niedziela, 30 czerwca 2019

„Polityka” wg Patryka Vegi

Vega to reżyser, nazwijmy to, „kina dresiarskiego”, który teraz próbuje odgrywać Olivera Stone'a dla ubogich.

I. Kino najważniejszą ze sztuk

Uwaga - będę prorokował. Konkretnie - o filmie „Polityka” Patryka Krzemienieckiego, znanego szerzej jako Patryk Vega. Wpisuje się on w pewien trend, polegający na robieniu kampanii wyborczej siłami popkultury. Najwyraźniej w pewnym momencie liberalno-lewicowy mainstream artystyczno-medialny uznał, że musi wziąć sprawy we własne ręce, bo inaczej „pisiory” będą rządziły do końca świata. Przypomniano więc sobie o leninowskiej maksymie głoszącej, że „kino jest najważniejszą ze sztuk” i rzucono do boju filmowy półświatek pod wodzą różnych domorosłych Eisensteinów. Wskutek tego wkraczamy właśnie w trzecią z rzędu kampanię wyborczą, która w przestrzeni medialnej zdominowana zostanie przez film o jednoznacznie politycznym przesłaniu. Jak było to przy poprzednich tego typu „eventach”, towarzyszyć będzie mu profesjonalnie zorkiestrowany i rozpisany na wiele głosów zgiełk promocyjny, kreujący atmosferę skandalu i niemal drugiego Watergate. Oto bezkompromisowy twórca objawi przed Polakami mroczne zakamarki świata polityki i moralną zgniliznę rządzących.

To również wpisuje się w znany już schemat. Najpierw, przed wyborami samorządowymi uraczono nas „Klerem” Wojciecha Smarzowskiego, który też odsłaniać miał bulwersujące tajemnice duchowieństwa z niedwuznaczną intencją, że „prawda ekranu” uderzy rykoszetem w prawicę. Niedawno, przed wyborami europejskimi, podobnego zadania podjęli się bracia Sekielscy kręcąc na podstawie esbeckich kwitów dokument „Tylko nie mów nikomu” o pedofilii wśród księży i tuszowaniu jej przez biskupów. I to również miało pogrzebać PiS na zasadzie skojarzenia „Kościół = prawica”. No, a teraz, jak wiemy, rzucono na odcinek walki z reakcją Patryka Vegę – najpewniej uznano, że nie ma co się dłużej bawić w półśrodki i należy wprost przywalić w partię rządzącą, bo poprzednim razem głupi lud nie zrozumiał subtelnej aluzji.


II. Wypucować się przed ferajną

Tu, na marginesie, warto poruszyć ciekawy wątek swoistej ekspiacji - albo też, mówiąc językiem knajackim, bardziej pasującym do tego środowiska - „pucowania się” twórców w oczach swojej ferajny. Taki Smarzowski po nakręceniu „Wołynia”, uznanego nie wiedzieć czemu za film „pisowski” (czysty absurd, zważywszy jak długo PiS opierał się rękami i nogami przed zadrażnianiem relacji z Ukrainą na tle historycznych rozliczeń), spotkał się wręcz ze środowiskowym ostracyzmem, czego dobitnym dowodem było demonstracyjne pominięcie „Wołynia” przy rozdaniu najważniejszych nagród na festiwalu filmowym w Gdyni. Musiał więc szybko się naprostować, by zmyć z siebie odium „pisowca” - i brawurowo przeszedł przez ten czyściec „Klerem”, filmem nakręconym już po słusznej, lewackiej linii i na właściwej bazie. Trudno powiedzieć, za co pokutował Tomasz Sekielski wraz ze swym bratem – krew z krwi i kość z kości walterowskiego TVN-u. Za to, że dostał program w państwowej telewizji? W każdym razie, postanowił stać się „twórcą niezależnym”, co to zbiera po ludziach datki na „wstrząsający dokument”. Może zresztą zgłosił się do tej roboty na ochotnika, żeby dodatkowo się wykazać, nieważne. Ważne jest to, że jak ogłosił otwartym tekstem Jan Hartman w tekście „Czy Sekielscy obalą PiS?”, film wprawdzie może i „instrumentalizuje ofiary pedofilii”, lecz „w dobrej wierze i w dobrej sprawie”. Teraz natomiast certyfikat „koszerności” postanowił odzyskać Patryk Vega, który strefił się nieprawomyślnym „Botoksem” z antyaborcyjnym wątkiem i na dodatek jak ten głupi rozpowiadał na prawo i lewo o swym „nawróceniu”, kokietując prawicową publikę. Doprawdy, aż strach pomyśleć, jakie ciśnienia tu oddziałują w ramach środowiskowej presji, choć nieco światła rzucają na to losy aktorów, którzy odważyli się zagrać w „Smoleńsku” - odwracanie się plecami, zrywanie znajomości, niewybredne wyzwiska i oczywiście, uwalona kariera. Jeśli nie ominęło to nawet postaci o formacie i dorobku Jerzego Zelnika, to co mówić o artystach mniej znanych, dla których rola tu, rola tam, to być albo nie być? Środowiskowa dintojra w czystej postaci.


III. Oliver Stone dla ubogich

Po niezbędnym zarysowaniu tła środowiskowo-obyczajowego, przechodzimy teraz do zasadniczej części mojego proroctwa. Otóż z filmu Vegi nic nie będzie. Spójrzmy zresztą. „Kler” Smarzowskiego – najbardziej kasowy kinowy przebój III RP - nie powstrzymał PiS-u przed odwojowaniem szeregu sejmików. „Tylko nie mów nikomu” Sekielskich zebrał rekordową liczbę wyświetleń na You Tube, co nie przeszkodziło PiS w zdecydowanym wygraniu wyborów do europarlamentu, a dosłownie dzień później temat kościelnej pedofilii umarł, dziś ekscytując już tylko fanatycznych klerofobów. Stało się tak dlatego, że histeryczna kampania promocyjna może i napędziła frekwencję, ale jej nachalność i jawny zamiar „dowalenia PiS-owi” sprawiły, że do ludzi dotarło, iż poddawani są manipulatorskiej obróbce – to zaś rodzi efekt przekory, a nierzadko refleksję, że na tle tych oszalałych, antykościelnych fanatyków ten PiS to jednak jest całkiem umiarkowany i normalny. Śmiem wręcz twierdzić, że oba filmy przyniosłyby większy efekt, gdyby nie zostały obudowane tą całą toporną, medialną politgramotą – a tak, zostały odebrane w pakiecie razem z resztą przekazu skrajnego lewactwa, w tym z ekscesami w rodzaju ci...y na kiju podczas gdańskiej gej-parady.

Podobnie będzie z „Polityką” Patryka Vegi. Film ten trafi do dwóch podstawowych grup odbiorców – betonowych zwolenników „totalnej opozycji”, którzy i bez tego „wiedzą”, że PiS to wcielone zło oraz do dumnych posiadaczy ugruntowanego przekonania, że wszyscy politycy to świnie i kanalie. W obu przypadkach film nie spełni swego zadania, bo pierwsi i tak w żadnych okolicznościach na PiS by nie zagłosowali, drudzy zaś najczęściej nie chodzą na wybory, bo skoro wszyscy politycy to jedna złodziejska banda, to po co się fatygować. Rzecz jasna, frekwencja w kinach będzie jak ta lala, bo raz, że Vega to generalnie kasowy reżyser, dwa – machina marketingowa zrobi swoje (już robi) i ludzie pójdą z czystej ciekawości (tak jak ciekawość zagrała na rzecz oglądalności „Kleru” i „Tylko nie mów nikomu”). I właśnie tą frekwencją będą buzowały się przekaziory w przeświadczeniu, że film Vegi „zrobił” im kampanię wyborczą i tylko patrzeć, jak wnerwiona publika ruszy wprost z kinowych sal do lokali wyborczych, by zmieść „pisiorów” z powierzchni ziemi. Będą więc ze swojej strony dowalały do pieca – coraz mocniej, coraz bardziej bez sensu i umiaru, aż w końcu... ze szczętem „przegrzeją” temat.

Swoje zrobi również sam film i charakterystyczna dla Vegi estetyka. Vega to reżyser, nazwijmy to, „kina dresiarskiego”, który teraz próbuje odgrywać Olivera Stone'a dla ubogich (na tę okoliczność publicysta Jakub Majmurek ogłosił już Vegę na łamach „Wyborczej” „wieszczem klasy ludowej”). Tymczasem wystarczy zerknąć na udostępnione w ramach podgrzewania atmosfery fragmenty filmu, by zorientować się, jak to będzie wyglądało: zlepek karykaturalnych stereotypów, postaci przerysowane aż do groteski, kuriozalna charakteryzacja rodem z „rozmów w tłoku” pamiętanych z „Szymon Majewski Show”, gra aktorska jak w „Uchu prezesa”... No i jeszcze „Ferdek” Grabowski w roli Jarosława Kaczyńskiego oraz Zamachowski jako ojciec Rydzyk... litości. „Beki” na seansach będzie co niemiara – i właśnie owa „beka” w połączeniu z natarczywym waleniem widowni cepem po łbach zabije cały polityczny potencjał filmu, skutecznie odstraszając umiarkowany elektorat środka.

Z jednym wyjątkiem – im bardziej wrzaskliwą fetę urządzi lewactwo, im więcej towarzyszyć będzie obrazowi Vegi różnych „przegięć” w przestrzeni publicznej (a idę o zakład, że oni się nie powstrzymają), tym bardziej zmobilizuje się prawicowy elektorat – jak po filmie Sekielskich i z podobnym efektem. Tak więc, możemy sobie spokojnie przygotować popcorn, patrząc na to lewackie panopticum szaleństwa – a potem udać się do urn, z góry ciesząc się na ich skacowane miny dzień po wyborach.


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

„Kler”, czyli antykościelny „Żyd Suss”


Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/


Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 26 (28.06-04.07.2019)

2 komentarze:

  1. Jeżeli ci którzy pójdą i zagłosują na PiS są przekonani o jego prawicowości, to ja współczuję poziomu wiedzy o otaczajacym ich świecie. Mocno współczuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość ludzi ma w d... prawicowość i lewicowość. Głosują z zupełnie innych powodów.

      Usuń