niedziela, 22 października 2017

Ringier Axel Springer, czyli Imperium kontratakuje

Pozew RAS da się streścić filmowym cytatem - „jeśli cię złapią za rękę, krzycz, że to nie twoja ręka”.


I. RAS idzie w zaparte

Ringier Axel Springer skierował przeciw „Warszawskiej Gazecie” pozew w którym domaga się od nas publikacji przeprosin i 400 tys. zł. odszkodowania na cele społeczne. Szczerze mówiąc, w całej tej sytuacji towarzyszy mi narastające poczucie absurdu. Wiadomo co napisał Mark Dekan do swoich podwładnych w słynnym newsletterze po wyborze Donalda Tuska na stanowisko Przewodniczącego Rady Europejskiej; jego treść została odebrana jednoznacznie przez środowisko dziennikarskie i opinię publiczną jako niedopuszczalna ingerencja w niezależność dziennikarską i swoisty instruktaż; oburzenie wyrażali dziennikarze, w tym m.in. byli pracownicy RAS i Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. Charakterystyczne jest, że listu Dekana bronili w zasadzie jedynie aktualni pracownicy RAS – dla całej reszty postronnych obserwatorów sprawa była oczywista. W artykule „Medialna V kolumna” od którego zaczęła się awantura, nazwałem jedynie rzeczy po imieniu - i misję tę (bo to jest misja – przedstawiać sprawy tak jak się mają, bez eufemizmów i upiększeń) „Warszawska Gazeta” kontynuowała w kolejnych tekstach. Tymczasem szefostwo Ringier Axel Springer Polska zamiast zapaść się pod ziemię ze wstydu i pozwolić czytelnikom zapomnieć o sobie i nieszczęsnej wpadce z korporacyjnym okólnikiem, postanowiło przejść do kontrataku, wbrew elementarnym faktom i przyzwoitości utrzymując, że Mark Dekan wcale nie napisał tego, co napisał, a jego pismo to były tylko takie utrzymane w europejskim duchu „życzenia wszystkiego najlepszego” (wyjaśniam czytającym zapewne te słowa przedstawicielom RAS – użyłem tu przenośni, więc proszę nie odczytywać tego dosłownie, jak mają Państwo w zwyczaju przy tego typu frazach).

W każdym razie, pozew da się streścić filmowym cytatem - „jeśli cię złapią za rękę, krzycz, że to nie twoja ręka”. Niemiecko-szwajcarski koncern idzie w zaparte utrzymując, jak wynika z jego stanowiska, że nie padły takie zdania, jak „ideologia i prymitywne manipulacje przegrały z wartościami i rozsądkiem”, „w nadchodzącym czasie na autostradzie unijnej integracji pojawia się nie tylko pas szybkiego i wolnego ruchu, ale też parkingi. I to jest właśnie moment, gdy do gry włączają się wolne media, takie jak my” czy „podpowiedzmy im (czytelnikom – PL) co zrobić, żeby pozostać na pasie szybkiego ruchu i nie skończyć na parkingu”. Jak rozumiem, nie było również wyraźnego spozycjonowania się po jednej ze stron politycznego sporu („Razem z Tuskiem wygrali Polacy - wszyscy ci, którzy są dumni z przynależności do Unii Europejskiej”). Podkreślam – to nie jest ogólnikowe przypomnienie o „wartościach”, tylko wyrażone wprost oczekiwanie co do linii redakcyjnej podległych Dekanowi mediów i tonu w jakim dziennikarze powinni informować swoich odbiorców o wydarzeniach politycznych.


II. Bezstronność po niemiecku

Powyższe jest oczywiste dla każdego kto potrafi czytać ze zrozumieniem, dlatego koncern czując zapewne słabość swej argumentacji polegającej na odwracaniu kota ogonem, usiłował zmusić „Warszawską Gazetę” do milczenia śląc pisma przedprocesowe w których domagał się przeprosin i odszkodowań, licząc zapewne na tzw. „efekt mrożący”.

W pozwie szczególnie ubawił mnie fragment, w którym RAS stwierdza, iż „powód przy prowadzeniu działalności nie kieruje się względami politycznymi, nie manipuluje informacjami w celach politycznych, nie organizuje na nikogo nagonki, a przede wszystkim nie działa wbrew czy przeciwko interesom Polski. Powód nie naciska na swoich dziennikarzy, nie wymusza na nich niczego i nie dyktuje im co i jak mają pisać”. Czyli klasyczne zaklinanie rzeczywistości spod znaku: „komu wierzysz – mnie, czy własnym oczom?”. Retoryczne pytanie – czy tekst prezentujący pogląd, że zwycięstwo Tuska wbrew stanowisku polskiego rządu wcale nie jest wygraną „rozsądku i wartości” miałby szansę na zaistnienie w którymś z mediów RAS? Co do braku nacisków – wystarczy przypomnieć historię tekstu „Forbesa” „Kadisz za milion dolarów” po którym pracę stracił redaktor naczelny i autor artykułu, a gazeta zamieściła sążniste przeprosiny czy opisywaną w mediach działalność Petera Priora w „Fakcie” ingerującego w materiały redakcyjne krytyczne wobec PO, by wybuchnąć pustym śmiechem. A jeśli chodzi o nagonki – jak inaczej zinterpretować słynne okładki „Newsweeka” z Antonim Macierewiczem jako talibem, czy Jarosławem Kaczyńskim przedstawionym ze złowrogą miną na tle płomieni i podpisem „Dzień świra”? Z innej beczki – jak odebrać materiał prezentujący wypoczywających nad morzem Polaków, beneficjentów programu 500+, jako zgraję pijanych barbarzyńców zanieczyszczających wydmy?


III. Korzenie „europejskich wartości”

Wydawnictwo RAS bardzo ubodły nawiązania do III Rzeszy w warstwie tekstowej i wizualnej naszych artykułów, z czego należałoby wnosić, że można kogoś porównywać do islamskiego terrorysty (jak Macierewicza), ale np. do Goebbelsa – już nie. Podobnie RAS odżegnuje się od podejrzeń, jakoby realizował aktualną linię polityczną Niemiec, podczas gdy rzekomo jedynie prezentuje „wartości europejskie”. Cóż, jedno z drugim ma związek głębszy, niż mogłoby się na pozór wydawać. Jak trafnie zauważyła Reduta Dobrego Imienia w raporcie analizującym ton niemieckich mediów po wyborze Tuska na szefa Rady UE „w relacjach niemieckich mediów poświęconych wynikom szczytu UE i reelekcji Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego RE dominowała satysfakcja. Wybór Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej uznany został za porażkę polskiego rządu” - wypisz wymaluj, retoryka newslettera Marka Dekana. Więcej - „dla Niemców idea integracji europejskiej wydaje się stanowić element tożsamościowy. Stopień utożsamienia niemieckich elit opiniotwórczych z ideą integracji europejskiej sprawia, że debata/spór traktowane są jako próba podważenia europejskiego ładu”.

I nad tym „elementem tożsamościowym” warto się na chwilę zatrzymać, towarzyszy on bowiem Niemcom nie od dziś. Niedawno miesięcznik „WPiS” w artykule Leszka Sosnowskiego przytoczył fragment „Raportu końcowego gubernatora dystryktu warszawskiego” z grudnia 1944 r. autorstwa oficera SS dr Friedricha Gollerta. Czytamy w nim: „Idea europejska jest szeroko rozpowszechniona wśród narodu polskiego. Dotychczas jednak Polacy obawiali się stale, że nie będzie dla nich miejsca w tej zjednoczonej Europie. Jeśli teraz damy im nadzieję, że w tej nowej Europie będą mogli prowadzić i rozwijać życie zgodnie ze swym charakterem i kulturą, to właśnie obecnie w III Rzeczypospolitej [zabieg autora „WPiS” - chodzi oczywiście o Generalne Gubernatorstwo] przeważająca większość narodu polskiego przyjmie tę politykę niemiecką z największym zrozumieniem”. Porównajcie sobie Państwo ten cytat z retoryką listu Dekana. Brzmi znajomo? Okazuje się, że wzniosłe europejskie frazesy w niemieckim wydaniu są obrośnięte historycznymi kontekstami o których dziś Niemcy wolałyby zapomnieć – więc tym bardziej należy im o tym przypominać.

Patrząc szerzej, trudno wniesiony akurat teraz, po pół roku, pozew traktować inaczej niż jako salwę wyprzedzającą w zbliżającej się kampanii o repolonizację (dekoncentrację) mediów. „Warszawska Gazeta” od zawsze była zwolennikiem tej opcji, ponieważ dominacja zagranicznego kapitału w przestrzeni informacyjnej i opiniotwórczej zawsze niesie ze sobą ryzyko, że krajowa opinia publiczna kształtowana będzie przez obce ośrodki – tym bardziej, jeśli wziąć pod uwagę bliskie związki niemieckich mediów ze światem tamtejszej polityki, wyrażające się chociażby w nieformalnej instytucji „kręgów”. Owe „kręgi” to coś na kształt klubów, w których dziennikarze spotykają się z politykami, by w luźnej atmosferze (np. kolacyjki w restauracjach, grille itp.) uzgadniać przekaz, który następnie idzie w świat jako głos „niezależnych” mediów. Tak wygląda „kontrolna funkcja prasy” w niemieckiej rzeczywistości i nie oszukujmy się – ma to przełożenie także na urabianie opinii publicznej w Polsce.


Gadający Grzyb


Na podobny temat:

Media w Niemczech – na służbie władzy


PS. Wklejam treść newslettera Dekana (za wPolityce.pl):



Drogie Koleżanki i Koledzy,
Barcelona kontra PSG 6:1 - co to był za mecz! Jednak to nie te rozgrywki zasłużyły na miano starcia tygodnia. Ta kategoria należała do dwóch Polaków, którzy zmierzyli się ze sobą na arenie europejskiej, a ich spotkanie zakończyło się wynikiem 27:1!
Wyłącznym zwycięzcą nie jest jednak Donald Tusk, tak jak Kaczyński nie jest jedynym przegranym. Razem z Tuskiem wygrali Polacy - wszyscy ci, którzy są dumni z przynależności do Unii Europejskiej.
Badania pokazują, że takie poglądy ma blisko 80% polskiego społeczeństwa. Co do przegranych w tym starciu, to obok Jarosława Kaczyńskiego znalazła się dobra reputacja Polski jako rzetelnego partnera w UE.
Czego się dowiedzieliśmy:
1. Kaczyński, zapewne wbrew sobie, stał się najskuteczniejszym orędownikiem reelekcji Donalda Tuska.
2. Ideologia i prymitywne manipulacje przegrały z wartościami i rozsądkiem. Zarówno rządzone przez Orbana Węgry, jak i pozostałe kraje Grupy Wyszehradzkiej, poparły w głosowaniu Tuska.
3. UE nauczyła się, że o jedność nie warto zabiegać za wszelką cenę. To bardzo cenna lekcja na przyszłość, która z pewnością przyspieszy wdrażanie koncepcji UE różnych prędkości.
Ta ostatnia z lekcji ma kluczowe znaczenie dla Polski. W nadchodzącym czasie na autostradzie unijnej integracji pojawia się nie tylko pas szybkiego i wolnego ruchu, ale też parking. I to jest właśnie moment, gdy do gry włączają się wolne media, takie jak my.
Nigdy nie zapominajmy o podstawowych wartościach, jakie reprezentujemy: opowiadamy się za wolnością, rządami prawa, demokracją i ZJEDNOCZONĄ EUROPĄ.
Pamiętajmy, że większość naszych czytelników i użytkowników należy do tej miażdżącej większości, która popiera członkostwo Polski w UE. Podpowiedzmy im co zrobić, żeby pozostać na pasie szybkiego ruchu i nie skończyć na parkingu.
Stawką w tej grze jest wolność i pomyślność przyszłych pokoleń.
Polacy popierają Unię Europejską.
<Polaków> popiera członkostwo Polski w UE.
Wskazują na to wyniki ankiety przeprowadzonej 9 marca przez Instytut Badań Rynkowych i Społecznych (IBRiS).
osób w wieku 35–44 lat, mieszkających w dużych miastach (pow. 500 tys. mieszkańców) popiera polskie członkostwo w UE - jest to najwyższy poziom akceptacji wśród wszystkich grup wiekowych.
<Polaków > opowiada się za opuszczeniem przez Polskę UE. Jednak w grupie wiekowej 18–24 lat odsetek ten wzrasta do 26%.
Choć wyniki badań napawają optymizmem, to jednocześnie rodzą pytania, na które warto poszukać odpowiedzi.
Dlaczego krytyczna postawa wobec Europy jest widoczna zwłaszcza wśród młodego pokolenia? Dlaczego w mniejszym stopniu wierzy ono w ideę wspólnej Europy?
Z pewnością po części przyczyniło się do tego obrzucanie UE błotem przez populistów oraz kreowany w mediach negatywny obraz pogrążonej w kryzysie Unii. Są to kwestie, na które UE powinna zwrócić większą uwagę.
Obywatele Europy dostrzegli obecność tego trendu wśród młodszego pokolenia i samodzielnie podejmują działania. Swoje poparcie dla zjednoczonej Europy wyrażają poprzez inicjatywę pod nazwą „Pulse of Europe”.
Warto się z nią zapoznać: www.pulseofeurope.eu http://app.getresponse.com/click.html?x=a62b&lc=s0xZO&mc=Iw&s=KbPbmN&u=SeNZj&y=d&
(…)
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 42 (20-26.10.2017)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz