innymi słowy – cywilizacja jest w Warszawie, a nie w Hamburgu.

Oczywiście nie oznacza to, że nagle staliśmy się dla Waszyngtonu pępkiem świata - ale po raz kolejny rysuje się szansa, że nasz region stanie się dość istotnym elementem geopolitycznej układanki. Nie należy również popadać w bezkrytyczny klientelizm, do czego niepokojącą predylekcję zdradza część obozu patriotycznego i prawicowych mediów. Na szczęście Trump jest również biznesmenem, a to oznacza, że nie będzie się obrażał, więcej - będzie szanował sojuszników przemawiających językiem interesu. Patrząc na całokształt jego wizyty, wymowny jest kontekst Trójmorza, które tak niepokoi berliński establishment w perspektywie wyemancypowania się spod niemieckiej dominacji – tu „parasol ochronny” ze strony Waszyngtonu będzie nieodzowny, bo sami zwyczajnie nie damy rady. Trump wprawdzie nie zadeklarował się wprost jako protektor obszaru między Bałtykiem, Adriatykiem i Morzem Czarnym, lecz czas i miejsce wizyty są czytelnym sygnałem. Jest jeszcze jeden wart podkreślenia aspekt – nie potwierdzają się zarzuty o prorosyjskość Trumpa, choć paradoksalnie dobrze, że one padły, bo dzięki temu by oddalić podejrzenia, prowadzi wobec Rosji bardziej asertywną politykę, niż być może robiłby to w innych okolicznościach. Z pewnością nie da się Putinowi ograć jak Obama ze swym błazeńskim „resetem”.

Podsumowując, mamy to, o co nam chodziło - dostawy gazu i zmodernizowane „Patrioty”, do tego podkreślenie roli Polski w regionie, nie mówiąc już o tym, że świat dowiedział się o Powstaniu Warszawskim – Trump zafundował nam międzynarodowy „piar”. Trump też ma to czego chciał - sprzedał gaz i broń, oraz umocnił sojusznicze więzi. Słowem, mamy relację typu „win-win”. Widać to dobrze zza Odry - wystarczy przyjrzeć się kwaśnym minom i komentarzom niemieckiej prasy. Dobrze, że gramy w drużynie Trumpa, a nie po stronie popełniającej zbiorowe samobójstwo „starej Europy”. Możliwe, że właśnie w Warszawie zaczął wyrastać na naszych oczach prawdziwy mąż stanu.


Gadający Grzyb


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 28 (14-20.07.2017)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz