Zaprezentowane
projekty czynią prezydenta niejako arbitrem na linii
parlament-sądownictwo i kimś w rodzaju „patrona trzeciej
władzy”.
I. Patron
trzeciej władzy
W
przedstawionych przez Andrzeja Dudę założeniach do ustaw o Sądzie
Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa wyraźnie
widać podstawową tendencję: o ile zawetowane ustawy PiS znacząco
zwiększały zakres uprawnień ministra sprawiedliwości, o
tyle zaprezentowane właśnie projekty poszerzają w ogromnym stopniu
prerogatywy prezydenta, czyniąc go niejako arbitrem na linii
parlament-sądownictwo i kimś w rodzaju „patrona trzeciej
władzy”.
Jeśli
chodzi o projekt ustawy o Sądzie Najwyższym, nie jest najgorzej.
Sędziowie mają przechodzić w stan spoczynku w wieku 65 lat – z
możliwością dwukrotnego zwrócenia się do prezydenta o przedłużenie
orzekania na okres 3 lat. Maksymalnie mogliby zatem odwlec
przeniesienie w stan spoczynku o 6 lat, do ukończenia 71 roku życia –
dziś wiek „emerytalny” wynosi 70 lat z opcją przedłużenia
o 2 lata za zgodą I Prezesa SN. W obecnej sytuacji oznacza to
wygaszenie kadencji ok. 40 proc. sędziów SN – 29 już ukończyło
65 lat, zaś kolejnych dwoje (w tym prezes Małgorzata Gersdorf)
wejdzie w wiek emerytalny w tym roku. Jednolity wiek emerytalny dla
obu płci jest ewidentną odpowiedzią na zarzuty Timmermansa, który
uznał zróżnicowanie pod tym względem za „dyskryminację”.
Pozostaje pytanie, jak w tym kontekście przedstawia się kwestia
kadencji prof. Małgorzaty Gersdorf (piastować ma swą funkcję do 2020
r.) - czy w przypadku uchwalenia ustawy w obecnym kształcie prezydent
Duda nie skorzysta ze swych uprawnień, by przedłużyć jej okres
orzekania... W każdym razie, mamy tu projekt znacząco łagodniejszy od
wcześniejszych rozwiązań, wg których kadencja sędziów SN wygasała
natychmiast, za wyjątkiem wskazanych przez ministra sprawiedliwości.
Kolejny
punkt, to powołanie Izby Dyscyplinarnej SN, co jest zgodne z
wcześniejszymi zamiarami PiS – tu kontrowersji nie ma, potrzebę
powołania takiego organu widzi chyba każdy poza samymi sędziami.
Dodatkowo dobrym pomysłem jest udział czynnika społecznego, czyli
ławników zgłaszanych przez obywateli lub organizacje społeczne, a
wybieranych przez Senat na czteroletnią kadencję. Wątpliwości budzi
jedynie możliwość ustalania liczby ławników przez Kolegium Sądu
Najwyższego – znając niechęć sędziów do kontroli społecznej i
pogardę środowiska prawniczego dla „amatorów” spoza
branży, można się spodziewać prób ograniczania liczby ławników i
dobierania sobie tych najbardziej „posłusznych”.
No i wreszcie
postulat powołania Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych
rozpatrującej skargi nadzwyczajne – czyli rodzaj specjalnej
instytucji odwoławczej od prawomocnych orzeczeń sądów w przypadku,
gdy te w ocenie skarżącego w sposób rażący naruszyły prawo. Tu jednak
wymagani będą pośrednicy, czyli m.in. Prokurator Generalny, Rzecznik
Praw Obywatelskich oraz inne urzędy w zakresie swych właściwości, lub
grupa 30 posłów bądź 20 senatorów – najprawdopodobniej zatem
wspomniane instytucje będą pełniły funkcje „sita”
selekcjonującego wstępnie skargi. W Izbie Kontroli Nadzwyczajnej
również zasiadać będą ławnicy.
Podsumowując
ten element reformy – z grubsza jest pozytywnie, choć z
pewnością nie tak radykalnie, jak proponował zawetowany projekt
ministerstwa sprawiedliwości.
II. Obrońca
„nadzwyczajnej kasty”
Na
tym jednak plusy się kończą, bowiem projekt ustawy o KRS trudno
ocenić inaczej, niż jako sabotaż – a to właśnie KRS jest
organem decydującym o doborze sędziowskich kadr, natomiast z kolei
kadry – że zacytuję klasyka - „decydują o wszystkim”.
Przede wszystkim, prezydencki projekt podtrzymuje zaporową większość
wyboru członków KRS przez Sejm – 3/5 głosów. Takiej większości
PiS nie ma i mieć nie będzie, a na współpracę któregokolwiek z
ugrupowań opozycyjnych trudno liczyć. Co więcej, inicjatywa
prezydenta zakłada, że w przypadku niemożności wyboru przez Sejm,
członków KRS wskaże spośród kandydatów prezydent – rzecz w tym,
że takie rozwiązanie wymaga zmiany konstytucji. Nawet zakładając, że
PiS zgodziłoby się na propozycję prezydenta, zwyczajnie nie uzbiera
niezbędnej do nowelizacji ustawy zasadniczej większości 2/3 głosów.
Co więcej, prezydent zagroził, że w przypadku dokonania przez Sejm
znaczących zmian w projekcie znów zawetuje ustawę. Czyli
mamy ewidentną obstrukcję – pod pozorem chęci reformy
zaproponowane rozwiązania są w praktyce nie do przeforsowania. A więc
trzon sędziowskiego establishmentu pozostanie nienaruszony.
W tej sytuacji „prodemokratyczny” pomysł zgłaszania
kandydatów przez grupy 2 tys. obywateli jest pustą błyskotką.
I
tu mamy dwa aspekty wspomnianego wyżej pozycjonowania się Andrzeja
Dudy w roli arbitra i patrona władzy sądowniczej – formalny i
nieformalny.
Formalny polega na poszerzeniu prerogatyw prezydenta w postaci
wskazywania nominatów do Krajowej Rady Sądownictwa (gdyby jakimś
cudem udało się przepchnąć odnośne regulacje prawne). Aspekt
nieformalny zaś sprowadza się do prezydenckiego parasola ochronnego
nad sędziowską korporacją polegającego na symulowaniu chęci zmian, a
w istocie - obronie status quo. W ten sposób ocalony zostanie
najtwardszy rdzeń układu – i mam wrażenie, że właśnie o to
chodziło. Duda wyraźnie puszcza tu oko do zasiedziałego prawniczego
mainstreamu – jestem po waszej stronie. Ponieważ jednak musiał
się pokazać jako zwolennik zmian, więc wykonał gambit –
poświęcił (w ograniczonym zakresie) Sąd Najwyższy, by uratować
kluczową pozycję, jaką jest KRS. Znamienne są powściągliwe reakcje
„totalnie opozycyjnych” mediów z „Wyborczą”
na czele, tudzież nagle pojednawczy ton Fransa Timmermansa –
oni już wiedzą, że przyczółki zostały obronione.
III. Gra o
reelekcję
Na
powyższe nakłada się starcie ze Zbigniewem Ziobrą, dążącym do
niepodzielnej dominacji nad wymiarem sprawiedliwości.
Tu trzeba przypomnieć, że Duda był niegdyś protegowanym Ziobry, który
„zdradził” swego protektora zostając w PiS po secesji
Solidarnej Polski. Dziś role się odwróciły – Ziobro jest twarzą
próby zaordynowania radykalnej kuracji przeczyszczającej środowisku
sędziowskiemu (z błogosławieństwem prezesa Kaczyńskiego), a Duda
wszedł w rolę rozbijacza jednolitego dotąd frontu i hamulcowego
zmian. Oczywiście, Ziobro przy okazji stara się wzmocnić swą pozycję
polityczną i zakres władzy – dążąc wręcz do ręcznego sterowania
sądami na wzór prokuratury. Duda natomiast za wszelką cenę nie chce
do tego dopuścić, samemu zgłaszając roszczenia do wpływu na wymiar
sprawiedliwości – nawet za cenę zablokowania kluczowej reformy
i potencjalnie destrukcyjnej wojny domowej w obozie „dobrej
zmiany”. Do pełnego obrazu należy jeszcze dodać konflikt z
Antonim Macierewiczem i Witoldem Waszczykowskim – czyli próbę
„rozepchnięcia się” w ramach konstytucyjnych prerogatyw w
obszarach sił zbrojnych i polityki zagranicznej. Słowem,
Andrzej Duda, emancypując się z partyjnego gorsetu i wybijając się na
niezależność rozsadza dotychczasową strukturę władzy.
Dodatkowo, w tle wciąż majaczy 45-minutowa rozmowa z 18 lipca z
kanclerz Angelą Merkel, której głównym tematem wg komunikatu
rzecznika niemieckiego rządu była kwestia praworządności w Polsce.
Najwyraźniej
prezydent uznał, że odium „marionetki” i poplecznika
pisowskich „radykałów” stanowi zagrożenie dla jego
reelekcji. Postanowił zatem zerwać partyjne wędzidła i rozpocząć
własną grę – tyle, że będzie potrzebował w niej sojuszników. I
właśnie zaczął ich sobie kaptować – na początek wśród
„nadzwyczajnej kasty ludzi”, kreując się na
odpowiedzialnego i umiarkowanego reformatora, dufny w sondażowe
wskaźniki popularności i licząc przy tym na to, że PiS nie mając
wyjścia poprze jego kandydaturę w 2020 r. Może
się przeliczyć, bo jeżeli Jarosław Kaczyński uzna, że Duda zdradził
„dobrą zmianę”, to prezydent zostanie bez zaplecza,
struktur i pieniędzy – a właśnie tym, a nie ulotnymi słupkami
zaufania i poparciem skompromitowanych w oczach społeczeństwa elit
wygrywa się wybory.
Jak by nie patrzeć, teraz zarówno „totalna opozycja”, jak
i zagranica wiedzą, że słabym punktem obozu rządzącego jest pałac
prezydencki.
Gadający
Grzyb
Na
podobny temat:
Notek
w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Artykuł
opublikowany w tygodniku „Warszawska
Gazeta” nr 39 (29.09-05.10.2017)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz